William Shakespeare, Akt pierwszy. Scena I, [w:] tenże, Król Lir, spol. Jan Kasprowicz, Instytut Wydawniczy „Biblioteka Polska”, Warszawa 1922, s. 6–19.

<title type="main">Król Lir : tragedja w pięciu aktach Król Lear William Shakespeare Autor przekładu Kasprowicz, Jan (1860-1926) Instytut Wydawniczy "Bibljoteka Polska" Warszawa
AKT I
Scena pierwszy Sala przyjęć w pałacu króla Lira. (wchodzą KENT, GLOSTER i EDMUND) KENT:

Myślałem, że król bardziej sprzyja księciu Albanji, niż kom walijskiemu.

GLOSTER:

Tak nam się zawsze zdawało; ale dzisiaj, przy podziale królestwa, nie widać, którego z książąt ceni sobie więcej — tak odważa ich przymioty, iż wyboru pomiędzy jedną a drugą połową żadna skrupulatność uczynić nie zdoła.

KENT:

Nie twój to syn, miłościwy panie?

GLOSTER:

Wyhodowanie go było dla mnie ciężarem: tylokrotnie rumieniłem się, przyznając się do niego, że teraz jużem się zahartował w tym względzie.

KENT:

Nie rozumiem waszmości.

GLOSTER:

Panie miłościwy, matka tego młodziana znała się na rzeczy: dzięki temu pogrubiała w pasie i naprawdę, miłościwy panie, prędzej znalazła syna do kołyski, niż małżonka do łoża. Węszysz w tem waszmość jakiś krok fałszywy?

KENT:

Nie mogę sobie życzyć, aby kroku tego nie było, ponieważ skutek tak jest wydatny.

GLOSTER:

Ale mam syna, miłościwy panie, prawowitego; kilka lat starszy, niż ten; wyżej go przecież nie szacuję: chociaż ten łobuz przyszedł na świat nieco zuchwale, zanim go przywołano, to jednak matka jego była piękna; wesoła była zabawa, kiedy go sprawiano, i dlatego też trzeba się przyznać do niego. Znasz tego szlachetnego pana, Edmundzie?

EDMUND:

Nie, miłościwy panie.

GLOSTER:

Imćpan Kent; pamiętaj-że o nim na przyszłość jako o moim zacnym przyjacielu.

EDMUND:

Jestem na usługi waszej łaskawości.

KENT:

Muszę kochać waćpana i proszę o bliższą znajomość.

EDMUND:

Miłościwy panie, będę się starał zasłużyć na nią.

GLOSTER:

Był zagranicą lat dziesięć i znowu tam się udaje, (odgłos trąb) Król nadchodzi.

(wchodzą LIR, KSIĄŻĘ KORNWALIJSKI, ALBAŃSKI, GONERYLA, REGANA, KORDELJA i ŚWITA) LIR:

Wprowadź tu panów Francji i Burgundji, Glosterze!

GLOSTER:

Zaraz uczynię to, władco.

