William Shakespeare, Akt pierwszy, scena pierwsza, [w:] tenże, Komedia omyłek, Stracone zachody miłości, przeł. Stanisław Barańczak, „W drodze”, Poznań 1994, s. 131-145.

<title type="main">Stracone zachody miłości Stracone zachody miłości William Shakespeare Autor przekładu Barańczak, Stanisław (1946-2014) "W Drodze" Poznań
AKT PIERWSZY
Scena pierwsza Wchodzą król Nawarry Ferdynand oraz Biron, Longueville i Dumaine. KRÓL Niech sławę, którą ściga każdy z żywych, Żywą zachowa spiż naszych nagrobków: Blask jej ozłoci nam ciemność mogiły. Czas to żarłoczny drapieżnik — nas jednak Stać na to, aby posiąść tu na ziemi Chwałę, co stępi ostrze jego kosy I całą wieczność odda nam w dziedzictwo. A zatem, dzielni moi wojownicy — Jesteście nimi, tocząc wojnę z armią Własnych popędów i światowych pokus — Obowiązuje nas mój nowy edykt: Powszechny podziw otoczy Nawarrę, Gdy nasz dwór będzie małą akademią, Doskonalącą w skupieniu kunszt życia. Wy trzej — Biron, Dumaine i ty, Longueville — Przysięgliście, że spędzicie trzy lata Na wspólnych studiach ze mną, przestrzegając Reguł, spisanych w tym oto statucie. Daliście słowo — złóżcie więc podpisy; A kto pogwałci choć najmniejszy punkt, Ten własną ręką uśmierci swój honor. Jeśli przysięgi chcecie w samej rzeczy Dotrzymać — podpis niech ją ubezpieczy. LONGUEVILLE Ja jestem gotów; trzy lata wyrzeczeń To post dla ciała, lecz uczta dla ducha. Kiedy brzuch pełen, głowa zwykle pusta; Myśl mizernieje, gdy kuchnia zbyt tłusta. DUMAINE Co do mnie, jestem nieczuły na niskie Uciechy świata; niech bawią tych, którzy W jego niewoli nisko chylą karki. Miłość, bogactwa, zaszczyty — to wszystko Odnajdę stokroć żywsze w filozofii. BIRON Mogę jedynie dołączyć się do tych Ślubowań, królu; przysiągłem już zresztą, Że spędzę tutaj na studiach trzy lata. Lecz co do innych ścisłych reguł... Taki Na przykład zakaz widywania kobiet: Czyżby naprawdę był wpisany w statut? Post całodzienny raz w tygodniu, w inne Dni — tylko jeden jedyny posiłek: Czy i ten przepis jest wpisany w statut? Snu każdej nocy ledwie trzy godziny, Surowy zakaz drzemki w ciągu dnia (Gdy ja przesypiam całą noc jak dziecko, Nawet przedłużam tę noc do południa!) — Czyżby i taką rzecz wpisano w statut? Nauka, owszem, ma swoje zalety, Ale nie zamiast snu, jadła, kobiety! KRÓL Przysiągłeś przecież, że się ich wyrzekasz. BIRON Tak ściśle przysiąg rozumieć mi nie każ, KRÓLu: przysiągłem, że spędzę trzy lata Na studiach, lecz nie — odcięty od świata! LONGUEVILLE Owszem, przysiągłeś; dowód nieodparty: Myśmy słyszeli. BIRON Lecz to były żarty!... Powiedz przynajmniej, po co ta nauka? KRÓL By