William Shakespeare, Akt pierwszy, scena pierwsza, [w:] tenże, Wiele hałasu o nic, przeł. Zofia Siwicka, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1972, s. 9-22.

<title type="main">Wiele hałasu o nic Wiele hałasu o nic William Shakespeare Autor przekładu Siwicka, Zofia (1894-1982) Państwowy Instytut Wydawniczy Warszawa
AKT PIERWSZY
SCENA PIERWSZA Ogród przylegający do domu Leonata. Z jednej strony szpaler drzew owocowych, z drugiej altana obrośnięta powojem. Wchodzą Leonato, gubernator Messyny, Hero, jego córka, Beatrycze, jego siostrzenica, i Posłaniec. LEONATO

Dowiaduję się z tego listu, że Don Pedro Aragoński dziś wieczór przybywa do Messyny.

POSŁANIEC

Musi być już blisko. Kiedy go opuszczałem, był stąd niecałe trzy mile.

LEONATO Ilu szlachciców straciliście w tej wyprawie? POSŁANIEC Nikogo znaczniejszego, ze znanym nazwiskiem. LEONATO

Zwycięstwo jest podwójne, jeżeli zwycięzca wraca z całym wojskiem. Piszą mi tu, że Don Pedro obdarzył wielkimi ho- norami młodego Florentyńczyka imieniem Klaudio.

POSŁANIEC

Bardzo na to zasłużył i Don Pedro słusznie go odznaczył. Ponad wiek sobie poczynał, dokonując w postaci jagnięcia czynów lwa. Przeszedł wszelkie oczekiwania do tego stopnia, że nie oczekujcie, abym to mógł opowiedzieć.

LEONATO Ma stryja w Messynie, którego to bardzo ucieszy. POSŁANIEC

Oddałem mu już listy, a radość jego była tak wielka, że stała się prawie zgryzotą.

LEONATO Czy wycisnęła mu łzy? POSŁANIEC Rzęsiste. LEONATO

Serdeczny wylew z przepełnionego serca. Nie ma twarzy bardziej szczerej nad twarz tak obmytą. O ileż lepiej jest płakać z radości niżeli radować się z płaczu!

BEATRYCZE

Powiedz mi, proszę, czy pan Szermierczyk wrócił z wojny czy też nie?

POSŁANIEC

Nie znam nikogo tego nazwiska, pani. Nie było takiego w ca- łej armii.

LEONATO O kogo pytasz, siostrzenico? HERO Moja kuzynka ma na myśli pana Benedyka z Padwy. POSŁANIEC O, wrócił! Taki sam żartowniś jak dawniej. BEATRYCZE

Porozwieszał tu w Messynie ogłoszenia wyzywając Kupi- dyna na strzelanie z łuku. Błazen mojego wuja, który prze- czytał to wyzwanie, podpisał się za Kupidyna i wyzwał go jią proce. Powiedz, proszę, ilu zabił i zjadł na tej wojnie, Ale przede wszystkim, ilu zabił, bo obiecałam, że zjem wszystko, co on zabije.

LEONATO

Naprawdę, siostrzenico, zanadto sobie pozwalasz względem pana Benedyka, ale on ci nie ustąpi kroku, nie mam co do tego wątpliwości.

POSŁANIEC Dobrze się sprawiał w tej wojnie, proszę pani. BEATRYCZE

Mieliście stęchły prowiant, a on wam pomógł go zjeść. To nie byle jaki obżartuch, ma doskonały apetyt.

POSŁANIEC I jest dobrym żołnierzem, pani. BEATRYCZE Dobry żołnierz pani, a czymże jest dla pana? POSŁANIEC

Dla pana panem, dla mężczyzny mężczyzną, pełen wszelkich szlachetnych przymiotów.

BEATRYCZE

Jeżeli jest pełen, to znaczy, że jest napchany. A kto jest napchany... Cóż: Wszyscy jesteśmy śmiertelni.

LEONATO

Nie bierz tego za złe mojej siostrzenicy. Między nią a panem Benedykiem jest jakby wesoła wojna. Ile razy się spot- kają, zaczyna się walka na dowcipy.

