William Shakespeare, Akt pierwszy, scena pierwsza, [w:] tenże, Koriolan, spol. Jerzy Sito, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1979, s. 11–24.

<title type="main">Koriolan Koriolan William Shakespeare Autor przekładu Sito, Jerzy Stanisław (1934-2011) Państwowy Instytut Wydawniczy Warszawa
AKT PIERWSZY
SCENA PIERWSZA Wchodzi tłum zbuntowanych obywateli, z pałkami, maczugami i inną bronią. PIERWSZY OBYWATEL Zanim pójdziemy dalej, raczcie mnie wysłuchać. WSZYSCY Mów, mów. PIERWSZY OBYWATEL Czy wszyscy jesteście gotowi umrzeć raczej niż głodować? WSZYSCY Gotowi! Wszyscy gotowi! PIERWSZY OBYWATEL Po pierwsze, musicie wiedzieć, że Kajus Marcjusz to główny wróg ludu! WSZYSCY Wiemy, wiemy! PIERWSZY OBYWATEL Zabijmy go, a wtedy sami ustalimy cenę na zboże. Czy się zgadzacie?! WSZYSCY Dość już gadania! Zabijmy go! Idziemy! DRUGI OBYWATEL Obywatele! Tylko jedno słowo! PIERWSZY OBYWATEL

Myśmy są biedni obywatele, a patrycjusze bogaci. To, co władzom nie lezie już do gardła, mogłoby nas nakarmić. Gdy- by nam dali choćby tylko nadwyżkę, lecz wówczas kiedy jest świeża, można by rzec, że wsparli nas po ludzku. Lecz oni sądzą, że to nazbyt wiele. Głód, który nas gnębi, widok naszej nędzy to rejestr ich dostatków. Nasze cierpienie to ich zysk. Pomścijmy to naszymi widłami, zanim wyschniemy jak szcza- py. Bogowie wiedzą, że mówię to z głodu, nie z chęci zemsty!

DRUGI OBYWATEL

Chcecie więc przede wszystkim rozprawić się z Kajusem Mar- cjuszem?

PIERWSZY OBYWATEL

Z nim przede wszystkim. On jest dla pospólstwa jak ten zły pies!

DRUGI OBYWATEL Czy wzięliście pod uwagę jego zasługi dla kraju? PIERWSZY OBYWATEL

Aż nazbyt dobrze i bylibyśmy gotowi chwalić go za to, gdyby ich sam sobie nie spłacił dumą!

DRUGI OBYWATEL Nie mów o nim złośliwie... PIERWSZY OBYWATEL

Mówię wam, że jego świetne czyny podyktowała pycha! Choć pobłażliwi ludzie mogą wam powiedzieć, że zrobił to dla kra- ju, naprawdę zrobił to dla przyjemności swojej matki — i z pychy; bowiem jego pycha wspina się aż do męstwa.

DRUGI OBYWATEL

Skoro ma taką naturę, nic na to nie poradzi; czy można go za to winić? Musisz jednak przyznać, że nie jest chciwy...

PIERWSZY OBYWATEL

Jeżeli nawet to przyznam, nie zabraknie mi innych zarzu- tów. Ma tyle wad, że zmęczyłbym się ich wyliczaniem.

Krzyki za sceną.

Co to za krzyki? Tamta część miasta powstała! Po co stoimy tu strzępiąc języki? Na Kapitol!

WSZYSCY Idziemy! PIERWSZY OBYWATEL Stójcie! Któż to idzie? DRUGI OBYWATEL

Czcigodny Meneniusz Agryppa. On zawsze był przyjacielem ludu.

PIERWSZY OBYWATEL W miarę uczciwy. Oby wszyscy inni byli tacy jak on! MENENIUSZ

Do jakiejże to pracy chcecie się zabrać, sąsiedzi? Dokądże to idziecie z pałkami i maczugami? O co chodzi, powiedzcie?

PIERWSZY OBYWATEL

Senat zna nasze zamiary. Od dwóch tygodni wie, co chcemy zrobić; a teraz im to pokażemy. Mówią, że nędza ma cuchnący oddech; niech się dowiedzą teraz, że ma i silne pięści.