umysł posiadł wiedzę, której szuka. BIRON A prościej do tej wiedzy dojść nie można? KRÓL Jedyna droga to nauka zbożna. BIRON Dobrze więc; mogę uroczyście przysiąc, Że na tej drodze spędzę i lat tysiąc, Zgłębiając różne tajemne arkana, Na przykład to, jak wkradać się w spiżarnie, Skoro biesiada jest nam zakazana; Jak się wykradać na miasto bezkarnie, Skoro wzbroniono nam widywać panie; Studiując, jednym słowem, naginanie Przepisów, których łamać się nie godzi. Jeśli o taki zysk w nauce chodzi, To trudno, królu — ku wiedzy mnie prowadź! Do reguł będę się — z grubsza — stosować. KRÓL Chcesz się nie studiom oddać, ale grzechom I umysł łudzić zwodniczą uciechą. BIRON A gdzież uciechy, które nas nie zwodzą? Dobre w nich chociaż to, że nam nie szkodzą Tak jak niektóre umartwienia; młody Student w stronice książki oczy wlepia — I jakiż tego skutek oprócz szkody Dla oczu, gdy je blask prawdy oślepia? Zanim rozjaśni mrok na pół minuty, I tak już zresztą wzrok dawno popsuty. Wolę studiować tak, by oczy moje Nie w ksiąg stronice, lecz w piękne źrenice Mogły się wgłębiać i mieć w nich ostoję, Nawet gdy olśnią mnie ich tajemnice. Nauka jest jak słońce: światło rzuca Na świat, lecz razi wzrok nazbyt zuchwały; Kujon za cały zysk ma pełne płuca Kurzu, gdy cudze wertuje szpargały. Ignorant szczerzej gwiazdami srebmemi Umie się cieszyć, gdy noc roziskrzona, Niźli astronom, który im na ziemi Jak ojciec chrzestny nadaje imiona. Wiedzieć zbyt wiele — to pychy oznaka; Dać imię — na to stać byle prostaka. KRÓL Jak zmyślnie szydzi z wszelkiej myśli! Brawo! DUMAINE Jak sprawnie walczy z wszelką dobrą sprawą! LONGUEVILLE Rwie zboże, aby zagon zarósł trawą! BIRON Wiosenna gęś jest gęsią chuderlawą! DUMAINE Jaki to związek ma z tym, co mówimy? BIRON Związek jest luźny, za to ścisłe rymy. KRÓL Biron jest niby gniewny i zazdrosny Mróz, kąsający pierwsze źdźbła zieleni. BIRON Tak? Lecz cóż warte są przechwałki wiosny, Gdy zziębłe ptactwo wciąż śpiewać się leni? Mam z przedwczesnego cieszyć się porodu? Nie pragnę przecież róż, gdy jeszcze styczeń, Tak jak nie żądam w środku lipca lodu: Cóż by mi przyszło z tak niewczesnych życzeń? Do studiów w naszym wieku się przyłożyć — To wejść przez komin zamiast drzwi otworzyć. KRÓL Nie chcesz — nie musisz. Damy radę sami. BIRON O, nie. Przysiągłem, więc zostanę z wami. Choć ignorancji broniłem ofiarniej Niż wy — nauki, nie taki zakuty Łeb ze mnie, abym wraz z resztą owczarni Nie mógł przecierpieć tych trzech lat pokuty. Dajcie ten arkusz; przeczytam złowieszcze Słowa i podpis pod nimi umieszczę. KRÓL Ocalasz swoją cześć. Brawo raz jeszcze! BIRON czyta

