William Shakespeare, Akt I. Scena I, [w:] tenże, Jak wam się podoba, przeł. Maciej Słomczyński, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1983, s. 8–15.

<title type="main">Jak wam się podoba Jak wam się podoba William Shakespeare Autor przekładu Słomczyński, Maciej (1920-1998) Wydawnictwo Literackie Kraków
AKT I
Scena pierwszy Ogród przy domu Olivera. Wchodzą ORLANDO i ADAM. ORLANDO

O ile pamiętam, Adamie, otrzymałem w zapisie zaledwie tysiąc koron i, jak powiadasz, pod groźbą cofnięcia zapisu ojciec nakazał bratu memu, aby dał mi dobre wychowanie. Stąd właśnie bierze się mój smutek. Utrzymuje on w szkole mego brata Jacques'a, a doniesienia stamtąd mówią o jego chwa- lebnych postępach. Mnie natomiast trzyma w domu jak wieśniaka lub, by rzec ściślej, trzyma mnie w domu nie troszcząc się o mniej bo czy nazwiesz troską wychowanie szlachcica mego rodu tak, że nie różni się ono od chowania wołu? Konie swoje lepiej wychowuje, bo nie dość, że są piękne dzięki dobremu wyżywieniu, lecz także ułożone przez drogo opłacanych jeźdźców. Tymczasem ja, brat jego, je- dynie to przy nim zyskałem, że urosłem. Za taką przysługę mogą mu być równie wdzięczne jego bro- dzące we własnym łajnie zwierzęta. W zamian za owo nic, którym mnie tak hojnie obdziela, pragnie z pomocą narzuconego trybu życia odebrać mi tę odrobinę, którą mam od Natury. Każe mi jadać ze sługami, odpędza mnie od miejsca należnego bratu i czyni wszystko, co w jego mocy, by takim wycho- waniem zrujnować me szlachetne pochodzenie. To właśnie martwi mnie, Adamie, a duch mego ojca, który, jak wierzę, żyje we mnie, zaczyna buntować się przeciw takiemu poddaństwu. Nie będę dłu- żej tego znosił, choć nie znam jeszcze żadnego mą- drego lekarstwa, które pozwoliłoby mi tego uniknąć.

ADAM Oto nadchodzi pan mój, a twój brat. Wchodzi OLIVER. ORLANDO

Odejdź na stronę, Adamie, a usłyszysz, jak będzie się natrząsał ze mnie.

OLIVER Co tu robisz? ORLANDO Nic. Nie nauczono mnie robienia czegokolwiek. OLIVER A więc, co niszczysz? ORLANDO

Własnym lenistwem pomagam ci niszczyć dzieło boże, czyli twego biednego, niegodnego brata.

OLIVER Zajmij się czymś i przepadnij stąd. ORLANDO

Czy mam paść twe świnie i jeść z nimi plewy? Jakiż udział marnotrawnego syna Przetrwoniłem, że dosze- dłem do takiej biedy?

OLIVER Czy wiesz, gdzie jesteś, mój panie? ORLANDO O, bardzo dobrze, panie: w twym ogrodzie. OLIVER A wiesz, przed kim stoisz, panie? ORLANDO

Tak, lepiej niż ten, który stoi przede mną. Wiem, że jesteś mym najstarszym bratem, a serdeczne więzy krwi winny sprawić, że i ty mnie uznasz za brata. Prawo wszystkich narodów przyznaje ci wyższość nade mną, gdyż jesteś pierworodny, ale obyczaj ten nie pozbawia mnie przecież mego pochodzenia, choćby dwudziestu braci było między nami. Tyle mam z naszego ojca, co i ty, choć wyznaję, że twe wcześniejsze przyjście na świat zbliża cię bardziej do jego godności.

OLIVER Uderzając go. Ejże, chłopcze! ORLANDO Unieruchamiając go zapaśniczym chwytem.

Spokojnie, spokojnie, starszy bracie; na to jesteś zbyt młody.

OLIVER Co? Podnosisz na mnie rękę, łotrze? ORLANDO

Nie jestem łotrem. Jestem najmłodszym synem sir Rowlanda de Boys. Był on moim ojcem, a ten, który mówi, że taki ojciec płodził łotrów, jest po trzykroć łotrem. Gdybyś nie był moim bratem, nie zdjąłbym tej ręki z twego gardła, póki bym drugą nie wyrwał ci języka, który wypowiedział te słowa. Sam siebie zelżyłeś.