MENENIUSZ

Cóż to, przyjaciele, moi zacni sąsiedzi; cóż to, moi panowie — chcecie własnej zguby?

PIERWSZY OBYWATEL

Nie panie, to niemożliwe — bo już jesteśmy zgubieni!

MENENIUSZ Mówię wam, przyjaciele, że patrycjat szczerze troszczy się o was. Jeśli zaś chodzi o wasz niedostatek, o wasze cierpienia w czasach klęsk i głodu — cóż, z równym powodzeniem możecie wygrażać pałkami niebu jak wznosić je przeciw Rzymowi. Państwo rzymskie kroczy do wytkniętego celu, miażdżąc i rozrzucając na boki przeszkody tysiąckroć większe niż wszystkie zapory, które zdołacie spiętrzyć na jego drodze. Głód jest dziełem bogów, nie patrycjuszy; i wasze kolana raczej niż pałki mogą tu coś pomóc. Niestety, klęska pcha was nieuchronnie tam, gdzie czyhają inne — spotwarzacie wodzów, którzy się troszczą o was jak ojcowie. A wy im złorzeczycie jak najgorszym wrogom. PIERWSZY OBYWATEL

Troszczą się o nas, mówisz? Rzeczywiście! Tylko jak dotąd tej troski nie widać: pozwalają nam zdychać z głodu, podczas kiedy ich spichrze napchane są zbożem; wydają ustawy o lich- wie, żeby wspierać lichwiarzy; i co dzień uchylają ustawy, które miały powściągnąć bogaczy i mnożą coraz ostrzejsze, które mają ujarzmić i wziąć na łańcuch biedotę. Jeżeli nas wojna nie pożre, oni nas pożrą. Oto cała ich troska o nas!

MENENIUSZ Albo się zaraz przyznacie do tego, że złość wami włada, albo oskarżę was o to, że jesteście szaleni! Opowiem wam piękną bajkę; być może, już ją znacie. Jednak pozwolę sobie wyświechtać ją jeszcze bardziej, dotyczy bowiem tematu. PIERWSZY OBYWATEL

Dobra, posłuchamy. Lecz nie myśl, że zagadasz bajką nasze krzywdy. No, mówże jeśli łaska!