BEATRYCZE

Niestety, on nic nie wygrywa: W naszym ostatnim starciu cztery z jego pięciu klepek okulały, została mu tylko jedna. A więc jeżeli ma dość rozsądku, żeby trzymać się ciepło, musi ją obnosić, jako jedyną różnicę między nim a jego ko- niem. To całe jego bogactwo i oznaka, że jest rozumnym stworzeniem. A któż jest teraz jego towarzyszem? Co mie- siąc ma nowego, zaprzysiężonego druha.

POSŁANIEC Czy to możliwe? BEATRYCZE

Bardzo możliwe. Wierność traktuje jak kapelusz: zmienia wraz z nową modą.

POSŁANIEC Widzę, że pan ten nie jest u pani dobrze zapisany. BEATRYCZE

Nie, bo gdyby tak było, spaliłabym wszystkie zapiski. Ale powiedz, proszę, kto jest jego towarzyszem? Czy ma jakie- goś młodego zawadiakę, który by razem z nim wybrał się w podróż do diabła?

POSŁANIEC

Najwięcej bywa w towarzystwie wielce szlachetnego Klau- dia.

BEATRYCZE

O Boże! Przyczepił się do niego jak jaka choroba! Można się nim zarazić szybciej niż morowym powietrzem, a zara- żony natychmiast dostaje szału. Boże! Strzeż szlachetnego Klaudia! Jeżeli zarazi się Benedykiem, wyleczenie będzie go kosztowało tysiąc dukatów.

POSŁANIEC Ja tam wolę być z panią w przyjaźni. BEATRYCZE Racja, mój przyjacielu. LEONATO Ty za to, siostrzenico, nie oszalejesz nigdy. BEATRYCZE Nie, chyba żeby w styczniu był upał. POSŁANIEC Don Pedro nadchodzi. Wchodzą Don Pedro, Don Juan, Klaudio, Benedyk i Baltazar. DON PEDRO

Mój dobry panie Leonato! Sam wychodzisz na spotkanie kłopotu? Zwyczajem świata jest unikać kosztów, a ty idziesz im naprzeciw.

LEONATO

Nigdy "kłopot wchodzący do mojego domu nie był podobny do waszej wielmożności. Gdy kłopot odejdzie, powinna po- zostać ulga. Gdybyście wy zaś odeszli, pozostałby smutek i szczęście by mnie opuściło.

DON PEDRO Przyjmujesz brzemię zbyt ochoczo. To pewno twoja córka. LEONATO Tak przynajmniej mówiła mi jej matka wiele razy. BENEDYK Czy wątpiłeś, panie, że jej o to pytałeś? LEONATO Me, panie Benedyku, bo wtedy ty byłeś jeszcze dzieckiem. DON PEDRO

Masz za swoje, Benedyku! Możemy się z tego domyślać, czym jesteś jako mężczyzna. Ale naprawdę to ona sama wskazuje, kto jest jej ojcem. Bądź szczęśliwa, palni, boś wielce podobna do swego szlachetnego ojca.

Rozmawia na stronie z Hero i Leonatem. BENEDYK

Jeżeli signor Leonato jest jej ojcem, nie chciałaby przecież nawet za całą Messynę mieć jego głowy na swoich ramio- nach, mimo że jest do niego podobna.

BEATRYCZE

Dziwię się, panie Benedyku, że ci się chce jeszcze mówić, nikt cię nie słucha.

BENEDYK Ach, to droga pani Pogarda! Więc pani jeszcze żyje?! BEATRYCZE

Czy to możliwe, aby Pogarda mogła umrzeć, jeżeli się żywi tak dobrą strawą jak pan Benedyk? Sama uprzejmość musi się zmienić w pogardę, jeżeli przed nią staniesz.

BENEDYK

A więc uprzejmość to chorągiewka na dachu. Ale to pewna, że kochają mnie wszystkie kobiety z wyjątkiem ciebie. Ja zaś chciałbym, żeby moje serce nie było takie twarde, bo prawdę mówiąc nie kocham żadnej.

BEATRYCZE

Cóż to za niebywałe szczęście dla kobiet! Inaczej musiałyby znosić złośliwych wielbicieli. Dziękuję Bogu i krwi mojej zimnej, że co do tego jesteśmy do siebie podobni. Wolałabym słuchać, jak mój pies szczeka na wrony, niżeli mężczyzny przysięgającego, że mnie kocha.

BENEDYK

Niechże Bóg utrzymuje panią nadal w tym usposobieniu. Może przez to ten i ów szlachcic uniknie grożącego mu po- drapania twarzy.