Paragraf pierwszy: „Żadnej kobiecie nie wolno zbliżyć się na milę do mojego dwom". Czy ten zakaz został obwiesz- czony?

LONGUEVILLE Cztery dni temu. BIRON

A jaką przewidziano karę? (Czyta:) „Pod groźbą utraty języ- ka". Kto tę karę wymyślił?

LONGUEVILLE Ja, przyjacielu. BIRON A w jakim celu? LONGUEVILLE To je odstraszy — tak mi się wydaje. BIRON Raczej — ugodzi w dobre obyczaje. (Czyta:)

„Paragraf drugi: Mężczyzna, przyłapany na rozmowie z kobietą w ciągu najbliższych trzech lat, będzie podlegał takiej publicznej hańbie, jaką zdoła dla niego obmyślić re- szta dworu".

Ten zakaz sam już wkrótce złamiesz, panie: Wiesz przecież dobrze, że na dwór przybywa Piękna królewna francuska, przesłanie Niosąc od ojca (starzec dogorywa, Złożon niemocą, lecz wciąż wojowniczy, Żąda znów jakiejś korektury granic). Albo więc zakaz wcale się nie liczy, Albo też cała podróż panny na nic.
KRÓL Ha, zapomniałem. Radźcie, przyjaciele, Co począć? BIRON Z ludźmi, co myślą za wiele, Zawsze tak bywa: z miną nieprzytomną Tonąc w marzeniach, o świecie zapomną. Jakby gród ogniem zdobywali — pracą Myśli posiadłszy coś, zarazem tracą. KRÓL Królewnę przyjąć wypada; a jeśli Tak — z konieczności ten zakaz się skreśli. BIRON Przez te trzy lata z trzy tysiące razy Tak „z konieczności" moc straci przysięga; Grę namiętności w duszy nie zakazy Powściągną, ale Bożych łask potęga. Odtąd, gdy złamię słowo, rzecz najprościej Usprawiedliwi krótkie „z konieczności". Podpis po każdym kładę paragrafie — I wieczna hańba tym, co będą winni Ich pogwałcenia. Pokusom potrafię Oprzeć się tylko tak, jak wszyscy inni, Lecz bądźcie pewni — choć Biron się zżyma, Nie gorzej od was przysięgi dotrzyma. A jednak — żadnej rozrywki, zabawy? KRÓL Ależ są — gości tu nader ciekawy Hiszpan: co chwilę coś gładkiego powie, Zna wszystkie modne świata tego sprawy, Istną mennicę frazesów ma w głowie; Muzykę własnych słów tak uchem wchłania, Jakby harmonia sfer brzmiała w nich stale — Pełen dworności, dwa przeciwne zdania Pogodzi w jednym wytwornym banale. Zrodzony w słońcem spalonej Hiszpanii, Ten stwór przedziwny — zowie się Armado — W wolnych nam chwilach dotrzyma kompanii, Rycerskie bajdy plotąc z płynną swadą; Nie wiem, czy również was tak uweseli Opowiadaniem tych treli-moreli: Mnie bawi lepiej od wszelkich minstreli. BIRON Armado jest to mąż godzien uwagi: Mistrz wykręcania słów i modnej blagi. LONGUEVILLE On i ten prostak — jakże mu tam? — Bania! — Skrócą nam śmiechem lata studiowania. Wchodzą Alojzy Cep z listem i Bania. CEP Która z osób jest własną osobą Króla? BIRON Ta, przyjacielu. Czego sobie życzysz? CEP

Ja sam jestem właściwie plenimpotentem, czyli pełnonoc- nikiem jego własnej osoby jako posterunkowy na służbie Najjaśniejszego Pana. Ale muszę go widzieć we własnej osobie, i to takiej z krwi i kości.

BIRON Oto on. CEP

Seńor Arm... Arm... kazał, żebym przekazał, że mi przykazał przekazać wyrazy. Najgłębsze. Wyrazy i ten list. Chodzi o ło- trostwo, które miało miejsce. List powie więcej!

BANIA

Wasza królewska Mość, to co ten list komunikuje, komu in- nemu nikuje znowuż coś innego, ale tak czy siak, rozchodzi się o mnie.

KRÓL List od naszego wspaniałego Armada. BIRON

Dotyczy pewnie spraw przyziemnych, ale w Bogu nadzieja, że słowa będą górnolotne.

LONGUEVILLE

Wysoka to nadzieja, jak na tak niskie loty. Daj nam Boże ,lb />cierpliwość!

BIRON Żeby wysłuchać, czy żeby hamować śmiech? LONGUEVILLE

Żeby słuchać bez zmrużenia oka, śmiać się bez zrywania boków i przerwać jedno i drugie dopiero wtedy, gdy już zupełnie nie da się wytrzymać.

BIRON

Jestem pewien, że koturny tego stylu zdołają nas podnieść pod samo niebo wesołości.

BANIA

List, Najjaśniejszy Panie, jest w związku z moim związkiem z Żakinetką. Rzecz w tym, że mnie złapali na gorącym uczynku.

BIRON Jakim mianowicie? BANIA

Mianowicie to nie wiem, ale osobiście było mi faktycznie bardzo gorąco przez cały uczynek. A do całego przyłapa- nia in filigranti doszło sposobem i metodą, jak następuje. Co do sposobu: sposobem przypadkowym siadłem na ław- ce obok Żakinetki; co do metody: metodą rozmowy, jak to mężczyzna z kobietą, nawiązałem z nią znajomość.

