William Shakespeare, Akt pierwszy, scena pierwsza, [w:] tenże, Stracone zachody miłości, przeł. Zofia Siwicka, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1976, s. 9-21.
„...Item żadnej kobiecie nie wolno się zbliżyć o milę do mo-
jego domu." Czy to zostało ogłoszone?
Zobaczmy pod jaką karą?... „pod karą utraty języka". Któż
to wymyślił tę karę?
To niebezpieczne prawo dla dworności.
Item: „Jeżeli jakiś mężczyzna zostanie przyłapany na rozmo-
wie z kobietą w ciągu tych trzech lat, podlegnie takiej pu-
blicznej hańbie, jaką mu reszta dworu zechce wyznaczyć."
Sam musisz złamać ten przepis w potrzebie,
Bo córka króla Francuzów przybywa
Z ustnym poselstwem na dwór ten, do ciebie,
Panna dostojna, wielce urodziwa.
O Akwitanię rzecz idzie: oddania
Żąda jej ojciec, chorobą złożony.
Więc próżno przepis surowo zabrania
Lub próżno panna przybywa w te strony.
Ja sam reprymenduję jego własną osobę, bo jestem wysokim
komisarzem, ale chciałbym zobaczyć jego własną osobę z cia-
łem i krwią.
Signor Arm... Arm... kłania się, panie. Łajdactwa dzieją się na
świecie: ten list powie ci więcej.
Choćby sprawa była przyziemna, mam w Bogu nadzieję, że
słowa będą górnolotne.
Żeby słuchać cierpliwie, śmiać się powściągliwie albo nie
robić ani jednego, ani drugiego.
To zależy, czy będziemy mieli powody do zanoszenia się
śmiechem.
Ta sprawa tyczy mnie i moich sprawek z Żakinettą. Rzecz
w tym, że mnie złapali w trakcie samej rzeczy.
Sposób i forma były następujące we wszystkich trzech wy-
padkach: Widziano mnie z nią we dworze, jak siedziałem
z nią na ławce, a potem, jak szedłem za nią do parku, co
jest razem i sposobem, i formą następującą. A teraz co do
sposobu: jest to sposób, w jaki mężczyzna rozmawia z ko-
bietą, a co do formy, to była... pewna forma...
Ano następującą moją karą. Niech Bóg strzeże sprawiedli-
wych!
Taka to już ludzka głupota, że człowiek idzie za głosem
ciała.
„Wielki deputowany, niebios gubernatorze i jedyny władco
Nawarry, ziemski Boże mojej duszy, żywicielu ciała i opie-
kunie..."
Może być tak, ale jeżeli on mówi, że tak jest, to mówi
prawdę, ale niecałą.
„A więc jest tak, że oblężony przez czarno ubarwioną me-
lancholię, poddałem ponury, przygnębiający humor działaniu
najskuteczniejszego lekarstwa, ożywczego powietrza, i jak
jestem szlachcicem, udałem się na przechadzkę. O jakiej
porze? Około godziny szóstej, kiedy bydlęta najlepiej się
pasą, ptaki najlepiej dziobią ziarno, a ludzie zasiadają do
posiłku zwanego wieczerzą. Tyle co do czasu. A teraz co do
gruntu — jakiego? Po którym się przechadzałem. Nosi on
miano twojego parku. A potem co do miejsca — jakiego?
Tego, gdzie natknąłem się na ten odrażający, najbardziej
niestosowny wypadek, wyciskający z mego śnieżnobiałego
pióra hebanowo ubarwiony atrament, który ty, panie, teraz
zauważasz, spostrzegasz, oglądasz lub widzisz. Ale co do
miejsca — gdzie? Znajduje się ono na północno północnym
wschodzie i na wschód od zachodniego narożnika twojego
przedziwnym kunsztem założonego ogrodu. Tam to ujrza-
łem tego głupkowatego pachołka, tego podłego kurdupla
twojej zabawy..."
„... złączonego i sparzonego wbrew twojemu wydanemu
i ogłoszonemu rozporządzeniu i surowemu zakazowi... z...
och!... boleśnie mi to mówić... z..."
„... z dzieckiem naszej prababki Ewy, rodzaju żeńskiego, lub
aby milej zabrzmiało Ci, panie... z kobietą. Jego, ja, kłuty
żarliwym poczuciem obowiązku, posyłam Tobie, Panie, ażeby
otrzymał odpowiednią karę od komisarza Waszej Łaskawej
Mości, Antoniego Tępaka, męża znakomitej sławy, obycza-
jów, postępowania i poważania."
„... Co do Żakinetty, tak się nazywa owo słabsze naczynie,
które przychwyciłem z wyżej wymienionym pachołkiem, za-
trzymałem ją jako obiekt surowości twoich praw, i na
najlżejsze skinienie Waszej Łaskawości sprowadzę na sąd.
Tobie oddany z wszystkimi oznakami przywiązania i pło-
nącego w sercu żaru obowiązku.
Don Adriano de Armado."
Nie jest to tak dobre, jak się spodziewałem, ale najlepsze
ze wszystkiego, com dotąd słyszał.
Tak, najlepsze z najgorszych. Ale ty, nicponiu, cóż na to
powiesz?
Jeżeli tak, to odmawiam jej dziewictwa. Zostałem złapany
z młódką.
A teraz ogłaszam wyrok: będziesz pościł przez tydzień o
otrębach i wodzie.
Cierpię za prawdę, bo prawdą jest, że mnie złapali z Ża-
kinettą i że Żakinetta to uczciwa dziewczyna. A więc witaj,
cierpki kielichu pomyślności! Niedola może się kiedyś
uśmiechnąć, a tymczasem uspokój się, smutku!
William Shakespeare, Stracone zachody miłości, przeł. Zofia Siwicka, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1976.
William Shakespeare, Stracone zachody miłości, przeł. Zofia Siwicka, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1976.
File access denied
Type: application/pdf
File size: 49.58 MB
William Shakespeare, Akt pierwszy, scena pierwsza, [w:] tenże, Stracone zachody miłości, przeł. Zofia Siwicka, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1976, s. 9-21.
Stracone zachody miłości
Uniform Polish title
Uniform original title
Love's Labour's Lost
Source of scanned image
Zbiory prywatne