Wiliam Szekspir, Akt pierwszy. Scena pierwsza, [w:] tenże, Król Ryszard Drugi, przeł. Władysław Tarnawski, oprac. Stanisław Helsztyński, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1956, s. 15-25.

<title type="main">Król Ryszard Drugi Ryszard II William Shakespeare Autor przekładu Tarnawski, Władysław (1885-1951) Państwowy Instytut Wydawniczy Warszawa
AKT I
Scena pierwszy Wielkie rusztowanie w obrąbie zamku Windsor. Na rusztowaniu miejsca do siedzenia. Dokoła plac. Wchodzą Król Ryszard, Jan z Gandawy, Książę Sur- rey oraz inni magnaci i dwór. Wstępują na rusztowanie i zajmują miejsca. Pośrodku Król w osobnym fotelu. Król Ryszard Janie z Gandawy, długich lat upływem Czcigodny książę Lancaster, czy zgodnie Ze swoim przyrzeczeniem i przysięgą Przywiodłeś tu Henryka na Herefordzie, Dzielnego syna swego, by przed naszymi Obliczem poparł dowodami swoją Wniesioną świeżo, a gwałtowną skargę Przeciwko Tomaszowi Mowbray, księciu Norfolku, której nam brak czasu nie dal Wysłuchać? Jan z Gandawy Tak jest, najjaśniejszy panie. Król Ryszard Prócz tego powiedz, czyli wybadałeś, Co też książęcia każe mu oskarżać: Czy zastarzała złość, czy poddanego Dobrego prawość, co się powoduje Wyraźnie spostrzeżonym znakiem zdrady. Jan z Gandawy O ile tylko mogłem wymiarkować Od niego w tej materii, to widoczne Niebezpieczeństwo jakieś, co z tej strony Może królewskiej waszej mości grozić, A nie porywy zastarzałej złości. Król Ryszard Więc ich przyzwijcie przed nas, niechaj staną Twarzą w twarz, groźne czoło przeciw czołu, A sami wysłuchamy szczerej mowy Oskarżyciela i oskarżonego. Śmiali są obaj, w gniewnym zaś rankorze Jak ogień wściekli, głusi ni to morze. Wchodzą Bolingbroke i Norfolk. Bolingbroke Wielu szczęśliwych dni mojemu panu, Najjaśniejszemu i drogiemu władcy! Norfolk Niech z każdym dniem szczęśliwość wasza rośnie, Dopóki niebo, o pomyślność ziemi Zazdrosne, do korony waszej ziemskiej Nie doda swojej drugiej, nieśmiertelnej. Król Ryszard Dziękuję obu wam, lecz jeden tylko Pochlebcą jest, jak widać z waszej sprawy, Albowiem oskarżacie się nawzajem O zdradę główną. A więc co zarzucasz, Krewniaku Hereford, Tomaszowi Mowbray, Książęciu Norfolk? Bolingbroke Naprzód — a w niebie niechaj zapisują Me słowa! — staję jako oskarżyciel Przed tym królewskim tronem, ożywiony Miłością poddanego, co jest dbały O cenne swego władcy bezpieczeństwo, A próżen wszelkiej innej nienawiści, Ze złych płynącej źródeł. Teraz zasię Do ciebie zwracam się, Tomaszu Mowbray, A zważaj dobrze, jako cię pozdrowię, Bo słów mych prawdy ciało me dowiedzie Na ziemi lub odpowie za nie w niebie Ma nieśmiertelna dusza. Jesteś zdrajcą I nikczemnikiem — nazbyt dobrym na to, By takim być, zbyt złym, by żyć na świecie. Bo im jest czystsze błękitne nieb łono, Tym brzydsze chmury, które po nim wioną. Niech tym dotkliwsza hańba cię przytłoczy, Bo imię zdrajcy znów ci rzucam w oczy I słów mych prawdy, jeśli zyskani zgodę Monarszą, prawym mieczem ci dowiodę. Norfolk Niech nie oskarża mojej gorliwości Słów moich chłód. Nie starcie, godne wojny Niewieściej, gorzki krzyk dwóch rozpętanych Języków, zdolny jest ten spór rozstrzygnąć Pomiędzy nami dwoma. Żar jest we krwi, Która ostygnąć musi przez tę sprawę. Nie będę jednak takiej szukał chluby W powolnej cierpliwości, abym zamilkł I nie przemówił słowa. Przede wszystkim Nakłada mi wędzidło wasz majestat, O najjaśniejszy panie, więc nie mogę Swej mowie puścić cugli, dać ostrogi; Inaczej cwałowałaby, dopóki Nie