MENENIUSZ Był czas, że wszystkie członki powstały przeciw brzuchowi: że nic nie robi, że jest jak ten worek bez dna, w pośrodku ciała, że wszystko wyżera, że nie pracuje na równi z innymi; zaś one patrzą, słuchają, myślą, chodzą, czują i swój apetyt podporządkowują, wspólnym dążeniom i potrzebom ciała. Brzuch im odpowiedział. PIERWSZY OBYWATEL I cóż, mój panie, brzuch im odpowiedział? MENENIUSZ Zaraz wam odpowiem. I to z uśmiechem mój panie, który nie rodzi się w płucach, lecz właśnie tak — bo zauważcie, proszę: umiem zmusić brzuch nie tylko do mówienia, lecz i do uśmiechu! Brzuch odpowiedział drwiną zbuntowanym członkom, które mu zazdrościły żłobu. Tyle miały racji co wy, kiedy urągacie senatorom za to, że nie są wami. PIERWSZY OBYWATEL I cóż mógł brzuch odpowiedzieć królewskiej głowie, czujnemu oku, sercu, które pełni rolę doradcy — ramionom, jak dwaj żołnierze, naszym rączym nogom, lub językowi, który jest trębaczem? I innym członkom, drobnym pomocnikom w tym naszym wspólnym organizmie! Jak tylko to, że one — MENENIUSZ Cóż on im odpowiedział? Dobrze mówisz, na honor! Cóż im mógł odpowiedzieć? No co? PIERWSZY OBYWATEL Że winny się ograniczyć na rzecz tego worka, tego głodnego brzucha-kormorana... MENENIUSZ Cóż więc im odpowiedział? PIERWSZY OBYWATEL Cóż mógł odpowiedzieć, skoro skarżyły się najbardziej czynne członki? MENENIUSZ Powiem wam, jeśli mi użyczycie odrobinę tego, czego macie tak mało, to jest cierpliwości; usłyszycie wówczas odpowiedź brzucha. PIERWSZY OBYWATEL Ciężko ci coś idzie! MENENIUSZ A więc uwaga, drodzy przyjaciele: brzuch nie był tak popędliwy jak ci, co go oskarżali, przeciwnie, był rozważny; tak im odpowiedział: „To prawda, połączeni ze mną przyjaciele, że ja pierwszy przyjmuję pokarm, który was żywi. Tak być powinno; pełnię bowiem rolę spiżarni i szafarza dla całego ciała. Lecz jeśli pamiętacie, wysyłam to wszystko strumykami krwi aż na dwór serca, do siedziby mózgu. I poprzez kręte zaułki i kuchenne schody dostarczam go każdemu: najmocniejszym nerwom tak dobrze jak drobnym żyłkom, które dzięki mnie otrzymują należną im strawę. I choć wy wszyscy od razu — wy, moi przyjaciele! Zapamiętajcie to sobie! PIERWSZY OBYWATEL Tak, panie. I co dalej? MENENIUSZ Choć wy wszyscy od razu nie zobaczycie, co daję każdemu, mogę przedstawić dokładne rachunki, z których wynika, że daję wam mąkę, a zatrzymuję otręby." No, cóż wy na to? PIERWSZY OBYWATEL To jego odpowiedź. Lecz jak ją zastosować? MENENIUSZ Otóż senatorzy są waszym dobrym brzuchem; a wy — zbuntowanymi członkami. Bo jeśli się przyjrzycie ich radom i staraniom i przetrawicie w sposób sprawiedliwy to wszystko, co dotyczy publicznego dobra — znajdziecie, iż wszelka korzyść, jaką odnosicie, płynie za ich pośrednictwem, a od was — zgoła żadna. Co o tym myślisz ty, wielki mój palcu u nogi? PIERWSZY OBYWATEL Ja, wielki palec? Czemu wielki palec?! MENENIUSZ Bo chociaż jesteś jednym z najpodlejszych, najniższych, najbiedniejszych w tym jakże mądrym buncie, posuwasz się najdalej. Ty kundlu! Gotów jesteś dla własnego zysku biec pierwszy i porwać innych. No, przygotujcie swoje maczugi i pałki. Rzym się sposobi do walki ze szczurami; któraś ze stron musi przegrać! Wchodzi Kajus Marcjusz. Witaj, szlachetny Marcjuszu. MARCJUSZ Dziękuję. Cóż to, łotry krzykliwe, czochracie się, bo was swędzą wasze żałosne poglądy? PIERWSZY OBYWATEL Zawsze masz dla nas jakieś dobre słowo... MARCJUSZ Ten, kto ma je dla was, jest nędznym pochlebcą. Czegóż to chcecie, kundle, nienawidzące wojny, nie cierpiące pokoju? Jedno napawa was dumą, drugie przerażeniem. Ten, kto wam zaufa, znajduje zające, tam, gdzie lwów się spodziewał. Zamiast lisów — gęsi! Jesteście równie stali jak węgle płonące na lodzie albo grad na słońcu. Waszą cnotą jest to, że wysławiacie łotra, który się spodlił jakimś haniebnym czynem, i przeklinacie sprawiedliwy wyrok. Ten, kto zasłuży na wielkość, ściąga waszą nienawiść. Wasze skłonności są jak apetyt chorego: to wam smakuje najbardziej, co najbardziej szkodzi. Kto liczy na waszą sympatię, pływa z ołowiem w płetwach; dęby obala trzciną! Zaufać wam? Wpierw się powieście! Z minuty na minutę zmieniacie nastroje; depczecie swoje niedawne bożyszcza i uwielbiacie wrogów. Czemuż to gardłujecie w różnych częściach miasta przeciwko Senatowi, który, dzięki bogom, trzyma was w ryzach, abyście się nawzajem nie pożarli. Mów, o co im chodzi? MENENIUSZ Chcą zboża po własnej cenie; mówią, że miasto ma znaczne zapasy... MARCJUSZ Tak mówią? Niech się powieszą! Będą siedzieć przy ogniu, grzać się i mędrkować o tym, co