William Shakespeare, Akt I. Scena 1, przeł. Czesław Miłosz [w:] tenże, Dwanaście dramatów, t. 2, oprac. Anna Staniewska, Świat Książki, Warszawa 1999, s. 147–154.

<title type="main">Jak wam się podoba Jak wam się podoba William Shakespeare Autor przekładu Miłosz, Czesław (1911-2004) Świat Książki Warszawa
Akt pierwszy
SCENA PIERWSZA Orlando

Jak pamiętasz, Adamie, w testamencie zapisał mi tylko nędzne tysiąc koron. Słusznie mówisz, na łożu śmierci nakazał memu bratu, żeby dobrze mnie wychował. I tu zaczynają się moje nieszczęścia. Mego brata Jakuba posłał do szkół i złote wieści dochodzą o jego postępie w naukach. A mnie chowa po wiejsku w domu, to znaczy trzyma mnie w domu bez wychowania. Bo czy nazwiesz wychowaniem u dobrze urodzonego jak ja, być trzymanym niby wół w oborze? Jego konie są lepiej wy- chowywane niż ja, bo nie tylko je karmi, ale szkoli w maneżu i wydaje pieniądze na dżokejów. A ja, jego brat, nic z tego nie miałem, tyle, że rosłem, ale bydlęta na jego gnoju mogą mu być wdzięczne tyle samo. W dodatku to niemal nic, które mi daje, a które jest mi należne z natury, jeszcze chce odebrać. Każe mi jadać ze swymi parobkami, odmawia miejsca należnego bratu, i moje szlachectwo psuje brakiem wykształcenia. To właśnie mnie wścieka. Czuję, że duch mego ojca zaczyna się we mnie buntować przeciwko temu poddaństwu. Nie będę go znosić dłużej, choć nie wiem jeszcze, jak to zrobić.

Adam Właśnie nadchodzi mój pan, twój brat. Orlando

Stań tu obok, Adamie, a usłyszysz, jak się będzie ze mnie natrząsał.

Adam oddala się nieco. Oliwer No i cóż, kawalerze, cóż tu robisz? Orlando Nic, bo niczego mnie nie nauczono. Oliwer Więc cóż tutaj psocisz, kawalerze? Orlando

Na honor, panie, pomagam ci swoim próżniactwem psuć to, co Bóg stworzył - twego biednego, niegodnego brata.

Oliwer Do licha, kawalerze, zajmij się czymś lepiej i przestań gadać. Orlando

Czyż mam paść twoje wieprze i żreć razem z nimi żołędzie? Jakąż to część dziedzictwa roztrwoniłem, że doszedłem do takiej nędzy?

Oliwer Czy wiesz, gdzie jesteś, mój panie? Orlando Wiem dobrze, w twoim ogrodzie. Oliwer Czy wiesz, przed kim stoisz, mój panie? Orlando

O, lepiej, niż ten, przed którym stoję, wie z kim mówi. Wiem, że jesteś moim starszym bratem. Głos krwi mógłby ci powiedzieć, kim jestem. Dobry obyczaj narodów pozwala ci być lepszym ode mnie, dlatego że jesteś pierworodny, ale ten sam obyczaj nie odejmie mi mojej krwi, chociażby stało między nami dwudziestu braci. Mam tyleż samo z ojca co ty, choć przyznaję, że przyszedłeś na świat przede mną i łatwiej ci ojca udawać.

Oliwer Co powiedziałeś, smarkaczu? Uderza go. Orlando Powoli, powoli, mój starszy bracie, jesteś na to jeszcze za zielony. Chwyta go gardło. Oliwer Podnosisz na mnie rękę, łajdaku? Orlando

Nie jestem łajdakiem. Jestem najmłodszym synem Rolanda de Boys, on był moim ojcem i jest po trzykroć łajdakiem, kto ośmiela się twierdzić, że z takiego ojca rodzą się łajdacy. Gdybyś nie był moim bratem, nie zdjąłbym mej ręki z twego gardła, dopóki tą drugą nie wydarłbym ci języka za podobne słowa. Ty siebie znieważasz.