odrzuciłaby mu w twarz zdwojonych Zarzutów zdrady. Odsuwając na bok Królewskość jego krwi, to jest przyjmując, Że nie jest krewnym mego suwerena, Wyzwanie rzucam mu i plwam w oblicze, Nazywam łotrem i potwarczym tchórzem, Co aby stwierdzić, dam mu wyrównanie, A stanę mu, choć miałbym biec piechotą Na Alp lodowe grzbiety czy też inne Człowieczych siedzib nie znające miejsce, Gdzie Anglik śmie postawić swoją stopę. A nim przykładnie dłonie te go skarcą, Bronię czci, kłamcą zwąc go i potwarcą. Bolingbroke Wyrzekam się, ty blady, drżący tchórzu, Wszelkiego mego z władcą pokrewieństwa I rzucam rękawicę. Niech na boku Zostanie mojej krwi królewskość, którą Nie cześć, lecz trwoga każe ci wymieniać. Jeżeli grzeszny lęk ci pozostawił Dość siły, schyl się, aby podnieść z ziemi To, co honoru mego jest zakładem. Niech to i wszelkie inne obyczaje Rycerskie świadczą, że przeciwko tobie, Na męża mąż, dowiodę ci wszystkiego, Co powiedziałem tu, a co ty sobie I w gorsze jeszcze, gdy chcesz, przybierz słowa. Norfolk Podnoszę ją i na ten miecz przysięgam, Co mi łagodnym swoim uderzeniem Rycerskie piętno złożył na ramieniu, Stanę ci do wszelkiego pojedynku, Zgodnego z rycerskimi zasadami, Czy do bożego sądu, a gdy konia Dosiądę, niech nie zejdę żyw na ziemię, Jeżeli zdrady ciąży na mnie brzemię. Król Ryszard O co Mowbraya skarżysz, mój krewniaku? To jakaś wielka rzecz być musi, jeśli W umyśle naszym choćby myśl ma wzbudzić O czymś, co plami go. Bolingbroke Więc własnym życiem Dowiodę prawdy własnych słów: Ten Mowbray Osiem tysięcy nobli wziął dla wojska Najjaśniejszego pana i zatrzymał, By je roztrwonić — czyn niecnego zdrajcy, Nędznika i przestępcy. Mówię nadto I stwierdzę w boju tu, gdzie indziej albo Hen, na najdalszym krańcu ziemi, jaki Oglądał kiedykolwiek wzrok Anglika, Że wszystkich zdrad, uknutych i poczętych W ojczyźnie naszej od lat osiemnastu, Przewrotny Mowbray źródłem i sprężyną. Powiadam dalej — i dowiodę kosztem Nędznego jego życia tych zarzutów — Że to on uknuł śmierć książęcia Gloucester, Wpłynął na jego łatwowiernych wrogów I w końcu po zdradziecku i tchórzowsku Otworzył tamę, którą w krwi strumieniach Niewinna jego wypłynęła dusza. Ta krew, ni to krew Abla ofiarnika, Wołając z głębi niemych pieczar, żąda Od mojej dłoni sprawiedliwej kary. Więc na mój ród, tak świetny, a tak stary, Wymierzę ją lub pójdę sam na mary. Król Ryszard Sokolich wyżyn sięga jego śmiałość! Tomaszu Mowbray, co odpowiesz na to? Norfolk Niech władca mój odwróci swe oblicze I uszom swym nakaże być przez chwilę Głuchymi, bym powiedział tej zakale Krwi własnej, jako Bóg i dobrzy ludzie Tak ohydnego kłamcy nienawidzą. Król Ryszard Mowbrayu, bezstronnymi są me oczy I uszy. Choćby był mym bratem, choćby Dziedzicem moim -— tak, jak tylko synem Jest brata mego ojca — w tym momencie Przysięgam na mojego berła grozę, Że żadnych przywilejów mu nie zjedna Sąsiedzka bliskość krwi mej uświęconej Ani stronniczą nie zdoła uczynić Stałości mojej sprawiedliwej woli. Jego i ciebie za poddanych mamy, Niech trwoga słowom twym nie kładzie tamy. Norfolk Więc, Bolingbroke'u, kłam zadany w oczy Niech sięgnie twego serca! Z tych pieniędzy, Które dostałem do Calais, trzy czwarte Jak najsumienniej wypłaciłem wojsku Jego królewskiej mości, a ćwierć sumy Za jego zgodą zatrzymałem sobie, Bo najjaśniejszy pan był mym dłużnikiem Na resztę znacznej kwoty, pochodzącej Z podróży mej do Francji po królowę. Na powrót połknij ten kłamliwy zarzut. Co do Gloucestera