BIRON A co do „jak następuje"? BANIA

Jak następuje po czymś takim kara, to trudno. Pan Bóg wie, co robi.

KRÓL Czy wysłuchacie wreszcie uważnie tego listu? BIRON Jakbyśmy słuchali wyroczni. BANIA

Taka już w człowieku prostota głupia siedzi, że jak ciało zawoła, to on cały idzie prosto za nim.

KRÓL czyta

„Wszechwładny namiestniku, niebios na ziemię delegacie pełnomocny, udzielny monarcho Nawarry, duszy mojej ziemski Boże, a ciała opiekuńczy żywicielu..."

BANIA O Bani jak na razie ani słowa. KRÓL czyta „... Sprawa przedstawia się tak:" BANIA

Może się i przedstawia; ale jeśli on ją przedstawia, no, to będziemy mieli ładne przedstawienie.

KRÓL Nie przeszkadzajcie! BANIA ...żyć w spokoju takim jak ja, znaczy — nie za bardzo od- ważnym. KRÓL Ani słowa! BANIA ...o cudzych sekretach, słusznie. KRÓL

„...Sprawa przedstawia się tak: ocieniony kruczym skrzydłem melancholii, zapragnąłem potraktować ową hurmę chmurnych humorów lekiem najskuteczniejszym, jakim jest życiodajne powietrze Twojej, Panie, krainy; ruszyłem zatem, jakem szla- chcic, na przechadzkę. Czas incydentu? Około godziny szó- stej, gdy bydełko najżywiej się pasie, ptaszęta dziobią najza- wzięciej, a ludzkość zasiada do posiłku zwanego powszechnie kolacją. Tyle o czasie incydentu. Z kolei parę słów o terenie — o terenie, powiadam, po którym się przechadzałem. Zową ów teren Twoim, Panie, pałacowym parkiem. I wreszcie miej- sce incydentu — miejsce, innymi słowy, gdziem się natknął na ów oburzająco wyuzdany, sprzeczny z naturą incydent, który stał się przyczyną, iż oto śnieg mojego pióra spływa he- banem atramentu, który to wyżej wzmiankowany heban Ty, Najjaśniejszy Panie, widzisz niniejszym, postrzegasz, oglądasz oraz pochłaniasz oczyma. Wróćmy jednakowoż do miejsca in- cydentu. Znajduje się ono na północo- północo-wschód, i je- szcze trochę na wschód, od zachodniego narożnika Twojego przedziwnym kunsztem uformowanego ogrodu. Tam to właś- nie ujrzałem owego podłego pachołka, który nikczemnym kiełbiem śmie mącić wody Twego wesela..."

BANIA Znaczy — mnie? KRÓL „...tę nieukształconą, ciemną duszyczkę..." BANIA Znaczy — mnie? KRÓL „...to tępe popychadło..." BANIA Znaczy — wciąż mnie? KRÓL „...noszące, jeśli mnie pamięć nie myli, nazwisko Bania..." BANIA A, znaczy — mnie! KRÓL

„...w towarzystwie i w parze, na przekór i wbrew Twemu wydanemu i obwieszczonemu edyktowi oraz dekretowi o wstrzemięźliwości — w towarzystwie czyim? w parze z kim? O, z, z, z — o, z bólem wydobywam z ust to głuche «z»..."

BANIA Z dziewuchą. KRÓL

„...z dziecięciem naszej pramatki Ewy, z osobą płci niewie- ściej, czy też, aby użyć nie tak brutalnego sformułowania, z kobietą. Jego to, winowajcę, przesyłam Ci niniejszym — kłuty ostrogą tak zawsze dla mnie ważnego poczucia obo- wiązku — ażebyś, Łaskawy Panie, wymierzył mu należną karę, a przesyłam pod czujną eskortą Twego komisarza, Alojzego Cepa, męża dobrej sławy, postawy, postury oraz osobistej kultury".

CEP

Za pozwoleniem jaśnie panów, to ja. Alojzy Cep: to moje nazwisko.