(wychodzą GLOSTER i EDMUND) LIR: Tymczasem chcemy wyrazić co skrytsze Nasze zamiary. Podajcież tu mapę. Podzieliliśmy, wiedzcie, na trzy części Nasze królestwo: naszem jest niezłomnem Postanowieniem z trosk i spraw wszelakich Otrząsnąć starość naszą i na młodsze Zwalić je siły, samym zaś do grobu Wlec się bez tego ciężaru. Nasz synu, Panie Komwalji, i niemniej nam miły Synu albański, mamy tej godziny Stanowczą wolę ogłosić posagi Każdej z cór naszych, aby dziś zapobiec Waśniom na przyszłość; książęta francuski Oraz burgundzki, współzawodniczący O miłość naszej najmłodszej, oddawna Zalotne czynią zabiegi na naszym Dworze, czekając odpowiedzi. Mówcie, Córki wy moje, jako że pragniemy Pozbyć się rządów, dzierżaw i trosk stanu, Która z was, pytam, najbardziej nas kocha, Bym najhojniejsze wydzielił wiązanie Według wymagań natury i zasług. Ty, Gonerylo, nasza pierworodna, Mówże ty pierwsza. GONERYLA: Panie miłościwy, Kocham was bardziej, niźliby to można Ogarnąć słowem, więcej, niźli światłość, Przestwór, swobodę; nad wszystko, co bywa W cenie, co rzadkie jest i co bogate; Nie mniej od życia, zdrowia, czci, piękności; Jak kiedykolwiek miłowało dziecko, A ojciec bywał kochanym; to miłość, Której wyrazić nie zdołam, tak biedny Przy niej jest dech mój i tak słabe słowo! Kocham was, ojcze, ponad wyraz wszelki. KORDELJA: (na stronie) Cóż ma Kordelja rzec? Kochać i milczeć! LIR: Wszystkich obszarów od tej do tej linji, Bogatych w lasy cieniste i łany, W obfite rzeki i łąki rozległe, Ty będziesz panią. Twojem to na wieki Oraz potomstwa Albanji... Cóż powie Ta nasza druga córka, ta najdroższa Nasza Regana, małżonka Komwalji? GONERYLA: Panie! Z tegom samego kruszcu, co ma siostra, Oceniaj-że mnie według jej wartości. Czuję w swem szczerem sercu, iże ona Moją prawdziwą wyraziła miłość, Przecież nie całkiem, gdyż ja się być mienię Nieprzyjaciółką wszelkich innych uciech, Jakie zawiera naj drogocenniejszy Krąg naszych zmysłów — szczęśliwam jedynie, Posiadłszy miłość waszej wysokości. KORDELJA: (na stronie) Biedna Kordelja! Przecież nie, albowiem Miłość ma, wiem to napewno, bogatsza, Niźli mój język. LIR: Tobie i twoim pozostanie w spadku Po wieczne czasy ta duża część trzecia Naszego państwa pięknego, nie mniejsza Co do przestrzeni, wartości i czasu Od tej, którąśmy dali Goneryli. A teraz, nasza pociecho ostatnia, Ale jednako dodatnia, o której Miłość zabiega wino Francji razem Z mlekiem Burgundji, ażeby ją posieść: Cóż ty powiedzieć możesz dla zyskania Bogatszej trzeciej części, niż część sióstr twych? Mówże! KORDELJA: Nic, panie młościwy! LIR: Jakto ? Nic? KORDELJA: Nic! LIR: Z niczego tylko nic być może Powiedz raz jeszcze! KORDELJA: O, ja nieszczęśliwa ! Do ust ja serca przenosić nie umiem. Kocham królewską waszą mość, jak każe Mój obowiązek, ni mniej ani więcej. LIR: Co, co, Kordeljo! Poprawże troszeczkę Swoją odpowiedź, bo inaczej własne Popsowasz szczęście! KORDELJA: O, dobry mój panie, Wszak tyś mnie spłodził, wychował i kochał, Ja ci odpłacam za te dobrodziejstwa Tak, jak się godzi; jestem ci posłuszna, Kocham i wielce cię szanuję. Poco Mężów mym siostrom, jeśli powiadają, Że tylko ciebie miłują? Jeżeli Ja wyjdę zamąż, to ten, w czyje ręce Złożę me śluby, weźmie też ze sobą Połowę mojej miłości, połowę Mych obowiązków i starań. Na pewne Nigdy nie zawrę ja małżeńskich związków, Jak moje siostry, iżbym miała tylko Miłować ojca. LIR: Płynie ci to z serca? KORDELJA: Tak, dobry panie! LIR: Jakto? Taka młoda, A tak nieczuła? KORDELJA: Tak, młoda, o panie, I szczera. LIR: Owszem, niechże twoja szczerość Będzie ci wianem: gdyż na blaski słońca, Na tajemnice Hekaty i nocy, Na to działanie wszystkich ciał niebieskich, Przez które człowiek jest i być przestaje, Zrzekam się tutaj wszelkich trosk ojcowskich, Wszelkiej wspólnoty, wszelkiej krwi bliskości — I bądź mnie odtąd i mojemu sercu Obca na zawsze. Barbarzyński Scyta, Lub ten, co z własnych dzieci czyni strawę, Aby nasycić głód swój, będzie odtąd Bliski mej piersi, znajdzie pomoc u mnie I miłosierdzie, jak ty, moja niegdyś Córka. KENT: Łaskawy mój władco — LIR: Milcz, Kencie! Nie wchodź pomiędzy smoka i gniew jego! Wielce-m ją kochał i myślałem spędzić Resztę dni moich pod jej czułą