śmierci, jam ,go wcale Nie zgładził, ale ku wstydowi swemu W tej sprawie zaniedbałem obowiązku, Który nakazywała mi przysięga. Co do was, świetny książę lancasterski, Czcigodny ojcze mego przeciwnika, Raz zasadzałem się na wasze życie I zły ten czyn mą duszę dręczy smutkiem, Lecz zanim przystąpiłem raz ostatni Do sakramentów, grzech ten wyjawiłem I upraszałem w niedwuznacznych słowach Książęcą waszą mość o przebaczenie. To moja wina. Co do reszty skargi, Zrodziła się z rankoru nikczemnika, Łotra i zgoła wyrodnego zdrajcy, Przed którym własna ręka mnie obroni. Rzucam wzajemnie swoją rękawicę Pod nogi tego zuchwałego zdrajcy, By krwią serdeczną jego udowodnić Swą prawość, a monarcha mój łaskawy Wyznaczyć k'temu raczy dzień rozprawy. Król Ryszard Szaleńcy, posłuchajcie mej perswazji I bez lancetu leczcie swą gorączkę. Choć nie lekarska, rada do przyjęcia — Gdy złość głęboka, zbyt głębokie cięcia. Pogódźcie się i zapomnijcie waśni, Bo pierwszy lepszy doktor wam wyjaśni, Że w tym miesiącu puszczać krew nie zdrowo. W zarodku stłummy kłótnię tę jałową. Kochany stryju, rozżartego srodze Uspokój syna, księcia ja ochłodzę. Jan z Gandawy Starzec, skwapliwie roli tej się chwycę. — Synu, Norfolka odrzuć rękawicę. Król Ryszard do Norfolka Zrób ty to samo. Jan z Gandawy Co, mój Henryk zwleka? Tak się nie godzi, kiedy ojciec czeka. Król Ryszard do Norfolka Rzuć, jak ci każę, nic tu nie pomoże. Norfolk Sam do stóp twoich rzucam się w pokorze, Potężny władco. Ty mym życiem władasz, Wtrącić mnie w hańbę mocy nie posiadasz. Powinność moja życie jest dać tobie, Lecz dobre imię, co na moim igr obie Ma po mym zgonie żyć, twym się nie stanie, Byś je w ohydy ciemne pchnął otchłanie. Jam pod pręgierzem, jam tu w poniewierce, Potwarzy oszczep wbił się wprost w me serce, Zatrutej rany niczym nie zabliźnię, Chyba krwią sprawcy, co mu z serca bryźnie. Król Ryszard Rzuć rękawicę, niech chłód zmrozi szały — Na lwa nie skoczy lampart, choć zuchwały. Norfolk Lecz plam ze swojej skóry zmyć nie zdoła. O panie, hańbę zdejm z mojego czoła, A żądza boju mnie odbieży dzika. Najistotniejszy skarb dla śmiertelnika To dobra sława; kiedy ta uleci, Zostaje glina, co pozłótką świeci, Proch malowany. W piersi pełnej cnoty Odważny duch to klejnot nad klejnoty W dziesięcią zamków umocnionej skrzyni. Mój honor życiem życie moje czyni, Kończy się ono z nim, bo z nim związane. Niech, drogi władco, zań do boju stanę, Kto dla honoru żyje, niech dlań zginie. Król Ryszard do Bolingbroke'a A więc ty pierwszy cofnij się, kuzynie. Bolingbroke Przed tak śmiertelnym grzechem chroń mnie, Boże! Więc ojciec miałby patrzeć, jak się trwożę, Jak blady żebrak strach dostojność syna Pod stopy tchórza bezczelnego zgina? Wprzód, nim mój język tak nikczemnym ciosem W mą cześć ugodzi, wprzód, nim trąby głosem Na rokowania takie wzywać będzie, Odgryzą moje zęby to narzędzie Trwożnego odwołania, aby krwawy Wypluć tam, gdzie siedziba jest niesławy, Na twarz Mowbraya. Król Ryszard Myśmy się rodzili Nie, aby prosić, lecz by rozkazywać, Więc gdy nie możem zmienić was w przyjaciół, Pod gardłem stawcie się na dzień świętego Lamberta1 w Coventry, tam miecz i kopia Niech rozsądzają, która z nienawiści, Co tak wezbrały w was, swe cele ziści. Nie pogodzimy was, więc niechaj męstwo Sprawiedliwości w polu da zwycięstwo; My będziem świadkiem. Nasi heroldowie, Co lord marszałek zaraz im zapowie, Przygotowawszy wszystko, staną zbrojnie, By przewodniczyć tej domowej wojnie. Wychodzą.