BEATRYCZE

Gdyby była podobna do twojej, podrapanie nie mogłoby jej już więcej oszpecić.

BENEDYK Pani to doskonale umie uczyć papugi gadać. BEATRYCZE

Lepszy ptak mówiący moim językiem niż bydlę mówiące twoim, mój panie.

BENEDYK

Chciałbym, żeby mój koń był tak szybki i tak niezmordowa- ny jak pani język. Ale galopuj pani dalej, w imię Boże! Ja już skończyłem.

BEATRYCZE

Zawsze jak narowisty koń zrzucasz jeźdźca. Już ja znam pana dobrze!

DON PEDRO To wszystko, Leonato. odwraca się

Signor Klaudio i signor Benedyku, mój drogi przyjaciel Leo- nato zaprasza nas wszystkich. Mówię mu, że zostaniemy tu co najmniej miesiąc, a on serdecznie modli się o to, aby ja- kiś wypadek zatrzymał nas dłużej. Mogę przysiąc, że nie jest obłudnikiem i że szczerze nas prosi.

LEONATO Gdybyś, książę, przysiągł, nie byłbyś krzywoprzysięzcą. do Don Juana

Pozwól mi powitać cię, panie. Odkąd pojednałeś się z księ- ciem, twym bratem, winien ci jestem wszelkie służby.

DON JUAN Dziękuję. Nie lubię wielu słów, ale dziękuję. LEONATO Czy raczysz wasza książęca mość pójść przodem? DON PEDRO Podaj mi rękę, Leonato. Razem pójdziemy. Wychodzą wszyscy z wyjątkiem Benedyka i Klaudia. KLAUDIO Benedyku, czy zauważyłeś córkę Leonata? BENEDYK Nie zauważyłem, ale patrzyłem na nią. KLAUDIO Nie jestże skromną, młodą panną? BENEDYK

Czy pytasz mnie jak uczciwy człowiek o moją szczerą, praw- dziwą opinię, czy też mam ci odpowiedzieć wedle mego zwyczaju jako zaprzysiężony przeciwnik płci żeńskiej?

KLAUDIO Nie, proszę cię, powiedz mi swoją rozsądną opinię. BENEDYK

A więc mnie się wydaje, że ona jest za niska na wysokie pochwały, za śniada na błyskotliwe pochwały i za mała na wielkie pochwały. Tyle tylko mogę jej przyznać, że gdyby była inna, niż jest, byłaby nieładna. A że nie jest inna, niż jest, mnie się nie podoba.

KLAUDIO

Myślisz, że żartuję. Proszę oię, powiedz mi naprawdę, jak ci się podoba.

BENEDYK Czy chcesz ją kupić, że się tak o nią wypytujesz? KLAUDIO A czy za cenę całego świata można by kupić taki klejnot? BENEDYK

Owszem i futerał, aby go weń włożyć. Ale czy mówisz po- ważnie, czy też kpiny sobie robisz, aby nas przekonać, że Kupido to dobry naganiacz zajęcy, a Wulkan doskonały cie- śla? Mów, na jaką nutę trzeba się nastroić, ażeby się włączyć w twoją piosenkę?

KLAUDIO

W moich oczach jest to najpiękniejsza pani, jaką kiedykol- wiek widziałem.

BENEDYK

Widzę jeszcze bez okularów, a przecież nic takiego nie wi- działem. Kuzynka jej za to, gdyby nie była opętana przez furię, przewyższałaby ją pięknością, jak pierwszy dzionek majowy przewyższa ostatni dzień grudnia. Mam nadzieję, że nie masz zamiaru się żenić, co?

KLAUDIO

Choćbym przysiągł że nie, nie mógłbym wierzyć samemu sobie, gdyby Hero chciała zostać moją żoną.

BENEDYK

Ach, więc do tego już doszło? Czyż naprawdę nie ma na świecie mężczyzny, który by nie nosił czapki z podejrzanych powodów? Czyż nigdy nie zobaczę kawalera sześćdziesięcio- latka? Dalejże! Jeśli chcesz koniecznie wsadzić szyję w jarz- mo, noś jego piętno i wzdychaj od rana do wieczora w każ- dą niedzielę. Spójrz, Don Pedro wraca i szuka ciebie.

