William Shakespeare, Akt pierwszy, scena pierwsza, [w:] tenże, Komedia omyłek, Stracone zachody miłości, przeł. Stanisław Barańczak, „W drodze”, Poznań 1994, s. 131-145.
Paragraf pierwszy: „Żadnej kobiecie nie wolno zbliżyć się
na milę do mojego dwom". Czy ten zakaz został obwiesz-
czony?
A jaką przewidziano karę?
ka". Kto tę karę wymyślił?
„Paragraf drugi: Mężczyzna, przyłapany na rozmowie
z kobietą w ciągu najbliższych trzech lat, będzie podlegał
takiej publicznej hańbie, jaką zdoła dla niego obmyślić re-
szta dworu".
Ja sam jestem właściwie plenimpotentem, czyli pełnonoc-
nikiem jego własnej osoby jako posterunkowy na służbie
Najjaśniejszego Pana. Ale muszę go widzieć we własnej
osobie, i to takiej z krwi i kości.
Seńor Arm... Arm... kazał, żebym przekazał, że mi przykazał
przekazać wyrazy. Najgłębsze. Wyrazy i ten list. Chodzi o ło-
trostwo, które miało miejsce. List powie więcej!
Wasza królewska Mość, to co ten list komunikuje, komu in-
nemu nikuje znowuż coś innego, ale tak czy siak, rozchodzi
się o mnie.
Dotyczy pewnie spraw przyziemnych, ale w Bogu nadzieja,
że słowa będą górnolotne.
Wysoka to nadzieja, jak na tak niskie loty. Daj nam Boże ,lb />cierpliwość!
Żeby słuchać bez zmrużenia oka, śmiać się bez zrywania
boków i przerwać jedno i drugie dopiero wtedy, gdy już
zupełnie nie da się wytrzymać.
Jestem pewien, że koturny tego stylu zdołają nas podnieść
pod samo niebo wesołości.
List, Najjaśniejszy Panie, jest w związku z moim związkiem
z Żakinetką. Rzecz w tym, że mnie złapali na gorącym
uczynku.
Mianowicie to nie wiem, ale osobiście było mi faktycznie
bardzo gorąco przez cały uczynek. A do całego przyłapa-
nia in filigranti doszło sposobem i metodą, jak następuje.
Co do sposobu: sposobem przypadkowym siadłem na ław-
ce obok Żakinetki; co do metody: metodą rozmowy, jak to
mężczyzna z kobietą, nawiązałem z nią znajomość.
Jak następuje po czymś takim kara, to trudno. Pan Bóg wie,
co robi.
Taka już w człowieku prostota głupia siedzi, że jak ciało
zawoła, to on cały idzie prosto za nim.
„Wszechwładny namiestniku, niebios na ziemię delegacie
pełnomocny, udzielny monarcho Nawarry, duszy mojej
ziemski Boże, a ciała opiekuńczy żywicielu..."
Może się i przedstawia; ale jeśli on ją przedstawia, no, to
będziemy mieli ładne przedstawienie.
„...Sprawa przedstawia się tak: ocieniony kruczym skrzydłem
melancholii, zapragnąłem potraktować ową hurmę chmurnych
humorów lekiem najskuteczniejszym, jakim jest życiodajne
powietrze Twojej, Panie, krainy; ruszyłem zatem, jakem szla-
chcic, na przechadzkę. Czas incydentu? Około godziny szó-
stej, gdy bydełko najżywiej się pasie, ptaszęta dziobią najza-
wzięciej, a ludzkość zasiada do posiłku zwanego powszechnie
kolacją. Tyle o czasie incydentu. Z kolei parę słów o terenie
— o terenie, powiadam, po którym się przechadzałem. Zową
ów teren Twoim, Panie, pałacowym parkiem. I wreszcie miej-
sce incydentu — miejsce, innymi słowy, gdziem się natknął
na ów oburzająco wyuzdany, sprzeczny z naturą incydent,
który stał się przyczyną, iż oto śnieg mojego pióra spływa he-
banem atramentu, który to wyżej wzmiankowany heban Ty,
Najjaśniejszy Panie, widzisz niniejszym, postrzegasz, oglądasz
oraz pochłaniasz oczyma. Wróćmy jednakowoż do miejsca in-
cydentu. Znajduje się ono na północo- północo-wschód, i je-
szcze trochę na wschód, od zachodniego narożnika Twojego
przedziwnym kunsztem uformowanego ogrodu. Tam to właś-
nie ujrzałem owego podłego pachołka, który nikczemnym
kiełbiem śmie mącić wody Twego wesela..."
