William Szekspir, Akt pierwszy. Scena pierwsza, [w:] tenże, Król Lir : tragedia w 5 aktach, przeł. Andrzej Tretiak, Krakowska Spółka Wydawnicza, Kraków 1929, s. 3-17.

<title type="main">Król Lir : tragedja w pięciu aktach Król Lear William Shakespeare Autor przekładu Tretiak, Andrzej (1886-1944) Krakowska Spółka Wydawnicza Kraków
AKT PIERWSZY
SCENA PIERWSZA PAŁAC KRÓLEWSKI LIRA (Wchodzą: Kent, Gloster, Edmund) Kent.

Sądziłem, że król życzliwiej patrzył na księcia Albanji, niż na księcia Kornwalji.

Gloster.

Tak się też i mnie zawsze wydawało; ale dziś, przy podziale królestwa, nie widać, iżby jednego księcia cenił wyżej nad drugiego; bo działy ich tak równo obciążyły szale, że naj- dokładniejsze badanie nie może wykazać prze- wagi na żadną stronę.

Kent.

Jest-li to może wasz syn, wasza miłość?

Gloster.

Jego życie zależało odemnie; tak często ude- rzały mi płomienie na twarz, gdym to wyzna- wał, żem się już zupełnie na to zahartował.

Kent.

Nie mogę pojąć treści słów tych waszej mi- łości.

Gloster.

Matka jego pojęła jednak moją miłość; wskutek czego zaokrągliła się w pasie, i wcze- śniej, panie, miała syna w kołysce, niż męża w łożnicy. Czy czujesz, wasza miłość, w tem zapach grzechu?

Kent.

Nie pragnąłbym wcale, żeby ten grzech był niepopełniony, skoro owoc jego jest tak do- rodny.

Gloster.

Ale mam też syna, wasza miłość, syna pra- wego, o jakiś rok starszego, którego jednak nie więcej od tego kocham; bo chociaż ten urwis przyszedł cośkolwiek natrętnie na świat, pier- wej, nim po niego posłano, ale zato matka jego była piękna; wiele było radości, kiedy miał po- wstać, i trzeba teraz bękarta uznawać. — Czy znasz tego czcigodnego szlachcica, Edmundzie?

Edmund.

Nie, panie ojcze!

Gloster.

To hrabia Kentu. Pamiętaj o nim zawsze jako o moim znakomitym przyjacielu.

Edmund.

Polecam się względom waszej miłości.

Kent.

Sercem cię witam i będę się starał poznać cię lepiej.

Edmund.

Wasza miłość, będę usiłował okazać się tego godnym.

Gloster.

Był zagranicą dziewięć lat, i znowu ma się tam udać. (Słychać uderzenie trąb za sceną) Król nadchodzi.

(Trąby grają. Wchodzą: Dworzanin, niosący koronę. król Lir, ks. Albanji, ks. Kornwalji, Goneril, Regan, Kordelia i Dworzanie) Lir.

Glosterze, wprowadź władców Francji i Bur- gundji.

Gloster.

Słucham cię, panie.