Adam zbliża się. Adam

Najmilsi panowie, spokoju, spokoju. Przez pamięć waszego ojca, pogódźcie się.

Oliwer walczy Mówię ci, puść mnie. Orlando

Puszczę cię, kiedy mi się spodoba. Może teraz zechcesz mnie wysłuchać. Ojciec nakazał ci ostatnią wolą, abyś dał mi dobre wychowanie. A ty chowałeś mnie jak parobka, robiłeś wszystko, abym nie dowiedział się, czym są szlacheckie cnoty. Duch mego ojca woła we mnie i nie myślę dłużej tego znosić. Więc albo daj mi ćwiczenia, jakie przystoją memu urodzeniu, albo wypłać mi ten ubogi dział, który ojciec mi zapisał — pójdę w świat szukać szczęścia.

Puszcza go. Oliwer

I cóż poczniesz? Wydasz pieniądze i będziesz chyba żebrać? Dobrze, idź. Mam dość twoich dąsów. Możesz dostać część tej twojej „ostatniej woli".

Orlando

Nie mam zamiaru bardziej cię obrażać, niż tego wymaga moje dobro.

Zamierza odejść. Oliwer Wynoś się z nim razem, ty stary psie. Adam

Czy stary pies to moja zapłata? To prawda, straciłem zęby w twojej służbie! Mój stary pan, Boże świeć nad jego duszą, nie wyrzekłby tego słowa.

Orlando i Adam wychodzą. Oliwer Ach, więc to tak? Zaczynasz mnie przerastać!

Potrafię ja ciebie wyleczyć z tej krzepy, a tysiąca talarów nie dostaniesz. Hej, Dionizy!

Dionizy pojawia się w domu. Dionizy Wasza miłość wołała? Oliwer Czy nie chciał ze mną mówić Karol, książęcy zapaśnik? Dionizy

Do usług Waszej Miłości, jest tutaj od dłuższego czasu pod drzwiami i naturalnie prosi o posłuchanie.

Oliwer Zawołaj go. Dionizy wychodzi. Znakomity sposób... a jutro właśnie zapasy. Karol Kłaniam się uniżenie Waszej Dostojności. Oliwer Kochany panie Karolu... witają się Jakież nowe nowiny na nowym dworze? Karol

Nie ma żadnych nowin na dworze, wasza dostojność, są tylko stare nowiny: to jest, że stary książę został wygnany przez swego młodszego brata, nowego księcia, a trzech czy czterech od- danych mu panów poszło z nim dobrowolnie na wygnanie. Ich ziemie i dochody bogacą nowego księcia, więc chętnie pozwolił im na tułaczkę.

Oliwer

Nie wiesz czasem, czy Rozalinda, córka księcia, też została z ojcem wygnana?

Karol O nie! Bo córka nowego księcia, jej kuzynka, tak ją kocha

- wychowywały się przecież razem od kolebki - że raczej poszłaby z nią na wygnanie albo umarła, gdyby je rozłączono... Jest na dworze, a jej stryj lubi ją nie mniej niż własną córkę i nigdy dwie damy nie kochały się tak jak one.

Oliwer Gdzież zamierza osiąść stary książę? Karol

Mówią, że przebywa teraz w Lesie Ardeńskim, a z nim razem wielu wesołych ludzi. Tam żyją jak dawny angielski Robin Hood. Powiadają ludzie, że co dzień przyłącza się do nich wielu młodych panów i spędzają tam czas beztrosko, jak gdyby żyli w złotym wieku.

Oliwer No, a jutro walczysz przed nowym księciem? Karol

Tak jest, Wasza Miłość i przychodzę właśnie w tej sprawie. Powiadomiono mnie poufnie, że wasz młodszy brat, Orlando, ma zamiar wystąpić w przebraniu przeciwko mnie i podjąć wyzwanie. Jutro, Wasza Miłość, walczę o moją sławę i niech będzie zadowolony, kto wyjdzie bez połamanych kości. Wasz brat jest za młody i za delikatny. Bacząc na moje uczucia ku Waszej Miłości byłoby mi przykro, gdybym go poturbował. A będę musiał to zrobić, jeżeli wystąpi. Żywiąc ku wam przyjaźń, przychodzę o tym uprzedzić. Niech Wasza Miłość zechce albo odwieść go od tego zamiaru, albo przygotować się na nieprzyjemność, jeżeli będzie się upierał. To tylko zależy od niego i naprawdę byłoby to wbrew mojej woli.