dzieje się na Kapitolu, czyje akcje zwyżkują, kto trzyma się mocno, kto jest zachwiany. Będą się opowiadać po tej lub tamtej strome, kojarzyć taktyczne alianse... Popierać różne frakcje — a tych, których nie lubią, będą bezkarnie deptać połatanymi butami! Mówią, że miasto ma zapasy zboża? Ach, żeby patrycjusze odrzucili litość i dopuścili, abym użył miecza — poćwiartowałbym parę tysięcy tych łotrów i wzniósł krwawy kopiec, wysoki, jak sięgnąć lancą! MENENIUSZ Nie, jeśli o tych chodzi, już ich przekonałem. Mało mają rozumu, lecz jeszcze mniej odwagi. Ale powiedz mi, proszę, co z tą drugą bandą? MARCJUSZ Już się rozeszli. Niechaj się powieszą! Mówili, że są głodni; prawili przysłowia — że głód kruszy i kamień, że pies musi żreć, że mięso jest dla gęby, że bogowie sieją zboże dla wszystkich, nie tylko dla bogaczy. Za pomocą tych wiechci ludowej mądrości przewietrzyli swoje pretensje i żale, a kiedy ich wysłuchano i obiecano coś, co serca szlachetnie urodzonych winno przejąć bólem, a władzę wystawia na kpiny, zaczęli rzucać czapki, jak gdyby je chcieli zawiesić na rogach księżyca. I prześcigali się wzajemnie w ryku! MENENIUSZ A cóż im obiecano? MARCJUSZ Pięciu trybunów z ich własnego wyboru, którzy mają bronić ich prostackiej mądrości; wśród nich Juniusz Brutus, Sycyniusz Welutus i diabeł wie, kto tam jeszcze! Ten motłoch wpierw musiałby zerwać wszystkie dachy w mieście, zanim coś podobnego wymógłby na mnie! Z czasem zdobędzie władzę i potrafi wysunąć żądania idące o wiele dalej... MENENIUSZ To rzecz dziwna. MARCJUSZ Do domu, hołoto! Wchodzi Posłaniec. POSŁANIEC Gdzie Kajus Marcjusz? MARCJUSZ Słucham. O co chodzi? POSŁANIEC Są wiadomości, panie. Wolskowie chwycili za broń. MARCJUSZ Cieszy mnie to. Będzie można przewietrzyć tę zatęchłą zgraję. Lecz otóż i czcigodni ojcowie miasta. Wchodzą Sycyniusz Welutus, Juniusz Brutus, Komi- niusz, Tytus Larcjusz i senatorowie. PIERWSZY SENATOR Marcjuszu, prawdą jest to, co mówiłeś: Wolskowie chwycili za broń! MARCJUSZ Mają oni wodza imieniem Tullus Aufidiusz; ten was rozrusza. Grzeszę, zazdroszcząc mu jego godności. I gdybym nie był sobą, chciałbym być nim... KOMINIUSZ Walczyliście ze sobą? MARCJUSZ Jeśli trzymalibyśmy świat za uszy, a on był po mojej stronie — zbuntowałbym się, aby móc z nim walczyć. On jest lwem; Jestem dumny, że mogę go ścigać! PIERWSZY SENATOR A zatem, szlachetny Marcjuszu, idź na tę wojnę pod wodzą Kominiusza. KOMINIUSZ Sam mi to obiecałeś... MARCJUSZ I nie zmieniłem zdania. Tytusie Larcjuszu — ujrzysz mnie znowu, jak uderzam pięścią w twarz Aufidiusza. Co, ty się wzbraniasz? Chcesz pozostać w domu? TYTUS Nie, Kajusie Marcjuszu, Zanim się wycofam, wesprę się o szczudło, a drugim będę bił wrogów! MARCJUSZ O krwi prawdziwa! PIERWSZY SENATOR Chodźmy na Kapitol, gdzie oczekują nas przyjaciele. TYTUS do Kominiusza Prowadź, wodzu. do Marcjusza Idź za Kominiuszem. My ruszymy za tobą. Godzien jesteś pierwszeństwa! KOMINIUSZ Szlachetny Marcjusz! PIERWSZY SENATOR do pospólstwa Rozejdźcie się do waszych domów! MARCJUSZ Ależ pozwól, niech idą. Wolskowie mają dużo zboża. Weźmiemy ze sobą te szczury, niech ogołocą im spichrze. Czcigodni buntownicy! Wasza odwaga jest znana! Proszę was, chodźcie. Wychodzą. Obywatele wymykają się ukradkiem. Na scenie pozostają Sycyniusz i Brutus. SYCYNIUSZ Czy kiedykolwiek żył człowiek tak pyszny jak Kajus Marcjusz? BRUTUS Nie znałem takiego. SYCYNIUSZ Kiedy nas okrzyknięto trybunami ludu... BRUTUS Widziałeś jego wargi albo oczy? SYCYNIUSZ Nie, tylko drwiny... BRUTUS Kiedy go poruszyć, smagnie szyderstwem nawet samych bogów. SYCYNIUSZ Wstydliwy księżyc wykpi. BRUTUS Oby go ta wojna pożarła! Jest już zbyt dumny ze swojego męstwa... SYCYNIUSZ Takie natury, pijane sukcesem, depczą nogami cień, który w południe u stóp ich pełza; i gardzą tym cieniem. Dziwi mnie tylko, że zgodził się podporządkować Kominiuszowi... BRUTUS On już jest sławny: sławie, którą ściga, najlepiej służy miejsce następne po wodzu. Porażki będą udziałem dowódcy, choćby ostatni pot wycisnął z ludzi; chwiejna opinia powie o Marcjuszu: „O, gdybyż tylko ten człowiek dowodził!" SYCYNIUSZ Co więcej, jeśli odniosą zwycięstwo, opinia, która jest mu tak przychylna. Kominiuszowi odejmie zasługę... BRUTUS Chodźmy. Połowę honorów należnych wodzowi już mu przyznano, choć na nie nie zasłużył. A wszystkie wady Kominiusza przysporzą mu dalszych względów, choć to nie jego zasługa. SYCYNIUSZ Chodź, posłuchamy jak się to odbędzie i w jaki sposób, odkładając na bok prywatne względy, wyruszy na wojnę. BRUTUS Tak, tak. Idziemy! Wychodzą.