„...w towarzystwie i w parze, na przekór i wbrew Twemu
wydanemu i obwieszczonemu edyktowi oraz dekretowi
o wstrzemięźliwości — w towarzystwie czyim? w parze
z kim? O, z, z, z — o, z bólem wydobywam z ust to głuche
«z»..."
„...z dziecięciem naszej pramatki Ewy, z osobą płci niewie-
ściej, czy też, aby użyć nie tak brutalnego sformułowania,
z kobietą. Jego to, winowajcę, przesyłam Ci niniejszym —
kłuty ostrogą tak zawsze dla mnie ważnego poczucia obo-
wiązku — ażebyś, Łaskawy Panie, wymierzył mu należną
karę, a przesyłam pod czujną eskortą Twego komisarza,
Alojzego Cepa, męża dobrej sławy, postawy, postury oraz
osobistej kultury".
Za pozwoleniem jaśnie panów, to ja. Alojzy Cep: to moje
nazwisko.
„...Co do Żakinetty — tak się bowiem zowie owo słabsze
naczynie, które przydybałem na przestawaniu w towarzy-
stwie wyżej wspomnianego pachołka — zatrzymuję ją jako
naczynie, w które wleje się burzliwy potok Twych suro-
wych praw, i na najlżejsze Waszej Łaskawości skinienie
sprowadzę ją przed sąd. Twój, Najjaśniejszy Panie, szcze-
rze oddany i do głębi serca przepalony świętym żarem po-
winności,
Don Adriano de Armado".
Nie było to tak dobre, jakem się spodziewał, ale czegoś le-
pszego i tak w życiu nie słyszałem.
Istotnie, było to wręcz wyśmienicie złe. — Ale co ty na to,
bratku?
Obwieszczenie głosiło, że przydybany z dziewczyną idzie
na rok do więzienia.
Właściwie panną to ona też nie była; była, wręcz przeciw-
nie, dziewicą.
Jeśli tak, to dziewictwo odwołuję. Przyłapali mnie z dzier-
latką.
Oto twój wyrok, młody człowieku: tydzień o chlebie i wo-
dzie.
Cierpię za prawdę i za sztukę, panie, bo to prawda, że
mnie przyłapali z Żakinetką, a Żakinetką to niezła sztuka.
Witaj mi zatem, pucharze gorzkiego kwasu pomyślności!
Kto wie, może słońce przeciwności uśmiechnie się jeszcze
do mnie z nieba; na razie jednak, Boleści, siadaj na zad
i nie ujadaj!
William Shakespeare, Stracone zachody miłości, [w:] tenże, Komedia omyłek, Stracone zachody miłości, przeł. Stanisław Barańczak, „W drodze”, Poznań 1994, s. 125-282.
File access denied
Type: application/pdf
File size: 56.14 MB
William Shakespeare, Akt pierwszy, scena pierwsza, [w:] tenże, Komedia omyłek, Stracone zachody miłości, przeł. Stanisław Barańczak, „W drodze”, Poznań 1994, s. 131-145.
Stracone zachody miłości
Uniform Polish title
Uniform original title
Love's Labour's Lost
Source of scanned image
Zbiory prywatne