William Shakespeare, Akt I. Scena pierwsza, [w:] tenże, Tragedie rzymskie, t. 2: Koriolan, Tytus Andronikus, przeł. i oprac. Antoni Libera, PIW, Warszawa 2022, s. 24–41.

<title type="main">Koriolan Koriolan William Shakespeare Autor przekładu Libera, Antoni (1949- ) PIW Warszawa
AKT I
SCENA PIERWSZA Ulica w Rzymie. Wchodzi tłum zbuntowanych Obywateli z kijami, pałkami i tym podobną bronią. PIERWSZY OBYWATEL Posłuchajcie, co powiem, zanim pójdziemy dalej. WSZYSCY Mów! - Co chcesz powiedzieć? PIERWSZY OBYWATEL Jesteście gotowi na śmierć czy wolicie głodować? WSZYSCY Jesteśmy gotowi na śmierć. PIERWSZY OBYWATEL

A zatem, przede wszystkim, musicie wiedzieć jed- no: najgorszym wrogiem ludu jest Kajus Marcjusz - on!

WSZYSCY Oczywiście! Wiadomo! PIERWSZY OBYWATEL

Musimy go więc zabić. Bo tylko wtedy zboże bę- dzie po naszej cenie. - Godzicie się na to?

WSZYSCY Tak! - Nie ma co dłużej gadać. - Trzeba to zrobić! Chodźmy! DRUGI OBYWATEL Chwileczkę, jeszcze słowo, drodzy obywatele! PIERWSZY OBYWATEL

Drodzy! Jacy tam drodzy! Raczej tani i nędzni. Drodzy to są bogacze! Mają wszystkiego potąd! A nam by starczyło tyle, co oni wyrzucają, nie mo- gąc więcej zeżreć. Gdyby nam odstąpili przynaj- mniej tę nadwyżkę, póki się nie zepsuje, od biedy można by uznać, że chcieliby nas wspomóc, że chcą być dla nas ludzcy. Lecz oni tego nie robią - im się to nie opłaca. Wolą widzieć nas w nędzy, zszarzałych i wygłodniałych, bo czują się wtedy lepsi, a w każdym razie lepiej smakuje im dostatek. Odpłaćmy im się za to, nim sami się staniemy tak chudzi jak te kije! - I niech bogowie zaświadczą, że wzywam do tego z głodu, a nie z pragnienia zemsty.

DRUGI OBYWATEL

A więc największy gniew budzi w was Kajus Marcjusz...

WSZYSCY

Od niego trzeba zacząć. Dla nas - dla ludu - to pies!

DRUGI OBYWATEL Ma zasługi dla kraju. PIERWSZY OBYWATEL

Wiadomo, że ma, i na pewno spotkałaby go wdzięcz- ność, gdyby nie płacił za nie - sam sobie - własną pychą.

DRUGI OBYWATEL No, no, to już jest obelga! PIERWSZY OBYWATEL

A ja wam mówię, że wszystko - że wszystko, czym się wsławił - robił jedynie z pychy. Mogą mi opo- wiadać - różni naiwni ludzie - że robił to dla kra- ju i dla wspólnego dobra, ale ja swoje wiem: chciał przypodobać się matce i nasycić swą pychę. Bo py- chy w nim tyle co męstwa.

DRUGI OBYWATEL

Jeśli ma taką naturę, nie jest to jego winą. W każ- dym razie nie powiesz, że jest to człowiek chciwy.

PIERWSZY OBYWATEL

Nawet jeśli nie powiem, to mam dość innych za- rzutów. On ma tak wiele wad, że nie starczyłoby sił, aby wyliczyć wszystkie. Krzyki za sceną. Co się tam dzieje? - I tamta część miasta powsta- ła! - Dosyć tego ględzenia! Dość tego! Na Kapitol!

WSZYSCY Na Kapitol! Idziemy! PIERWSZY OBYWATEL Cicho! Idzie ktoś tutaj. DRUGI OBYWATEL

To Meneniusz Agryppa. W porządku. Zawsze był z ludem.

PIERWSZY OBYWATEL

Owszem, w miarę uczciwy. Niechby inni byli choć tacy.

Wchodzi Meneniusz Agryppa. MENENIUSZ Co tu się dzieje? - Rodacy, doprawdy! Co to ma znaczyć? Te kije, te pałki. Dokąd idziecie? - Odpowiedzcie, proszę. PIERWSZY OBYWATEL

Senat zna naszą sprawę. Od dwóch tygodni słyszą, co zamierzamy zrobić. Dziś obracamy to w czyn. Mówią, że ludziom biednym mocno zajeżdża z ust. Dzisiaj pokazujemy, że mamy też mocne ręce.