Oliwer

Karolu, dziękuję ci za ten dowód życzliwości, przekonasz się, że potrafię się sowicie odwdzięczyć. I ja wiem o tym zamiarze mojego brata: starałem się wszelkimi sposobami odwieść go od tego. Ale nie chciał słuchać. Mówię ci, Karolu, to jest najbar- dziej uparty chłopak w całej Francji, niesłychanie zarozumiały, zazdrosny o cudze talenty, w dodatku skrycie i bezczelnie knuje przeciwko mnie, swemu rodzonemu bratu. Więc pozostawiam do twego uznania, wszystko mi jedno, czy skręcisz mu kark, czy palec. I radzę ci, uważaj. Bo jeżeli tylko lekko go nadwyrężysz, albo, jeżeli nie uda mu się odnieść nad tobą jakiegoś zupełnego zwycięstwa, gotów użyć przeciwko tobie trucizny, zastawić jakąś zdradziecką pułapkę - i nie spocznie, zanim nie odbierze ci życia w taki czy inny podstępny sposób. Bo zapewniam cię (a mówię to niemal ze łzami w oczach), nie ma na świecie tak młodej i zarazem tak nikczemnej istoty Mówię o nim wciąż jeszcze jako brat, ale gdybym zechciał opisać go bezstronnie, musiałbym rumienić się i płakać, a ty stałbyś tutaj blady i osłupiały.

Karol

Cieszę się serdecznie, Wasza Miłość, że tutaj przyszedłem. Jeżeli jutro wystąpi, dostanie swoją zapłatę, jeżeli będzie mógł potem chodzić o własnych siłach, to gotów jestem wyrzec się raz na zawsze walk o nagrodę. A zatem zostańcie z Bogiem, Wasza Miłość.

Oliwer Do widzenia, Karolu. Karol wychodzi.

Teraz jeszcze trochę podgrzeję mego osiłka. Spodziewam się, że zobaczę jego koniec. Bo moja dusza, sam nie wiem czemu, nienawidzi go jak nikogo innego. Cóż, on jest łagodny, nigdy się nie uczył a dużo umie, ma dobre maniery, wszystkich czaruje i tak jest lubiany, szczególnie w moim domu, gdzie go najlepiej znają, że mnie zupełnie spycha w cień. Ale to dłużej trwać nie będzie. Ten zawodnik już to załatwi. Teraz tylko podniecić chłopaczka, co zaraz się zrobi.

William Shakespeare, Jak wam się podoba, przeł Czesław Miłosz [w:] tenże, Dwanaście dramatów, t. 2, oprac. Anna Staniewska, Świat Książki, Warszawa 1999, s. 143-279.

File access denied

Type: application/pdf

File size: 56.38 MB

William Shakespeare, Akt I. Scena 1, przeł. Czesław Miłosz [w:] tenże, Dwanaście dramatów, t. 2, oprac. Anna Staniewska, Świat Książki, Warszawa 1999, s. 147–154.

Download a TEI XML fragment

Type: text/html

File size: 0.02 MB

Author

Shakespeare, William (1564-1616)

Uniform Polish title

Jak wam się podoba

Uniform original title

As You Like It

Collection title

Jak wam się podoba

Translation title

Jak wam się podoba

Year of publication

1999

Year of completion

1940-1950

Place of publication

Warszawa

Place of completion

Warszawa

Source of scanned image

Zbiory prywatne

Location of original

Open Source Shakespeare (OSS)

Jak wam się podoba

Uniform Polish title

Jak wam się podoba

Uniform original title

As You Like It

Source of scanned image

Zbiory prywatne

Translator

Miłosz, Czesław (1911-2004)

Czesław Miłosz (1911–2004) był jednym z najwybitniejszych poetów XX w., laureatem Literackiej Nagrody Nobla z 1980 r. Po wyjeździe z...