Wchodzi Don Pedro. DON PEDRO

Cóż to za sekrety tak zatrzymały was tutaj, żeście nie poszli do Leonata?

BENEDYK Chciałbym, żeby wasza wysokość mnie kazał to powiedzieć. DON PEDRO Rozkazuję ci w imię twej lojalności. BENEDYK

Słyszysz, hrabio Klaudio: potrafię ja milczeć jak niemowa, wiedz o tym, ale w imię lojalności, uważ, w imię lojalności. Zakochał się. „W kina?" spyta wasza wysokość. Odpowiedź krótka: w Hero, w przykrótkiej córce Leonata.

KLAUDIO Gdyby tak było, już byś to był wypaplał. BENEDYK

Jak w starej opowieści, panie: „Tak nie jest, tak nie było, niech Pan Bóg brani, ażeby tak było!"

KLAUDIO

Jeżeli moja namiętność szybko się nie zmieni, niech Pan Bóg broni, żeby było inaczej.

DON PEDRO Amen, jeżeli ją kochasz, bo panna wielce tego warta. KLAUDIO Mówisz tak, panie, żeby mnie złapać w pułapkę. DON PEDRO Na honor, mówię, co myślę. KLAUDIO Na uczciwość, panie, i ja powiedziałem, co myślę. BENEDYK

Na moje dwa honory i dwie uczciwości, panie, i ja powie- działem, co myślałem.

KLAUDIO Czuję, że ją kocham. DON PEDRO Wiem, że jest tego warta. BENEDYK

A ja ani nie czuję, jak powinna być kochana, ani też nie wiem, jak jest tego warta. Jest to przekonanie, którego ża- den ogień we mnie nie wypali. Umrę z nim na stosie.

DON PEDRO

Byłeś zawsze zatwardziałym heretykiem w swej opinii o piękności.

KLAUDIO

I nigdy nie mógł utrzymać swego stanowiska inaczej jak zaciętym uporem.

BENEDYK

Że mnie kobieta poczęła, dziękuję jej za to, że mnie wycho- wała, również składam jej pokorne dzięki. Lecz żeby mi na głowie grano na rogach i psy nimi zwoływano albo żebym musiał przykrywać róg czapką niewidymką, niechaj mi wszy- stkie kobiety wybaczą... Nie chcę robić im tej krzywdy, że- bym jednej z nich nie ufał, wolę trzymać się mojej zasady i nie ufać żadnej. A zakończenie tego takie, że będę się pięk- nie stroił i zostanę kawalerem.

DON PEDRO Zobaczę cię jeszcze, nim umrę, bladego z miłości. BENEDYK

Ze złości, choroby czy głodu, panie, ale nie z miłości. Do- wiedź mi, żem kiedykolwiek więcej krwi stracił z miłości, niżeli zyskał ciągnąc trunek, a będziesz mi mógł wykłuć oczy piórem miłosnego wierszoklety i powiesić mnie przy drzwiach burdelu zamiast ślepego Kupidyna.

DON PEDRO

Dobrze. Jeżeli kiedy wyprzesz się tej wiary, staniesz się świetnym tematem do dyskusji.

BENEDYK

Jeżeli tak zrobię, powieś mnie w wiklinowym koszu jak kota i strzelaj do mnie. A tego, kto we mnie trafi, niech klepią po ramieniu i nazywają sławnym strzelcem Adamem.

DON PEDRO Ano, czas to pokaże. „Z czasem i dziki byk jarzmo nieść będzie"... BENEDYK

Dziki byk, może, ale jeżeli kiedykolwiek rozsądny Benedyk miałby nieść jarzmo, to wyrwij bykowi rogi i przypraw mi je na głowie. I niech mnie wymalują jako straszydło i taki- mi wielkimi literami, jak się pisze: „Tu można wynająć do- bre konie", niech pod moją podobizną podpiszą: „Tutaj mo- żecie oglądać żonatego Benedyka."

KLAUDIO Jeżeli kiedyś tak się stanie, będziesz wściekłym rogaczem. DON PEDRO

Jeżeli Kupido nie wystrzela całego kołczana w Wenecji, bę- dziesz się jeszcze trząsł niedługo.