ADAM

Uspokójcie się, najdrożsi panowie. Przez pamięć wa- szego ojca, żyjcie w zgodzie.

OLIVER Puść mnie, powiadam. ORLANDO

Puszczę cię, kiedy zechcę. Wysłuchasz mnie. Ojciec mój w swej ostatniej woli nakazał ci, abyś dał mi dobre wykształcenie. Wychowywałeś mnie jak chło- pa, odcinając od wszystkich nauk godnych szlachcica. Duch mego ojca wezbrał we mnie i nie będę już tego dłużej znosił. A więc zezwól mi na takie ćwiczenia, jakie przystoją szlachcicowi, albo oddaj mi tę ubogą część, którą ojciec pozostawił mi w testamencie, a ja odejdę stąd, aby kupić sobie za nią mój los.

OLIVER

I co uczynisz? Będziesz żebrał, kiedy wydasz wszys- tko? Cóż, wejdź do domu. Nie chcę mieć już z tobą więcej kłopotów. Otrzymasz swoją część z testamen- tu. Proszę cię, puść mnie.

ORLANDO

Nie chcę ci bardziej ubliżać, niż to dla mnie ko- nieczne.

OLIVER Zabieraj się z nim, ty stary psie. ADAM

Czy ten stary pies ma być mą nagrodą? To wielka prawda, gdyż straciłem zęby w twej służbie. Niechaj Bóg czuwa nad duszą mego dawnego pana! — On nie wyrzekłby takich słów.

Wychodzą Orlando i Adam. OLIVER

A więc to tak? Więc zaczynasz mi się sprzeciwiać? Wyleczę cię z twej zuchwałości i nie dam ci tego tysiąca koron. Hola, Dennis!

Wchodzi DENNIS. DENNIS Wzywałeś mnie, wasza czcigodność? OLIVER

Czy zapaśnik książęcy, Karol, przybył i chce mówić ze mną?

DENNIS

Stoi u drzwi i prosi o posłuchanie, jeśli taka będzie twoja wola, panie.

OLIVER Zawołaj go tu. Wychodzi Dennis.

To będzie dobra droga. Jutro mają się odbyć za- pasy.

Wchodzi KAROL. KAROL Wzywałeś mnie, wasza czcigodność? OLIVER

Miły monsieur Karolu! Jakie nowe wieści z nowego dworu?

KAROL

Żadnych nowych wieści z dworu, panie, a tylko stare wieści. To znaczy, dawny książę został wy- gnany przez nowego księcia, swego brata, a trzech czy czterech miłujących go panów poszło wraz z nim na dobrowolne wygnanie. Ich ziemie i docho- dy wzbogaciły nowego księcia, więc zgodził się chęt- nie, aby ruszyli w tę wędrówkę.

OLIVER

Możesz mi rzec, czy córka książęca Rosalinda została wygnana wraz ze swym ojcem?

KAROL

O, nie; gdyż córka księcia, a jej stryjeczna siostra, wychowująca się wraz z nią od kołyski, tak ją kocha, że poszłaby za nią na wygnanie lub umarłaby, gdyby musiała pozostać. Pozostaje na dworze, a stryj kocha ją nie mniej niż własną córkę. Nigdy dwie damy tak nie miłowały się nawzajem jak one.

OLIVER Gdzie będzie zamieszkiwał dawny książę? KAROL

Mówią, że znajduje się już w Lesie Ardeńskim, a towarzyszy mu wielu wesołych ludzi. Żyją tam na podobieństwo owego dawnego Robin Hooda z Anglii. Mówią, że wielu młodych szlachciców przemyka się co dnia do niego i spędzają tam czas tak beztrosko, jak to czyniono w Złotym Wieku.

OLIVER

Czy będziesz zmagał się jutro przed obliczem nowego księcia?

KAROL

Pewnie, że tak, panie! I właśnie przyszedłem zazna- jomić cię z pewną sprawą. Dano mi w tajemnicy do zrozumienia, panie, że twój młodszy brat, Orlan- do, pragnie tam przybyć w przebraniu, aby spró- bować mnie obalić. Jutro, panie, stanę do zapasów, by okazać, ile jestem wart, i będzie miał wiele szczęścia ten, kto ujdzie bez połamanych członków. Brat twój jest jeszcze miody i kruchy, więc nie chciałbym go skrzywdzić, a przecież, gdyby się pojawił, musiałbym to uczynić w obronie mej czci. Dlatego właśnie z miłości, jaką mam dla ciebie, przyszedłem tu, aby cię powiadomić, że musisz albo powstrzymać go od tego zamiaru, albo proszę, abyś zniósł cierpliwie szkodę, na jaką sam się narazi wbrew mej najlepszej woli.