(Wychodzą — Gloster i Edmund) Lir. A my tymczasem zamiar nasz ukryty obwieścim światu. — Dajcie mi tę mapę! I wiedzcie: państwo-m w trzy podzielił części i mocne-m wziął postanowienie — strząsnąć z naszego wieku troskę i wszelakie mozoły, przenieść je na młodsze siły, a sam ku śmierci pełzać, wolen brzemion. Kornwalji książę, synu mój, i nie mniej kochany synu, ty — albański książę, mam niewzruszoną wolę, dzisiaj właśnie publicznie posag naszych cór ogłosić. by przyszłej zwadzie teraz już zapobiec. Książęta zaś burgundzki i francuski, w miłości z naszych cór najmłodszej wielcy rywale, pobyt zalotniczy długo na naszym dworze przeciągnęli, — trzeba odpowiedź dać im dziś. — Powiedzcież, córki, w tej chwili, gdy się pozbywamy władzy narówni z troską panowania, z ziemiwładaniem, — którą nazwać będziem mogli najwięcej ojca miłującą? byśmy najhojniej darzyć mogli tam, gdzie żąda natura wraz z zasługą. — Goneril, najstarszo córko, pierwsza przemów! Goneril. Ojcze! Miłuję więcej cię, niż słowo zdoła pomieścić treści, niżli wzrok serdeczniej, niż wolność, niż powietrze. Ponad wszystko, co można rządkiem mienić lub bogatem, nie mniej, niż życie z jego szczęściem, zdrowiem, pięknością, czcią! o! tak, jak nie kochało ni dziecię dotąd, ni jak ojciec zaznał, — miłością, która tchnieniu moc odbiera a mowie zręczność, — ponad wszelką miarę, tak kocham ciebie. Kordelja.(na stronie). Co Kordelja powie?... O, kochać będę, lecz i milczeć będę. Lir. Obszarów tych, od linji tej aż do tej, cienistych lasów i bogatych równi, rzek rybnych, łąk szeroko rozłożonych czynimy ciebie panią. Twym potomkom i twego księcia daję to na wieczność. — A nasza druga córka, droga Regan, Kornwalji księcia żona, co nam powie? Regan. Z metalu jestem tegoż, co i siostra, i jej wartością ceń ninie. Serce moje to wie, iż ona akt miłości mojej wypowiedziała, lecz za słabo jeszcze: bo wrogiem się wyznaję wszelkiej innej radości, jaką zmysłów najcenniejszy uznaje okrąg, — i szczęśliwość moją znajduję tylko w twej miłości, panie. Kordelja.(na stronie). Kordeljo biedna! — Ale nie, tak nie jest, bo wiem, że miłość moja więcej waży, niż język mój. Lir. Dla ciebie i dla twoich dziedzictwem wiecznem pozostanie trzecia, ta oto wielka część naszego państwa, obszarem, pięknem i bogactwem równa tej, co Goneril przeznaczona. — Teraz, radości nasza, choć ostatnia, chociaż najmłodsza, której młodą miłość zbudzić Burgundji mleko i winnice Francji współzawodniczą, — jak przemówisz, aby bogatszą niżli siostry część otrzymać? Przemów! Kordelja.

Nic, ojcze!

Lir.

Nic?

Kordelja.

Nic.

Lir.

Z niczego nic wyniknie! Mów raz jeszcze!

Kordelja. Nieszczęście moje w tem, że serca do ust nie umiem podnieść. Kocham cię, o panie, tak, jak powinnam, — ani mniej, ni więcej. Lir. Co? co? Kordeljo! Popraw swoją mowę, jeżeli nie chcesz losu swego popsuć, Kordelja. O dobry ojcze, tyś ninie począł, chował, miłował. Ja — oddaję moje długi, jak mi przystoi: słucham cię, miłuję i czczę głęboko. Pocóż wzięły mężów me siostry, jeśli mówią, że wyłącznie kochają ciebie? Gdy ja zawrę śluby, to pewnie mąż, którego dłoń przysięgę otrzyma moją, weźmie mej miłości połowę z sobą, trosk i obowiązków połowę. Nigdy tak nie pojmę męża, jak siostry me, dla ojca tylko mając w mem sercu miłość. Lir.

I wierzy serce w słowa twe?

Kordelja.

Tak, ojcze!

Lir.

Tak młoda, a tak już wystygła!

Kordelja.

Tak młoda, a tak, ojcze, szczera.

Lir. Więc dobrze, szczerość będzie twym posagiem, bo — na słoneczny święty blask, na nocy i na Hekaty tajemnice, wszystkie działania planet, z których mocy żyjem i być usta jem, — tu odrzucani wszelką ojcowską troskę, bliskość krwi i własność; za obcą sercu memu i istocie uważam odtąd ciebie. Barbarzyńscy Scytowie, albo ci, co swe potomstwo za ucztę mają, by swój głód zadławić, niech znajdą w piersi mej tę samą litość, toż przywiązanie, czułość, jaką ty masz, ma niegdyś córko! Kent.

O mój dobry królu!...