MENENIUSZ Ziomkowie! Przyjaciele! Mili moi! Co wy robicie? Czy chcecie się zgubić? PIERWSZY OBYWATEL My już jesteśmy zgubieni. Nie musimy chcieć tego. MENENIUSZ Wierzcie mi, bracia, „góra" o was dba. A że cierpicie głód i niedostatek - Cóż, równie dobrze moglibyście podnieść Bunt przeciw niebu lub wygrażać państwu; Tyle że ono, nic sobie nie robiąc Z waszych protestów, i tak pójdzie dalej, Łamiąc na swojej drodze wszelki opór I znacznie większe przeszkody niż wy. Czy nie zdajecie sobie z tego sprawy, Że nieurodzaj to jest dopust boży? Że za głód odpowiada nie patrycjat, Tylko bogowie? A więc że tu bardziej Mogłyby pomóc ugięte kolana Niż podniesione ramiona i pięści. Niestety bieda popycha was w przepaść Jeszcze większego nieszczęścia: za zło Winicie władzę i lżycie przywódców, Którzy się troszczą o was jak ojcowie O własne dzieci... PIERWSZY OBYWATEL

Troszczą się! Jak ojcowie! I co jeszcze? - Każą nam zdychać z głodu, a spichrze mają pełne; ustanawia- ją prawa, które sprzyjają lichwiarzom; codziennie anulują taką lub inną ustawę, która ciąży bogatym, a wprowadzają nową, która uderza w biednych. Jak nie wykończy nas wojna, zrobią to za nią oni. Oto cała ich troska!

MENENIUSZ Cóż, albo macie bez reszty złą wolę, Albo do reszty straciliście rozum. Ale opowiem wam coś. Posłuchajcie. Choć pewnie znacie to już, niemniej jednak Rzecz jest tak bardzo w tej chwili na czasie, Że nie zaszkodzi przypomnieć jej sobie. PIERWSZY OBYWATEL

W porządku, opowiadaj. Lecz nie myśl, że tą gadką zagadasz naszą krzywdę. - Ale mów, proszę bardzo.