Wiliam Szekspir, Król Ryszard Drugi, przeł. Władysław Tarnawski, oprac. Stanisław Helsztyński, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1956.

Download book PDF

Type: application/pdf

File size: 85.57 MB

Wiliam Szekspir, Król Ryszard Drugi, przeł. Władysław Tarnawski, oprac. Stanisław Helsztyński, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1956.

File access denied

Type: application/pdf

File size: 89.39 MB

Wiliam Szekspir, Akt pierwszy. Scena pierwsza, [w:] tenże, Król Ryszard Drugi, przeł. Władysław Tarnawski, oprac. Stanisław Helsztyński, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1956, s. 15-25.

Download a TEI XML fragment

Type: text/html

File size: 0.02 MB

Author

Shakespeare, William (1564-1616)

Uniform Polish title

Ryszard II

Uniform original title

Richard II

Collection title

Ryszard II

Translation title

Król Ryszard Drugi

Year of publication

1956

Year of completion

1940-1950

Place of publication

Warszawa

Place of completion

Lwów / Kraków

Source of scanned image

Zbiory prywatne

Location of original

Open Source Shakespeare (OSS)

Król Ryszard Drugi

Uniform Polish title

Ryszard II

Uniform original title

Richard II

Source of scanned image

Zbiory prywatne

Translator

Tarnawski, Władysław (1885-1951)

Władysław Tarnawski (1885–1951) był jednym z pierwszych polskich profesorów anglistyki. Pozostawił w rękopisie przekłady wszystkich dramatów Shakespeare’a, trzy z nich...