Lir. Milcz, Kent! Nie stawaj między smokiem a wściekłością rozżartą jego. Jam ją umiłował najwięcej, resztę dni myślałem spędzić w jej czułej trosce. Precz, precz! zejdź mi z oczu! Niech w grobie znajdę spokój tak, jak dzisiaj odwracam serce ojca od niej. — Francji wołajcie króla! Kto poń pójdzie? — Księcia Burgundji wołać! — A wy dwaj, książęta Albanji i Kornwalji, z dwóch mych córek posagiem złączcie trzeci dział. Niech pycha, prostotą przez nią zwana — niech jej męża wyszuka. Ja — wam obu przekazuję mą całą władzę, moc i wszystkie groźne przewagi, które króla towarzyszą majestatowi. Sam, miesięczną zmianą, ze stu rycerzy zachowując orszak, co przez was mają być utrzymywani, przebywać będę z wami po kolei. Zatrzymam tylko imię i honory królewskie; władzę, dochód, rządy wszelkie, synowie drodzy, niech należą do was. Aby moc temu nadać, — tę koronę podzielcie między siebie. Kent. Królu Lirze, któregom zawsze czcił jak swego króla, jak ojca kochał, a jak pana słuchał, jak opiekuna wspominałem w modłach... Lir.

Napięty grozi łuk, — zejdź strzale z drogi!

Kent. Niech padnie, choć jej grot zębaty przeszyć ma serce moje! Niech Kent będzie hardy, gdy Lir szaleje! Czegóż ty chcesz, starcze? Czy myślisz: zmilknie obowiązek w lęku, gdy się do pochlebstw zniża moc? Przystoi czci szczerą być, gdy w szał majestat wpada. Zatrzymaj władzę i w rozwadze pełnej nieludzkie wstrzymaj swe zapamiętanie. Niech życiem płacę, jeśli najmniej kocha najmłodsza córka ciebie, — bo nie próżne ci mają serca, których cicha mowa nie dudni pustką. Lir.

Jeślić życie miłe, Kent, zamilcz!

Kent. Życie swe ceniłem tylko jak fant, com dawać mógł twym wrogom [w zastaw, i stracić go nie bałem się, gdy twoja w grze była całość. Lir. Precz mi z oczu! Kent. Lirze, patrz bystrzej! bierz mnie za prawdziwy cel swój dla swoich oczu! Lir.

Nie! na Apollina!

Kent.

Na Apollina, królu, nadaremno wyzywasz bogów swoich!

Lir.

O nędzniku! występny sługo!

Ks. Albanji i Ks. Kornwalji. Drogi panie, przestań! Kent. Lekarza zabij swego i należność chorobie szpetnej oddaj! Dary swoje odwołaj, bo dopóki krzyk wychodzić potrafi z gardła mego, będę wołać, że robisz źle! Lir. Rokoszaninie, słuchaj! Na twą przysięgę, słuchaj mnie! — Żeś chciał nas skłonić do złamania ślubu, na cośmy dotąd ważyć się nie śmieli, żeś z pychą hardą wciskał się pomiędzy nasz wyrok i moc naszą, czego znosić nie zdoła stan nasz, ni natura nasza, — na znak potęgi naszej, weź nagrodę: Zostawiam ci pięć dni. byś znalazł środki, co cię przed nędzą świata będą bronić, lecz w szóstym dniu twa postać nienawistna opuścić ma królestwo nasze. Jeśli w dziesiątym dniu w obrębie naszych włości wygnaną postać twą ktoś ujrzy, — chwila ta będzie śmiercią twą! Precz! na Jowisza! Wyroku tego nikt nie zmieni! Kent. Bądź zdrów, mój królu! Jakoś rzekł się stanie, lecz wiedz: tam wolność jest, a tu wygnanie. A ciebie, dziewczę, niech bóstwo strzeże, bo kochasz wiernie, a mówiłaś szczerze. A niech wasz czyn potwierdzi wasze słowa, że się w zaklęciach dobry zamiar chowa. Tak żegnam was, odchodząc, o książęta, żyć w nowych stronach starem życiem Kenta. (Wychodzi) (Traby grają. Wchodzi z powrotem Gloster, wiodąc króla Francji, księcia Burgundji i dworzan) Gloster.

Już przyszli władcy Francji i Burgundji, czcigodny panie!

Lir. Burgundzki książę, rywalu króla tego o mą córkę, — pierwszego ciebie pytam: czego najmniej w posagu żądasz zaraz, lub odstąpisz od twych miłosnych starań? Ks. Burgundji. Najjaśniejszy monarcho, więcej nie chcę żądać, niżli wysokość wasza już ofiarowała, ni ty jej mniej przydzielisz. Lir. Świetny książę, gdy była dla mnie drogą, jam ją wtedy tak samo cenił; dziś jej cena spadla. Tam ona stoi. Jeśli w niewyraźnej istocie tej — cośkolwiek albo wszystko, — z odrazą naszą nadto, — lecz nic więcej miłości Waszej się podoba, bierz ją, bo ona twoją jest. Ks. Burgundji.

