William Shakespeare, Akt I. Scena I, [w:] tenże, Sen nocy letniej, przeł. Maciej Słomczyński, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1982, s. 8-18.

<title type="main">Sen nocy letniej Sen nocy letniej William Shakespeare Autor przekładu Słomczyński, Maciej (1920-1998) Wydawnictwo Literackie Kraków
AKT I
Scena I Ateny. Pałac Tezeusza. Wchodzą TEZEUSZ, HIPPOLITA, FILOSTRATES i orszak. TEZEUSZ Zbliża się z wolna, piękna Hippolito, Godzina naszych zaślubin; za cztery Dni najszczęśliwsze wzejdzie nowy księżyc; Lecz, ach, jak wolno stary księżyc niknie! Opóźnia pragnień mych spełnienie, niby Macocha albo wdowa, zwlekająca Z przyznaniem spadku młodemu synowi. HIPPOLITA Dni cztery szybko w nocach się zanurzą, A cztery noce szybko ów czas prześnią; I wówczas księżyc, niby łuk srebrzysty Świeżo napięty na niebie, zobaczy Ślubu naszego noc. TEZEUSZ Idź, Filostracie, Wzbudź radość w myślach młodzieży ateńskiej. Tchnij w nią śmiałego, ulotnego ducha Uciech. Pogrzebom oddaj smętek. Po cóż Na godach naszych ma być ów gość blady? Wychodzi Filostrates. W zaloty szedłem z mieczem, Hippolito, I krzywdząc ciebie, zdobyłem twą miłość; Ale poślubię cię na inną nutę: W tryumfie, pośród uciech i przepychu. Wchodzą EGEUSZ, jego córka HERMIA, LYSANDER i DEMETRIUSZ. EGEUSZ Niechaj szczęśliwy będzie sławny książę Tezeusz! TEZEUSZ Dzięki, dobry Egeuszu. Cóż tam nowego u ciebie? EGEUSZ Przychodzę Stroskany, aby wnieść skargę przeciwko Własnemu dziecku, mojej córce Hermii. Pójdź, Demetriuszu. Mój szlachetny panie, Zgadzam się, by ją poślubił ten człowiek. Podejdź, Lysandrze. Mój łaskawy książę, Ten zaczarował serce mego dziecka: — Ty, ty, Lysandrze, składałeś jej rymy, Dając i biorąc podarki miłosne. Ty pod jej oknem przy blasku księżyca Stłumionym głosem śpiewałeś piosenki O swej zwodniczej miłości, by zdobyć Jej wyobraźnię tak wrażliwą, dając Splecione z włosów swoich bransoletki, Pierścionki, fraszki, świecidła, drobiazgi, Wiązanki kwiatów, słodycze, — wysłańców Godzących w młodość jej niedoświadczoną. Podstępnie skradłeś serce mojej córki, A posłuszeństwo, które jest mi winna, Zmieniłeś w upór nieczuły. — Więc proszę, Panie łaskawy, jeśli nie przystanie Tu, przed obliczem waszej łaskawości, Na to, by żoną Demetriusza zostać, Niechaj mnie wesprze przywilej ateński. — Moja jest, mogę jej wybór nakazać: Jeśli nie zechce przyjąć tego pana, Niech śmierć ją spotka zgodnie z naszym prawem. TEZEUSZ Cóż powiesz, Hermio? Pomyśl, piękna panno, Ojciec twój bogiem winien być dla ciebie, Kimś, kto urodę twą stworzył; tak właśnie, Jak gdybyś była figurką woskową, I kształt jej nadał. Jest więc w jego mocy Zostawić kształt ten lub zniszczyć figurkę. Przecież Demetriusz jest godnym człowiekiem. HERMIA Lysander także. TEZEUSZ Tak, jest, — i on także, Lecz jeśli za nim ojca głos nie pada, Trzeba drugiego z nich uznać godniejszym. HERMIA Oby chciał ojciec spojrzeć moim okiem. TEZEUSZ Niech twoje raczej jego sąd potwierdza. HERMIA Wasza łaskawość, zechciej mi wybaczyć. Nie wiem, skąd bierze się moja zuchwałość Ani czy zgodne to z moją skromnością, Że w obecności twej otwieram serce. Lecz błagam waszą łaskawość, bym mogła Poznać najgorszy los, jaki mnie spotka, Gdy Demetriusza nie zechcę poślubić. TEZEUSZ Śmierć lub wieczyste rozłączenie z ludźmi. Więc, Hermio piękna, zapytaj swych pragnień, Wspomnij twą młodość, dobrze krew wybadaj, Czy, jeśli ojca wyboru nie przyjmiesz, Zdołasz wytrzymać