pieczą, Teraz — precz z mego oblicza! Spokojem Niech mi tak będzie ten mój grób, jak ja dziś Odrywam od niej me serce ojcowskie. Zawołać tutaj Francję — któż się ruszy? Wołać Burgundję!... Ty, panie Kornwalji, I ty, Aibanjo, dołączcie do wiana Dwóch moich córek to trzecie. Jej pycha, Którą szczerością zwie, niech ją poślubi! Was ja we władzę moją przyodziewam I w dostojeństwa najpierwsze i w wszystkie Te przywileje, które towarzyszą Majestatowi. My zaś, wziąwszy z sobą Setkę rycerzy, których utrzymanie Waszą jest rzeczą, będziemy, co miesiąc Zmieniając kolej, przemieszkiwać u was. Chcemy zachować sobie li królewski Tytuł i wszelkie należne honory. Rządy, dochody, atrybucje władzy, Zostaną przy was, kochani synowie. Na potwierdzenie tego między siebie Podzielcie ten mój diadem. (daje im koronę) KENT: Wspaniały Lirze, któregom zawsze czcił jak króla, Kochał, jak ojca, słuchał, jako pana I jak możnego patrona wspominał W moich modlitwach — — LIR: Łuk jest naciągnięty, Niechże raczej padnie, Zmykaj przed strzałą! KENT: Choćby grot wtargnął w obręb mego serca! Niechaj-że będzie Kent nieokrzesańcem, Skoro szaleńcem stał się Lir! Co czynisz, Stary człowieku? Azali ty mniemasz, Iż obowiązek zlęknie się przemawiać, Gdy się potęga do pochlebstw nagina! Otwartość szczerą nakazuje honor, Gdy w obłąkanie popadnie majestat. Cofnij swój wyrok i lepszą rozwagą Wstrzymaj bezecny ten pośpiech! Ja-ć życiem Odpowiem za swe mniemanie, iż twoja Córka najmłodsza mniej ciebie nie kocha, Że nie są przecież pozbawieni serca Ci, których słaby głos nie jest odbiciem Próżni... LIR: Zaprzestań, Kencie, na twe życie! KENT: Za wszem swe życie miał li za rękojmię, Iż je postawię przeciw twoim wrogom. Nie lękam ja się stracić go, gdyż bodźcem Jest dla mnie twoje bezpieczeństwo. LIR: Precz mi Z oczu! KENT: Patrz lepiej, Lirze, i na zawsze Pozwól mi tarczą być, w którą niech mierzą Te twoje oczy. LIR: Ha! Na Apollina! KENT: Na Apollina!... Daremnie, o królu, Na swoje bogi przysięgasz! LIR: Ty łotrze! Ty poddaóczuchu! (przykłada rękę do miecza) KSIĄŻĘTA ALBAŃSKI i KORNWALIJSKI: Przebacz, drogi panie! KENT: Zrób to; Zabij lekarza swego i ohydnej Chorobie swojej wypłać należytość! Swą darowiznę cofnij, lub dopóki Wydołam jeszcze dobyć krzyku z gardła, Powiem-ć, że czynisz źle!... LIR: Słuchaj, nędzarzu! W imię lenniczej uległości, słuchaj: Żeś usiłował przywieść nas do tego, Byśmy złamali przysięgę — dotychczas Myśmy się na to nigdy nie ważyli — Żeś pragnął z dumą wcisnąć się wyniosłą Pomiędzy wyrok nasz i naszą władzę —, Czego nie zniesie ni nasza natura Ani to nasze stanowisko — przeto Z ramienia władzy naszej bierz nagrodę: Pięć dni ci dajem, byś się zaopatrzył W środki przeciwko utrapieniom świata, A w dniu zaś szóstym uniesiesz ohydny Grzbiet swój precz z granic naszego królestwa. Gdyby w dziewiątym dniu twój kadłub wstrętny Widzian był jeszcze pośród dzierżaw naszych, Nie ujdziesz śmierci. Precz! Precz! Na Jowisza! Nie cofnę tego! KENT: Bywaj zdrów, k ró lu ; przy takiej twej zmianie Wolność gdzie indziej, a tu jest wygnanie. (do Kordelji) Niechże, dziewico, strzegą cię bogowie, Ty, co myśl zacną w trafnem dajesz słowie. (do Regany i Goneryli) Z waszych mów długich, brzmiących tak miłośnie, Niechaj że owoc niepłony wyrośnie. Teraz was wszystkich żegna Kent i śpieszy Ciosać los stary śród nowych pieleszy. (odgłos trąb — wraca GLOSTER — wchodzi z KRÓLEM FRANCJI, KSIĘCIEM BURGUNDJI i ŚWITAMI) GLOSTER: Oto jest, władco, Francja i Burgundja. LIR: Panie burgundzki, Wprzód się zwracamy do was, co z tym królem Ubiegaliście się o naszą córkę: Jakiego wiana najmniejszego chcecie, Albo czy swych się zrzekacie zamiarów Co do jej ręki? KSIĄŻĘ BURGUNDZKI: Przepotężny władco, Nie pragnę więcej nad to, co mi wasza Ofiarowała wysokość, a wszakże Mniej mi nie dacie! LIR: Dostojny Burgundjo! Dopóki była nam drogą, dopóty W takiej mieliśmy ją cenie, lecz teraz Wartość jej spadła... Panie, oto ona: Jeżeli wam się cośkolwiek podoba W tym jej pozorze postaci lub cała Do spółki z moją niełaską i z niczem Więcej ponadto, niechże wówczas służy Waszej miłości; jest tu i jest waszą! KSIĄŻĘ BURGUNDZKI: Nie wiem, co rzec mam. LIR: Czy z temi przywary, Ogołoconą z przyjaciół, związaną