I co mam odrzec.

Lir. Czy taka pełną ułomności, wszelkiej przyjaźni próżną, świeżo przypuszczoną do mego gniewu, z klątwą jako wianem, przysięgą z uczuć mych wydziedziczoną, — czy bierzesz? czy opuszczasz? Ks. Burgundji. P

rzebacz, królu; nie można zdobyć się na wybór w takich warunkach.

Lir. Zatem rzuć ją, panie! — bowiem na tę potęgę, co mi życie dala, to cale wiano jej. Z twej, wielki królu, miłości nie chcę zrobić tej igraszki, by łączyć ją z mą nienawiścią. Proszę, uczucie swe zwróć na coś godniejszego, niż na nędznicę, którą uznać — nawet natura wstydzi się za swoją. Król Francji. Jakżeż to dziwne! Ona, co przed chwilą była przedmiotem pieszczot twych, twych pochwał [treścią, balsamem lat podeszłych, twym najdroższym klejnotem, — naraz, w jednem oka mgnieniu. spełniła tak potworny czyn, żeś zdjął z niej twych względów liczne szaty? Jej występek obrazić musiał tak naturę, iż się potwornym zda, — lub twa poprzednia czułość nagany godna jest; a wiary w taki z jej strony czyn — sam, bez pomocy cudu, mój rozum nigdy w duszę mą nie wszczepi. Kordelja. Zaklinam waszą mość królewską — brak mi tej śliskiej, gładkiej sztuki: mówić rzeczy, co inną kryją myśl, — bo co zamierzam naprawdę, pierwej zrobię, niż wypowiem — byś chciał wysłuchać, że nie żadna plama występku, ani żadna podłość, żądza nieczysta, ani krok mej czci przeciwny twej łaski mnie pozbawia i miłości; lecz właśnie tego brak, — który mi daje bogactwo większe: wiecznie czujnych oczu i mowy, której że nie umiem takiej, tom z serca rada, choć że jej nie umiem, w twych względach mnie zgubiło. Lir.

Lepiej, byś ty na świat nie była przyszła, niżli żebyś tak mało mi się była spodobała.

Król Francji. Więc tylko to? Natury opieszałość, co zamierzony czyn bez słów zostawi? Burgundzki książę, o tej pani jakież jest twoje zdanie? Miłość to jest żadna, gdy miesza się z względami, które stoją od jej istoty zdała. Czy ją bierzesz? Jest ona wianem sama sobie. Ks. Burgundji. Lirze, tę część jej daj, coś jej przeznaczył przedtem, a dłoni mej uściskiem ją uczynię Burgundji księżną. Lir.

Nie! ja przysiągłem; przysiąg swych nie złamię.

Ks. Burgundji.

Z przykrością widzę, że, straciwszy [ojca, w ten sposób musisz stracić także męża.

Kordelja.

O książę! pokój niechaj będzie z tobą. — Gdy wzgląd na mienie twoją jest miłością, ja żoną twą nie będę.

Król Francji. Najśliczniejsza Kordeljo! w nędzy najbogatsza, klejnot najrzadszy, jednaik poniechany, — miłość najszczersza, przecież pogardzona; ciebie i cnoty twe tu biorę sobie! Prawo po temu mam; rzecz odrzuconą biorę. Bogowie! Dziwnie, jak pod zimnem tchnieniem ich wzgardy miłość pełnym czci płomieniem rozbłyska moja! — Królu, twa bez wiana, na moją łaskę jeno córka zdana jest moją żoną! moją i mej ziemi przepięknej panią. Łęgi wodnistemi Burgundji żaden władający książę największą nawet ceną mnie nie zwiąże, bym tej bezcennej dlań odstąpi! pani. — Kordeljo, porzuć tutaj, co cię rani boleśnie, lepsze znajdziesz tam. Lir. O panie! jest twoją; twoją zawsze niech zostanie. Nie moja córka to! Już więcej twarzy jej nie chcę widzieć. Dłoń ma jej nie darzy na drogę łaską ni błogosławieństwem. — Odejdźmy, zacny książę. (Trąby grają. — Wychodzą wszyscy, z wyjątkiem króla Francji, Goneril, Iiegan i Kordelji) Król Francji.