w sukience zakonnej, Na zawsze skryta wśród klasztornych mroków, By jako mniszka, dozgonnie bezpłodna, Wznosić półgłosem hymny do zimnego I jałowego księżyca. Po trzykroć Błogosławione, które nad krwią swoją Tak zapanują i ruszą w panieńską Pielgrzymkę. Jednak szczęśliwsza na ziemi Jest róża, z której wycisną olejek, Niż owa, która na dziewiczym cierniu Wyrasta, żyje i więdnąc umiera W błogosławionej samotności. HERMIA Panie, Tak wzrosnę, będę żyła i tak umrę, Lecz nie powierzę mojego dziewictwa Owemu panu, pod którego władzą Nie pragnę duszy mojej wrazić w jarzmo. TEZEUSZ Masz do namysłu czas; z następnym nowiem, — Który na wieki ma położyć pieczęć Na związku mojej ukochanej ze mną, — Musisz gotowa być, aby śmierć ponieść, Skoro sprzeciwić się chcesz woli ojca. Możesz też zostać żoną Demetriusza Lub przed ołtarzem Diany poprzysiąc Życie samotne i dozgonną czystość. DEMETRIUSZ Ugnij się, Hermio, — zrzeknij się, Lysandrze, Szalonych roszczeń do mojego prawa. LYSANDER Jej ojciec kocha ciebie, Demetriuszu: Więc daj mi Hermię, a sam się z nim ożeń. EGEUSZ Szydzisz, Lysandrze! Tak, ma miłość moją, — I miłość moja odda mu, co moje. Ona jest moja, — więc Demetriuszowi Pragnę przekazać wszystkie prawa do niej. LYSANDER Panie, mój ród jest tak dobry jak jego I posiadłości mam nie gorsze; miłość Moja jest większa, a los obdarował Równo nas obu, a może mnie bardziej Niż Demetriusza. Lecz ponad te wszystkie Przechwałki stawiam to, że piękna Hermia Kocha mnie. Czemu więc nie mam dochodzić Mych praw? Demetriusz, w oczy mu to mówię, Rozmiłowany był w córce Nedara, Helenie, której duszyczkę omotał, A ona, słodka dama, wprost szaleje I w szale modły bałwochwalcze wznosi Do niewiernego tego niegodziwca. TEZEUSZ Tak, muszę wyznać, doszły mnie te słuchy I chciałem mówić o tym z Demetriuszem, Lecz zapomniałem mając spraw zbyt wiele. Pójdź, Demetriuszu; i ty, Egeuszu. Ty, piękna Hermio, znajdź siły, by złączyć Upodobania twoje z wolą ojca; Inaczej poddasz się ateńskim prawom — Których złagodzić nie jesteśmy w stanie — Śmierć przynoszącym lub ślub samotności. Pójdź, Hippolito. Jak się miewasz, miła? Ty, Demetriuszu, i ty, Egeuszu, Ruszajcie za mną. Muszę was zatrudnić Przy pewnych sprawach, powiązanych z naszym Obrzędem ślubnym, a także omówić Coś, co najbliżej was obu dotyczy. Wychodzą Tezeusz, Hippolita, Egeusz, Demetriusz i orszak. LYSANDER Cóż to, najmilsza! Czemu tak pobladłaś? Co nakazało różom tak przywiędnąć? HERMIA Być może deszczu im brak, który łatwo Mogłaby przynieść burza w moich oczach. LYSANDER Ach, bieda! Wszystko, co czytałem dotąd Lub z opowieści i bajek poznałem, Mówi, że miłość prawdziwa nie biegnie Bitym gościńcem, lecz bądź krwi różnice — HERMIA Ach, sprzeczność! Góra dolinę miłuje! LYSANDER Lub źle dobrani, gdyż różnią ich lata — HERMIA Ach, wstyd! Sędziwość złączona z młodością! LYSANDER Bądź padł ów wybór z namowy przyjaciół — HERMIA Ach, piekło! Miłość wybrać cudzym okiem! LYSANDER Lub jeśli była zgodność przy wyborze, Wojna, choroba, śmierć w miłość godziły Tak, że stawała się jak dźwięk ulotny, Jak sen niedługi, jak cień szybkonogi, Jak błyskawica pośród mroków nocy, Która odsłania ziemię i niebiosa Wściekle na chwilę, a nim człowiek zdąży Zawołać „Spójrzcie!", już ją pożerają Szczęki ciemności. Z taką to prędkością Wszystko, co jasne, popada w ruinę. HERMIA Jeśli tak zawsze z woli przeznaczenia Musi kochanków wiernych zło spotykać, Uczmy się