OLIVER

Karolu, dzięki ci za miłość, którą mi okazujesz. Przekonasz się, że umiem być wdzięczny. Ja także otrzymałem wieść o zamiarze mego brata i oględnie próbowałem go odwieść od tego, lecz jest nieugięty. Powiadam ci, Karolu, że jest to najbardziej uparty młodzieniec we Francji, pełen pychy, zawistny o przy- mioty wszystkich dobrych ludzi. Potajemnie i pod- stępnie spiskuje przeciw mnie, swemu rodzonemu bratu. A więc czyń, co zechcesz. Jeśli o mnie mowa, możesz mu równie dobrze złamać palec, jak skręcić kark. I dobrze uczynisz, jeśli przyłożysz się do tego; bo gdy dozna od ciebie jedynie niewielkiego upoko- rzenia lub nie wsławi się twym kosztem, będzie knuł przeciw tobie i użyje trucizny albo schwyta cię w ja- kieś zdradzieckie sidła i nigdy nie daruje ci, póki nie odbierze ci życia w taki czy inny podstępny sposób. Gdyż upewniam cię — a mówię to niemal ze łzami — że pośród żyjących nie ma tak młodego i tak wielkiego łotra. Mówię o nim po bratersku, lecz gdybym chciał opisać ci go szczegółowo takiego, jakim jest W rzeczywistości, musiałbym okryć się rumieńcem i zapłakać, a ty pobladłbyś ze zdumienia.

KAROL

Z całego serca cieszę się, że przybyłem do ciebie. Jeśli stawi się jutro, otrzyma ode mnie zapłatę. Jeśli później będzie mógł jeszcze kiedykolwiek zro- bić krok o własnych siłach, nigdy już nie stanę do zapasów o jakąkolwiek nagrodę. Niech Bóg strzeże waszą wysokość.

OLIVER Bywaj zdrów, miły Karolu. Wychodzi Karol.

Teraz podjudzę tego śmiałka. Mam nadzieję, że ujrzę jego kres. Bo dusza moja — sam nie wiem, czemu — niczego tak wielką nie otacza nienawiścią jak jego. A przecież jest łagodny, uczony, choć nigdy nie był w szkole, szlachetnie rozumujący, czarujący i ukochany przez ludzi wszystkich stanów, doprawdy otoczony taką serdecznością, a szczególnie przez mych ludzi, którzy najlepiej go znają, że ja sam jestem całkowicie nie doceniany. Lecz długo tak nie będzie. Ten zapaśnik wszystko wygładzi. Pozostaje mi tylko podjudzić chłopca, żeby się tam udał. Zaraz do tego przystąpię.

Wychodzi.

William Shakespeare, Jak wam się podoba, przeł. Maciej Słomczyński, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1983.

Plik zabezpieczony

Typ: application/pdf

Rozmiar: 58.87 MB

William Shakespeare, Akt I. Scena I, [w:] tenże, Jak wam się podoba, przeł. Maciej Słomczyński, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1983, s. 8–15.

TEI XML

Typ: text/html

Rozmiar: 0.02 MB

Autor

Shakespeare, William (1564-1616)

Tytuł ujednolicony pol.

Jak wam się podoba

Tytuł ujednolicony oryg.

As You Like It

Tytuł kolekcji

Jak wam się podoba

Tytuł przekładu

Jak wam się podoba

Rok wydania

1983

Rok powstania

1980-1990

Miejsce wydania

Kraków

Miejsce powstania

Kraków

Źródło skanu

Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego

Lokalizacja oryginału

Open Source Shakespeare (OSS)

Jak wam się podoba

Tytuł ujednolicony pol.

Jak wam się podoba

Tytuł ujednolicony oryg.

As You Like It

Źródło skanu

Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego

Tłumacz

Słomczyński, Maciej (1920-1998)

Maciej Słomczyński (1922–1998) był tłumaczem, dramaturgiem i prozaikiem, autorem literatury sensacyjnej. Jako pierwszy na świecie przełożył całość twórczości Shakespeare’a, w...