Pożegnaj siostry swoje.

Kordelja. Wy, ojca mego rzadkie skarby, łzami omytym wzrokiem żegna was Kordelja. Ja znam was, co jesteście; lecz się wstydzę, bom siostra, wady w:asze po imieniu ich własnem nazwać. Ojca wy naszego kochajcie! Waszym go wymownym sercom polecam; — przecież, gdyby chciał mi wierzyć, chciałabym w lepsze ręce go powierzyć. — Żegnajcie obie! Regan.

Naszych powinności ty nie ucz nas!

Goneril. A staraj się usilnie swojego pana zadowolić, który jak losu bierze cię jałmużnę. Skoro doznała od cię miłość ojca wzgardy, to słusznie ci się los należy twardy. Kordelja.

Tajniki chytrych knowań czas odsłoni: kto błędy kryje, ten się wstydem spłoni. — Niech wam się dobrze wiedzie...

Król Francji.

Pójdźmy, piękna Kordeljo!

(Wychodzą król Francji i Kordelja) Goneril.

Siostro, niemałej to wagi rzecz, którą muszę z tobą omówić, a która tyczy nas obu. Zdaje mi się, że ojciec nasz odjedzie stąd dziś wieczór.

Regan.

Napewno; odjedzie z tobą; następny miesiąc spędzi ze mną.

Goneril.

Widziałaś, jak zmienną jest jego starość; to, cośmy zauważyli, jest niemałego znaczenia; najwięcej zawsze kochał naszą siostrę; i że dla takiej błahostki ją odtrącił, to już przeszło wszelką miarę.

Regan.

To słabość jego podeszłego wieku; ale i tak on nigdy nie znał dobrze samego siebie.

Goneril. W najlepszych i najzdrowszych swych la- tach był zawsze popędliwy; musimy zatem oczekiwać od jego poważnego wieku nietylko skutków dawno zaszczepionych wad usposo- bienia, ale przedewszystkiem tych chwiejnych obląkań, jakie słabe i podlegające żółci lata przynoszą z sobą. Regan.

Doznamy podobnych od niego wyskoków niestałości, jak wypędzenie Kenta.

Goneril. A dopełni tego pożegnanie jak między nim a królem Francji. Proszę cię, zastanówmy się nad tem; jeżeli nasz ojciec ma dalej wyko- nywać swoją władzę w podobny sposób, jak nam tu pokazał, to jego ostatnie zdanie nam władzy przyniesie nam tylko przykrości. Regan.

Musimy się nad tem namyślić.

Goneril.

Musimy coś uczynić — i to na gorąco.

(Wychodzą)

William Szekspir, Król Lir : tragedia w 5 aktach, przeł. Andrzej Tretiak, Krakowska Spółka Wydawnicza, Kraków 1929.

Download book PDF

Type: application/pdf

File size: 58.51 MB

William Szekspir, Akt pierwszy. Scena pierwsza, [w:] tenże, Król Lir : tragedia w 5 aktach, przeł. Andrzej Tretiak, Krakowska Spółka Wydawnicza, Kraków 1929, s. 3-17.

Download a TEI XML fragment

Type: text/html

File size: 0.03 MB

Author

Shakespeare, William (1564-1616)

Uniform Polish title

Król Lear

Uniform original title

King Lear

Collection title

Król Lear

Translation title

Król Lir : tragedja w pięciu aktach

Year of publication

1929

Year of completion

1920-1930

Place of publication

Kraków

Place of completion

Warszawa

Source of scanned image

Biblioteka Narodowa: Polona.pl

Location of original

Open Source Shakespeare (OSS)

Król Lir : tragedja w pięciu aktach

Uniform Polish title

Król Lear

Uniform original title

King Lear

Source of scanned image

Biblioteka Narodowa: Polona.pl

Translator

Tretiak, Andrzej (1886-1944)

Andrzej Tretiak (1886–1944) był jednym z pierwszych polskich profesorów anglistyki. Ogłosił dwa przekłady: Hamleta (1922) i Króla Lira (1923). Oba...