KRÓL

„...Co do Żakinetty — tak się bowiem zowie owo słabsze naczynie, które przydybałem na przestawaniu w towarzy- stwie wyżej wspomnianego pachołka — zatrzymuję ją jako naczynie, w które wleje się burzliwy potok Twych suro- wych praw, i na najlżejsze Waszej Łaskawości skinienie sprowadzę ją przed sąd. Twój, Najjaśniejszy Panie, szcze- rze oddany i do głębi serca przepalony świętym żarem po- winności, Don Adriano de Armado".

BIRON

Nie było to tak dobre, jakem się spodziewał, ale czegoś le- pszego i tak w życiu nie słyszałem.

KRÓL

Istotnie, było to wręcz wyśmienicie złe. — Ale co ty na to, bratku?

BANIA Wasza Królewska Mość, do dziewuchy się przyznaję. KRÓL Słyszałeś przecież obwieszczenie? BANIA Słyszeć słyszałem, ale żebym słuchał, to nie powiem. KRÓL

Obwieszczenie głosiło, że przydybany z dziewczyną idzie na rok do więzienia.

BANIA Mnie nie przydybali z dziewczyną, ale z panną. KRÓL Panny również to obejmowało. BANIA

Właściwie panną to ona też nie była; była, wręcz przeciw- nie, dziewicą.

KRÓL Ta kategoria także była przewidziana. BANIA

Jeśli tak, to dziewictwo odwołuję. Przyłapali mnie z dzier- latką.

KRÓL Ta dzierlatka nic ci tutaj nie da. BANIA Może nie tutaj, ale da, mogę się założyć. KRÓL

Oto twój wyrok, młody człowieku: tydzień o chlebie i wo- dzie.

BANIA Nie dałoby się z zamianą na miesiąc o mięsie i zupie? KRÓL A Don Armado będzie cię pilnować. Biron, ty oddaj więźnia w jego ręce, My zaś, panowie, chodźmy; już za chwilę W czyn się przemieni surowa ustawa. Wychodzą Król, Longueville i Dumaine. BIRON Postawię własną głowę przeciw byle Czapce: będziemy śmiać się z tego prawa. Chodź, mój nicponiu. BANIA

Cierpię za prawdę i za sztukę, panie, bo to prawda, że mnie przyłapali z Żakinetką, a Żakinetką to niezła sztuka. Witaj mi zatem, pucharze gorzkiego kwasu pomyślności! Kto wie, może słońce przeciwności uśmiechnie się jeszcze do mnie z nieba; na razie jednak, Boleści, siadaj na zad i nie ujadaj!

Wychodzą.

William Shakespeare, Stracone zachody miłości, [w:] tenże, Komedia omyłek, Stracone zachody miłości, przeł. Stanisław Barańczak, „W drodze”, Poznań 1994, s. 125-282.

File access denied

Type: application/pdf

File size: 56.14 MB

William Shakespeare, Akt pierwszy, scena pierwsza, [w:] tenże, Komedia omyłek, Stracone zachody miłości, przeł. Stanisław Barańczak, „W drodze”, Poznań 1994, s. 131-145.

Download a TEI XML fragment

Type: text/html

File size: 0.03 MB

Author

Shakespeare, William (1564-1616)

Uniform Polish title

Stracone zachody miłości

Uniform original title

Love's Labour's Lost

Collection title

Stracone zachody miłosne

Translation title

Stracone zachody miłości

Year of publication

1994

Year of completion

1990-2000

Place of publication

Poznań

Place of completion

Cambridge, MA

Publisher

"W Drodze"

Source of scanned image

Zbiory prywatne

Location of original

Open Source Shakespeare (OSS)

Stracone zachody miłości

Uniform Polish title

Stracone zachody miłosne

Uniform original title

Love's Labour's Lost

Source of scanned image

Zbiory prywatne

Translator

Barańczak, Stanisław (1946-2014)

Stanisław Barańczak (1946–2014) był poetą, tłumaczem i krytykiem literackim. Przełożył w latach 1990–2001 dwadzieścia pięć dramatów Shakespeare’a, jak również znaczną...