MENENIUSZ Pewnego razu wszystkie części ciała Sprzysięgły się przeciwko żołądkowi I oskarżyły go, że skryty w głębi - Gnuśny, bezczynny - jak bezdenna jama Wchłania bez przerwy, co do niego wpadnie, I nigdy z żadną inną się nie dzieli; A one przecież cały czas pracują: Patrzą, słuchają, chodzą, czują, myślą - Słowem, działają dla pożytku ciała, Całego organizmu - jego potrzeb. Na to żołądek odpowiedział im... PIERWSZY OBYWATEL No, no, ciekawe. Co im odpowiedział? MENENIUSZ Już mówię. Otóż... on raczej się zaśmiał - Tym specyficznym śmiechem z głębi trzewi, Bo, jak wiadomo, brzuch potrafi śmiać się, Jakoż i mówić - a więc jednym słowem: Wyśmiał te wszystkie zbuntowane części, Które mu zazdrościły pożywienia, A wyśmiał je, bo miały tyle racji, Co wy, gdy urągacie senatorom, Że nie są wami. PIERWSZY OBYWATEL To ma być odpowiedź? To usłyszała w odpowiedzi głowa - Królowa ciała? Oczy - jej zwiadowcy? Serce - jej radca? Ramiona - jej straż? Język - jej herold? Nogi - jej wierzchowce? I wiele innych sług i pomocników? A więc że mają one wszystkie... MENENIUSZ Co?- Ależ ten człowiek gada! - No? Co mają? PIERWSZY OBYWATEL Tyrać na niego - na tego żarłoka, Który zarazem jest kloaką ciała... MENENIUSZ Z czego to wnosisz? PIERWSZY OBYWATEL No a cóż innego Mógł odpowiedzieć na te skargi brzuch? MENENIUSZ Jeśli mi tylko nie będziesz przerywał I się wykażesz szczyptą cierpliwości, Dowiesz się w końcu. PIERWSZY OBYWATEL Długo każesz czekać. MENENIUSZ Bo i żołądek nie śpieszył się zbytnio (Jak tamte części z rzucaniem oskarżeń), Nim dał odpowiedź. A brzmi ona tak: „Owszem, to prawda, moi bracia w ciele, Że do mnie trafia powierzona strawa; Ale to dobrze - tak powinno być - Bo jestem spichrzem w naszym organizmie. Zważcie jednakże, że przez rzeki krwi Przesyłam zaraz rozdrobnioną żywność Na dwór - do serca, i gdzie mózg króluje; Innymi zaś skrytymi kanałami - A jest ich wiele - rozprowadzam ją Wszędzie, po równo: do mięśni, do żył I tym sposobem, choć o tym nie wiecie" - Słuchajcie dalej, co mówił żołądek... PIERWSZY OBYWATEL Dobrze, wiadomo, wszystko już jest jasne. MENENIUSZ „Chociaż więc żaden z was nie może wiedzieć, Jak sprawiedliwie obchodzę się z wami, Tak właśnie jest i łatwo mógłbym dowieść, Że co pożywne, wy otrzymujecie, A mnie zostają zaledwie otręby". I co ty na to? PIERWSZY OBYWATEL A cóż by innego Miał odrzec im żołądek? - Lepiej powiedz, Co ty rozumiesz przez to. MENENIUSZ Jak to co! Żołądek to jest Senat, a narządy, Co wszczęły przeciw niemu bunt - to wy. Wystarczy zresztą pomyśleć przez chwilę, Jak bardzo Senat troszczy się o wszystko I ile robi dla wspólnego dobra, By się przekonać, że wszelkie korzyści, Jakie z was każdy ma, są zapewnione Właśnie - i tylko! - przez niego, nie przez was. Zaprzeczysz temu, paluchu u stopy? PIERWSZY OBYWATEL Czemu „paluchu", a zwłaszcza „u stopy"? MENENIUSZ Bo chociaż jesteś jednym z najpodlejszych, Najbardziej prymitywnych i zepsutych Członków tej jakże „rozumnej" rewolty, Pchasz się na czoło! - Ty bezczelny kundlu, Szczekasz, podszczuwasz innych i jazgoczesz, Tylko by jako pierwszy coś wyszarpać! No, dalej, pały w dłoń i do ataku! Rzym musi walczyć dzisiaj ze szczurami. Ten, kto tę walkę przegra, pożałuje. Wchodzi Kajus Marcjusz. Witaj, szlachetny Marcjuszu! MARCJUSZ Cześć! Witaj! Do zbuntowanych Co się tu dzieje, bezczelne warchoły? Swędzą was wasze żałosne poglądy, Że tak zawzięcie je rozdrapujecie? Obyście świerzbu się nie nabawili! PIERWSZY OBYWATEL Zawsze masz dla nas jakieś miłe słowo. MARCJUSZ Kto ma je dla was, jest nędznym pochlebcą, Niegodnym nawet tego, by nim gardzić. Czego znów chcecie, wieczni mąciciele - W czasie pokoju zuchwali i krnąbrni, A w czasie wojny trzęsący łydkami? Kto wam zawierzy, rychło się przekona, Żeście strachliwe zające, nie lwy; Jakoż nie lisy, tylko głupie gęsi; A wasza stałość zbliżona jest do tej, Jaką ma węgiel płonący na lodzie Lub ziarna gradu leżące na słońcu. Wasza moralność to wspierać przestępcę, Choćby popełnił nie wiem jaką zbrodnię, I szydzić z prawa i sprawiedliwości, Gdy mu wymierzy zasłużoną karę; Ziać nienawiścią do tego, co wielkie, I do każdego, kto zaszedł wysoko. Wasze pragnienia są jak głód chorego, Co ma apetyt głównie na te rzeczy, Które mu szkodzą. - A zatem zabiegać O wasze względy to jak gdyby płynąć Z ołowianymi płetwami lub trzciną Ścinać stuletnie dęby. Niech was szlag! Wam ufać? Wam zawierzyć, gdy co chwilę Zmieniacie zdanie, bądź wynosząc tych, Co jeszcze wczoraj byli wam wrogami, Bądź obalając dawnych bohaterów? I niby cóż takiego się zdarzyło, Że się zbieracie w różnych punktach miasta, Aby lżyć Senat, który dzięki bogom Trzyma was jeszcze w ryzach i wstrzymuje, Byście się wzajem nie pozabijali. Do Meneniusza O co im chodzi? MENENIUSZ O zboże. O cenę. Żądają niższej. I większej ilości. Twierdzą, że w spichrzach jest go pod dostatkiem. MARCJUSZ Twierdzą! - Niech się powieszą! - Tkwią po kątach, Siedzą za piecem i myślą, że wiedzą, Jaka się toczy gra na Kapitolu: Kto idzie w górę, kto rządzi, kto słabnie, I na podstawie tych śmiesznych domysłów Stawiają na tę albo inną frakcję, Po czym kojarzą ją