Z nami Ii naszą nienawiścią, w nasze Uposażoną przekleństwo, dziś obcą Dla nas przez naszą przysięgę, pragniecie Wziąć ją czy raczej poniechać? KSIĄŻĘ BURGUNDZKI: O, przebacz, Naj miłości wszy panie! W tych warunkach Wybór ustaje. LIR: A więc poniechajcie, Bo, na potęgę, która mnie stworzyła, Jam tu wymienił cały jej dobytek! (do króla Francji) Co do was, królu potężny, nie chciałbym Tak się od waszej oddalić miłości, Abym was parał tam, gdzie nienawidzę. Przeto was proszę, zwróćcie chęci swoje Na tor godniejszy, niżeli ku ścierce, Którą natura niemal się rumieni Uznać za swoją. KRÓL FRANCJI: Rzecz to wielce dziwna, By ta, co dotąd była najcenniejszym Dla was przedmiotem, osnową uwielbień, Balsamem waszej starości, najlepszą I przenajdroższą, naraz, w okamgnieniu, Mogła popełnić coś tak ohydnego, Co w strzęp bogatą zamieniło przędze Łaski. Zapewne, występek jej w takim Musi być stopniu przeciwny naturze, Iż ją zamienia w potwora, lub wasza Względem niej czułość, którą się dotychczas Tak chełpiliście, nie była bez skazy; By zaś w to wierzyć, tego przekonania Rozsądek we mnie zaszczepić nie zdoła, Chyba że cudem. KORDELJA: Jeśli mi, o panie, Zbywa na rzadkiej i oślizłej sztuce, Ażeby mówić, czego nie mam w myśli — Gdyż, co zamierzam, spełniam wprzód, nim mówię To przecież proszę, niechże wasz majestat Raczy oznajmić, że nie żadna jakaś Plama występku, żaden mord ni podłość, Żaden nieczysty czyn ni krok bezecny, Obrał mnie dzisiaj z twoich łask i względów, A jeno właśnie — co mnie tem bogatszą Czyni — brak oczu wiecznie się milących, Oraz języka, którego nie mając, Czuję się wielce szczęśliwą, jakkolwiek To, czego nie mam, pozbawia mnie dzisiaj Twojej miłości. LIR: Lepiej ci się było Nie rodzić wcale, niźli dla mnie większą Nie być pociechą! KRÓL FRANCJI: To tylko, nic więcej — Nic ? ! Przyrodzona powolność, częstokroć Zabraniająca nam mówić o sprawach, Których dokonać przecież zamierzamy! Panie burgundzki, jakżeż się oświadczysz Co do królewnej ? Miłość nie miłością, Gdy się z względami łączy, stojącemi Poza istotnym celem! Chcesz li brać ją? Sama jest sobie posagiem! KSIĄŻĘ BURGUNDZKI: Daj tylko, Dostojny Lirze, część, którąś przeznaczył, A oto biorę Kordelję za rękę — Księżnę Burgundji. LIR: Nigdy! Poprzysiągłem, Jestem stanowczy. KSIĄŻĘ BURGUNDZKI: (do Kordelji) Żal mi więc, że ojca Straciłaś, pani, tak jak stracić musisz I męża. KORDELJA: Pokój Burgundji. Ponieważ Wzgląd na majątek był jego miłością, przeto małżonką nigdy mu nie będę. KRÓL FRANCJI: Cudna Kordeljo! Jesteś najbogatsza, Będąc ubogą, w opuszczeniu swojem Przenajwybrańsza, najbardziej kochana, Tak odepchnięta! Biorę na swą własność Ciebie i cnoty twoje; niech mam prawo Podnieść dla siebie to, co porzucono. Jakżeż to dziwne, bogowie, bogowie, Że ta ich zimna obojętność cześć mą I miłość moją rozpala! Los zdarzył, Iż córka, którąś odsądził od wiana, Jest, królu, panią Francji i jej pana. Nie kupi z panów Burgundzkiej korony Nikt tej tak cennej, a tak niecenionej! Acz niełaskawi, pożegnaj ich mile: Więcej tam zyskasz, niż tracisz w tę chwilę. LIR: Masz-że ją, Francjo, my nie chcemy ninie Mieć takiej córki. Niech nam z oczu zginie Już raz na zawsze. Idź, gdzie pragniesz, w gości, Bez błogosławieństw, bez naszej miłości... Chodź, cny Burgundjo. (odgłos trąb ~ wychodzą wszyscy, prócz króla Francji, Goncryli, Regany i Kordelji) KRÓL FRANCJI: Pożegnaj swe siostry. KORDELJA: Klejnoty ojca, Kordelja was rzuca Ze łzami w oku. Wiem ja, kim jesteście, A, jako siostra, wzdrygam się wymieniać Nazw waszych przywar. Miłujcie rodzica, Waszym wymownym polecam go sercom: Lecz gdyby jeszcze miał mnie w łasce swojej, Do lepszej bym go zawiodła ostoi. Żegnajcie obie! REGANA: Ty nam obowiązków Nie przepisywaj! GONERYLA: Zadowalaj męża, Co, jak jałmużnę, dostał coś od losu. Skąpa w posłuchu byłaś, więc powody Słuszne, że skąpej doznajesz nagrody. KORDELJA: Wyjawi kiedyś czas, co chytrość kryje, Kto tai błędy, ten wstydu dożyje. Bądźcie szczęśliwe! KRÓL FRANCJI: Chodź, piękna Kordeljo! (wychodzą, KRÓL FRANCJI i KORDELJA) GONERYLA: Siostro, niemała rzecz to, którą ci mam powiedzieć, a która bardzo blisko obchodzi nas obie. Myślę, że ojciec chce stąd pójść tej nocy. REGANA:

Jak najpewniej, i to do ciebie; następnego miesiąca do nas.

GONERYLA:

Widzisz, jak kapryśną jest jego starość. Niemałe są spostrzeżenia nasze w tej mierze: zawsze siostrę naszą kochał najbardziej, a jak niedorzecznym wyrokiem odepchnął ją teraz od siebie, rzecz to aż nazbyt wpadająca w oczy.

REGANA:

Ułomność to jego wieku, ale on siebie licho znał oddawna.

GONERYLA:

W najlepszym i najzdrowszym okresie swoim zawsze był popędliwy; musimy więc oczekiwać od wieku jego nietylko zakorzenionych zdawna słabostek, ale ponadto i nieokiełzanej samowoli, którą ułomne i choleryczne lata prowadzą za sobą.

REGANA:

Takie nieobliczalne wybryki, jak to wygnanie Kenta, chyba i nas spotkać mogą.

GONERYLA:

Tego rodzaju komplimentów, jak przy pożegnaniu jego z panem francuskim, będzie więcej. Proszę cię, trzymajmy się razem: jeżeli ojciec nasz zechce powagę swą podtrzymywać w takiem usposobieniu, jakie ma obecnie, to owo ustąpienie nam władzy może nam tylko wyrządzić szkodę.

REGANA: Będziemy się nad tern zastanawiały dalej. GONERYLA:

Trzeba coś uczynić i to dopóki żelazo gorące.

William Shakespeare, Król Lir, spol. Jan Kasprowicz, Instytut Wydawniczy „Biblioteka Polska”, Warszawa 1922.

Download book PDF

Type: application/pdf

File size: 41.38 MB

William Shakespeare, Akt pierwszy. Scena I, [w:] tenże, Król Lir, spol. Jan Kasprowicz, Instytut Wydawniczy „Biblioteka Polska”, Warszawa 1922, s. 6–19.

Download a TEI XML fragment

Type: text/html

File size: 0.03 MB

Author

Shakespeare, William (1564-1616)

Uniform Polish title

Król Lear

Uniform original title

King Lear

Collection title

Król Lear

Translation title

Król Lir : tragedja w pięciu aktach

Year of publication

1922

Year of completion

1920-1930

Place of publication

Warszawa

Place of completion

Zakopane

Source of scanned image

Biblioteka Narodowa: Polona.pl

Location of original

Open Source Shakespeare (OSS)

Król Lir : tragedja w pięciu aktach

Uniform Polish title

Król Lear

Uniform original title

King Lear

Source of scanned image

Biblioteka Narodowa: Polona.pl

Translator

Kasprowicz, Jan (1860-1926)

Jan Kasprowicz (1860–1926) był wybitnym poetą młodopolskim, komparatystą, tłumaczem, profesorem Uniwersytetu Lwowskiego. Przełożył łącznie kilkanaście dramatów Shakespeare’a, z czego dwanaście...