William Shakespeare, Koriolan, spol. Jerzy Sito, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1979.

Pobierz PDF książki

Typ: application/pdf

Rozmiar: 65.01 MB

William Shakespeare, Koriolan, spol. Jerzy Sito, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1979.

Plik zabezpieczony

Typ: application/pdf

Rozmiar: 66.48 MB

William Shakespeare, Akt pierwszy, scena pierwsza, [w:] tenże, Koriolan, spol. Jerzy Sito, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1979, s. 11–24.

TEI XML

Typ: text/html

Rozmiar: 0.03 MB

Autor

Shakespeare, William (1564-1616)

Tytuł ujednolicony pol.

Koriolan

Tytuł ujednolicony oryg.

Coriolanus

Tytuł kolekcji

Koriolan

Tytuł przekładu

Koriolan

Rok wydania

1979

Rok powstania

1960-1970

Miejsce wydania

Warszawa

Miejsce powstania

Warszawa

Źródło skanu

Zbiory prywatne

Lokalizacja oryginału

Open Source Shakespeare (OSS)

Koriolan

Tytuł ujednolicony pol.

Koriolan

Tytuł ujednolicony oryg.

Coriolanus

Źródło skanu

Zbiory prywatne

Tłumacz

Sito, Jerzy Stanisław (1934-2011)

Jerzy S. Sito (1934–2011) był poetą, dramatopisarzem i prozaikiem. Przetłumaczył jedenaście dramatów Shakespeare’a: Juliusza Cezara (1967), Hamleta (1968), Ryszarda III...