z inną - jak parę - Wspierając jednych, a innych flekując, Bo tak traktują swoich przeciwników. Mówią, że zboża mamy pod dostatkiem! O, gdyby Senat odrzucił skrupuły I mi pozwolił użyć wreszcie miecza, To bym tak długo tępił tę hołotę, Ciała rzucając na stos coraz wyżej, Póki by czubek mej włóczni dosięgał. MENENIUSZ Nie ma potrzeby. Ci już są niegroźni. Choć pusto mają w głowach, są tchórzliwi. Strach ich obleciał. - No a co z tamtymi? MARCJUSZ Już się rozeszli. - Oby ich szlag trafił! Skomleli, że są głodni, że chcą chleba. Klepali w kółko te swoje slogany: Że głód rozbija mury; że i psy Muszą coś jeść; że gęby są do tego, By je zapychać jakimś pożywieniem; I że bogowie dali zboże wszystkim, Nie tylko najbogatszym. - W te frazesy Wplatali jeszcze jakieś swoje skargi, A nade wszystko żądania, aż w końcu Spełniono jedno z nich - nie wiem dlaczego, Lecz był to błąd, co się niebawem zemści: Rozedrze serca dobrze urodzonych, A władzą wstrząśnie i sprawi, że zblednie. Tak czy inaczej, kiedy się to stało, Zaczęli wrzeszczeć z radości i skakać, I rzucać w górę czapki, jakby chcieli Zawiesić je na rogach półksiężyca. MENENIUSZ A cóż takiego właściwie zyskali? MARCJUSZ Prawo wyboru aż pięciu trybunów Mających bronić ich trywialnych racji. Będzie to przede wszystkim Juniusz Brutus Oraz Sycyniusz Vellutus. Kto jeszcze, Nie mam pojęcia. - Niech mnie piorun trzaśnie! Ta łobuzeria musiałaby najpierw Ze wszystkich domów w Rzymie zerwać dachy, Abym się zgodził na takie ustępstwa. Oni już wkrótce zyskają przewagę Nad naszą władzą i zaczną wysuwać Dalsze żądania, dążąc do przewrotu. MENENIUSZ Dziwne to wszystko. MARCJUSZ Do zbuntowanych Rozejść się! Do domu! Wbiega Posłaniec. POSŁANIEC Gdzie Kajus Marcjusz? MARCJUSZ Tutaj. O co chodzi? POSŁANIEC Panie, Wolskowie podobno pod bronią I są gotowi, aby na nas ruszyć. MARCJUSZ A, to mnie cieszy! Będzie można wreszcie Nieco przewietrzyć to zatęchłe miasto. Ale i oto nasi najzacniejsi. Wchodzą Sycyniusz Vellutus, Juniusz Brutus, Kominiusz, Tytus Larcjusz i inni senatorowie. PIERWSZY SENATOR Marcjuszu, miałeś rację. Siły Wolsków Są w gotowości. MARCJUSZ Będzie z nimi ciężko. Ich wodzem w końcu jest Tuliusz Aufidiusz, Potężny mąż, któremu, wstyd powiedzieć, Zazdroszczę męstwa i innych przymiotów, A którym - nawet więcej - chciałbym być, Gdybym miał nie być sobą. KOMINIUSZ Wiesz, co mówisz. W końcu walczyłeś z nim. MARCJUSZ I mam ochotę Robić to dalej. Powiem jeszcze więcej: Gdyby się tak zdarzyło, że przypadkiem Znaleźlibyśmy się po jednej stronie, To wszcząłbym bunt, by walczyć przeciw niemu. To lew, więc iść na niego jest zaszczytem. PIERWSZY SENATOR Idź w takim razie na ten twardy bój - Pod wodzą Kominiusza. KOMINIUSZ Jakeś przyrzekł. MARCJUSZ Nie musisz przypominać. Idę z chęcią. Do Tytusa Larcjusza Tak więc, Tytusie Larcjuszu, raz jeszcze Zobaczysz mnie, jak walczę z Aufidiuszem. A ty co, nie? Nie idziesz? Ty zostajesz? LARCJUSZ Nie, nie, Marcjuszu, nie obawiaj się! Wsparty o kuli, będę walczył drugą. Ociągać się, dekować - to najgorsze! MARCJUSZ Oto hart ducha! Prawdziwa waleczność! PIERWSZY SENATOR A zatem na Kapitol, gdzie, jak wiem, Czekają nas już nasi przyjaciele. LARCJUSZ Do Kominiusza Prowadź! Do Marcjusza On najpierw. No a my za tobą. Wedle godności. KOMINIUSZ Szlachetny Marcjuszu! PIERWSZY SENATOR Do Obywateli A wy do domu! MARCJUSZ Nie, niech idą z nami. Wolskowie mają wielki zapas zboża. Niech się te szczury pożywią w ich spichrzach. Do zbuntowanych No, buntownicy, śmiało, do roboty! Wasza zuchwałość dobrze wam rokuje. Wychodzą. Obywatele rozchodzą się po cichu. Pozostają tylko Sycyniusz i Brutus. SYCYNIUSZ Cóż to za pycha - ten „szlachetny Marcjusz"! BRUTUS Tak, pod tym względem nikt mu nie dorówna. SYCYNIUSZ Gdy nas wybrano na trybunów ludu... BRUTUS Widziałeś jego oczy, jego miny? SYCYNIUSZ Widziałem tylko, jak szydził z wszystkiego. BRUTUS Gdy wpadnie w gniew, gotowy jest lżyć bogów. SYCYNIUSZ I drwić z czystego, bladego księżyca. BRUTUS Oby pożarła go ta nowa wojna. Jego zuchwałość jest nie do zniesienia. SYCYNIUSZ Takie osoby, gdy im szczęście sprzyja, Potrafią gardzić nawet własnym cieniem, Gdy ten w południe wchodzi im pod stopy. Dlatego dziwię się, że przystał na to, By służyć pod komendą Kominiusza. BRUTUS Sławę, na której mu głównie zależy I którą zdobył już niezaprzeczalnie, Najlepiej wzmacnia się i utrzymuje, Stojąc na drugim miejscu, nie na pierwszym. Bo jeśli coś nie wyjdzie, to niechybnie Obwinią za to wodza, choćby zrobił Wszystko, co tylko jest w mocy człowieka. Niepocieszony ogół zacznie krzyczeć: „O, gdyby Marcjusz dowodził tym wszystkim!". SYCYNIUSZ Fakt, rzeczywiście. A jeśli z kolei Rzecz się powiedzie i przyniesie tryumf, To wcale nie Kominiusz zbierze laury, Tylko znów Marcjusz, bo jego brawura Przyćmi lub skradnie zasługi przywódcy. BRUTUS Tak, czy Kominiusz odniesie zwycięstwo, Czy dozna klęski, zawsze wygra Marcjusz, Choćby się w żaden sposób nie zasłużył. SYCYNIUSZ Ale nie mówmy już o nim, lecz chodźmy Na radę sztabu, aby się dowiedzieć, Jakie działania zamierzają podjąć I w jaki sposób on to przyjmie. BRUTUS Chodźmy. Wychodzą.