BENEDYK Chyba w oczekiwaniu na trzęsienie ziemi. DON PEDRO

No, na razie odwlecz tę złą godzinę. A tymczasem, mój pa- nie Benedyku, idź do Leonata, pokłoń mu się ode mnie i po- wiedz, że nie omieszkam być u niego na wieczerzy, bo na- prawdę poczynił wielkie przygotowania.

BENEDYK

Starczy mi jakoś dowcipu na takie poselstwo, a więc pole- cam was...

KLAUDIO Boskiej Opatrzności... Dan w moim domu, gdybym go miał... DON PEDRO ...szóstego lipca, kochający cię przyjaciel, Benedyk. BENEDYK

Nie, nie drwijcie, nie drwijcie. Cała wasza rozmowa to jakieś strzępki, i do tego licho pozszywane. Nim znów zaczniecie strzępić języki, zbadajcie lepiej własne sumienie. A teraz żegnam.

Wychodzi. KLAUDIO Wyświadcz mi teraz, książę, jedną łaskę. DON PEDRO Masz moje serce, naucz je, co czynić. A ujrzysz; pojmie najcięższe nauki. Jeśli przyczynią się do twego dobra.` KLAUDIO Czy Leonato ma syna, mój książę? DON PEDRO Nie, tylko Hero, jedyną dziedziczkę. Kochasz ją, Klaudio? KLAUDIO O, panie, gdym ruszał Na te niedawno zakończone boje. Patrzyłem na nią oczami żołnierza Z lubością, ale mnie czekał trud cięższy, Niżeli lubość zamieniać na miłość. Wróciłem przecież i wojenne myśli Już mnie odbiegły, a miejsce ich tłumnie Zajęły czułe, serdeczne pragnienia. A wszystkie szepczą, jak piękna jest Hero — I żem ją kochał, nim ruszyłem w pole... DON PEDRO Będziesz już teraz ciągle jak kochanek Słów potokami zanudzał słuchacza, Jeżeli kochasz Hero, ciesz się z tego. Ja to oznajmię i jej, i jej ojcu — I będzie twoja. Czy to nie w tym celu Zacząłeś snuć tę misterną opowieść? KLAUDIO Jak delikatnie pomagasz miłości, Której tęsknotę umiałeś rozpoznać! By się ma skłonność nie zdała zbyt nagła, Chciałem osłonić ją dłuższym wywodem. DON PEDRO Po co most dłuższy niż szerokość rzeki? Najlepszym darem jest to, co potrzebne. Wszystko, co sprawie pomaga, jest dobre. A więc ją kochasz, ja dam ci lekarstwo. Wiem, że dziś wieczór będzie tu zabawa. Sam twoją rolę odegram w przebraniu I powiem Hero, że ja jestem Klaudio. Otworzę przed nią głębię mego serca. Słuch jej zamienię w mego niewolnika Silnym natarciem miłosnych wynurzeń. A potem ojcu przedłożę twą sprawę, I wreszcie Hero zostanie twą żoną, A teraz chodźmy słowa w czyn zamienić. Wychodzą.

William Shakespeare, Wiele hałasu o nic, przeł. Zofia Siwicka, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1972.

Download book PDF

Type: application/pdf

File size: 52.56 MB

William Shakespeare, Wiele hałasu o nic, przeł. Zofia Siwicka, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1972.

File access denied

Type: application/pdf

File size: 52.56 MB

William Shakespeare, Akt pierwszy, scena pierwsza, [w:] tenże, Wiele hałasu o nic, przeł. Zofia Siwicka, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1972, s. 9-22.

Download a TEI XML fragment

Type: text/html

File size: 0.03 MB

Author

Shakespeare, William (1564-1616)

Uniform Polish title

Wiele hałasu o nic

Uniform original title

Much Ado about Nothing

Collection title

Wiele hałasu o nic

Translation title

Wiele hałasu o nic

Year of publication

1972

Year of completion

1970-1980

Place of publication

Warszawa

Place of completion

Warszawa

Source of scanned image

Zbiory prywatne

Location of original

Open Source Shakespeare (OSS)

Wiele hałasu o nic

Uniform Polish title

Wiele hałasu o nic

Uniform original title

Much Ado about Nothing

Source of scanned image

Zbiory prywatne

Translator

Siwicka, Zofia (1894-1982)

Zofia Siwicka (1894–1982) studiowała anglistykę i polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, w 1919 r. uzyskała stopień doktora na podstawie rozprawy o...