William Shakespeare, Koriolan, [w:] tenże, Tragedie rzymskie, t. 2: Koriolan, Tytus Andronikus, przeł. i oprac. Antoni Libera, PIW, Warszawa 2022, s. 21-244.

Plik zabezpieczony

Typ: application/pdf

Rozmiar: 86.61 MB

William Shakespeare, Akt I. Scena pierwsza, [w:] tenże, Tragedie rzymskie, t. 2: Koriolan, Tytus Andronikus, przeł. i oprac. Antoni Libera, PIW, Warszawa 2022, s. 24–41.

TEI XML

Typ: text/html

Rozmiar: 0.03 MB

Autor

Shakespeare, William (1564-1616)

Tytuł ujednolicony pol.

Koriolan

Tytuł ujednolicony oryg.

Coriolanus

Tytuł kolekcji

Koriolan

Tytuł przekładu

Koriolan

Autor przekładu

Libera, Antoni (1949- )

Rok wydania

2022

Rok powstania

2020-2030

Miejsce wydania

Warszawa

Miejsce powstania

Warszawa

Wydawca

PIW

Źródło skanu

Zbiory prywatne

Lokalizacja oryginału

Open Source Shakespeare (OSS)

Koriolan

Tytuł ujednolicony pol.

Koriolan

Tytuł ujednolicony oryg.

Coriolanus

Źródło skanu

Zbiory prywatne

Tłumacz

Libera, Antoni (1949- )

Antoni Libera (ur. 1949) jest prozaikiem i tłumaczem. Ogłosił siedem przekładów sztuk Shakespeare’a: Makbeta (2002), Juliusza Cezara (2021), Antoniusza i...