znosić cierpliwie te próby, Gdyż przeciwności są rzeczą zwyczajną I tak z miłością związaną jak myśli, Sny i westchnienia, i łzy, i pragnienia, Które miłości smętnie towarzyszą. LYSANDER Pięknie dowodzisz; więc posłuchaj, Hermio. Mam ciotkę wdowę, panią wielkich włości, Bezdzietną; mieszka mil siedem od Aten I tak mnie kocha jak własnego syna. Tam, Hermio miła, mogę cię poślubić; Tam nie doścignie mnie prawo ateńskie. Więc jeśli kochasz mnie, wymknij się cicho Jutrzejszej nocy z ojcowskiego domu. W lesie, o milę za miastem, tam właśnie, Gdzie napotkałem cię, gdy wraz z Heleną Kiedyś majowe czciłaś święto, będę Czekał. HERMIA Mój dobry Lysandrze! Przysięgam Na łuk Kupida, najmocniej napięty, Na jego strzały najlepszej grot złoty, Na ptaki Venus, pełne niewinności, Na jednoczący dusze szał miłości, Na stos, gdzie padła Kartaginy pani, Gdy znikł Trojańczyk fałszywy z przystani, Na wiarołomne słowa mężczyzn wreszcie, Stokroć liczniejsze niż zdrady niewieście, — W miejscu, gdzie pragniesz, miły, na mnie czekać, Stawię się jutro i nie będę zwlekać. LYSANDER Dotrzymaj słowa, miła. Spójrz, Helena! Wchodzi HELENA. HERMIA Bóg z tobą! Dokąd to, piękna Heleno? HELENA Piękna? Demetriusz tak ciebie nazywa. Nie mów więc do mnie, piękności szczęśliwa! Są oczy twoje jak przewodnie gwiazdy, A głosu twego wdzięczniejszy ton każdy Niźli dla uszu pasterza skowronek, Gdy głóg zakwita i poła zielone. Gdyby uroda zaraźliwą była, Niechbym się twoją, Hermio, zaraziła: Uchem głos chwycić, okiem twoje oko, Językiem złowić twą nutę wysoką I słodką winnam, bo, prócz Demetriusza, Cały świat dałaby ci moja dusza. O, ucz mnie spojrzeń; spraw, niechaj odkryję, Czemu dla ciebie jego serce bije! HERMIA Patrzę wzgardliwie, on jednak miłuje. HELENA Ucz mnie, jak wzgarda miłość wywołuje! HERMIA Choć go przeklinam, wciąż jest zakochany — HELENA O, gdyby modłom mym był tak oddany! HERMIA Włóczy się za mną, choć wielce mnie brzydzi. HELENA Ja go miłuję, on mnie nienawidzi. HERMIA Jego szaleństwu nie ja jestem winna. HELENA Lecz twoja piękność! Moją być powinna! HERMIA Pociesz się; lica już nie ujrzy mego; Z Lysandrem umknę wkrótce z miejsca tego. Zanim mnie poznał mój Lysander miły, Ateny dla mnie ziemskim rajem były. O, cóż mnie w miłym moim tak urzekło, Że mi przemienił moje niebo w piekło! LYSANDER Heleno, tobie myśl naszą odkryję: Jutro wieczorem, gdy Febe odbije W wodnym zwierciadle swe lico srebrzyste I zroszą trawę płynne perły czyste, — Kochankom-zbiegom sprzyja owa pora, — Z Aten wymkniemy się w mrokach wieczora. HERMIA W tym samym lesie, gdzie błądziłaś ze mną Pośród pierwiosnków i każdą tajemną Myśl słodką serca nasze wymieniły, Tam mnie napotka mój Lysander miły; A gdy od Aten odwrócimy głowy, Nowych przyjaciół niech nam da świat nowy. Pomódl się za nas, żegnaj mi, słodyczy. Niech Demetriusza ci szczęście użyczy! — Dotrzymaj słowa, Lysandrze; niech oczy Spragnione poszczą. Jutro o północy. LYSANDER Dotrzymam, Hermio. Hermia wychodzi. Heleno, bądź zdrowa. Niech cię Demetriusz pokocha od nowa! Wychodzi. HELENA Jak jedna bywa nad drugą wzniesiona! W Atenach mówią, że piękna jak ona Jestem. Cóż z tego, jeśli Demetriusza Sąd innych ludzi wcale nie porusza? A jak on, patrząc w oczy Hermii, błądzi, Błądzi mój umysł, gdy dobrze go sądzi; Miłość rzecz nędzną i pełną marności Przemienia w kształtną i pełną godności. Miłość nie okiem, lecz myślą ocenia, Kupid ma skrzydła; jednak bez wejrzenia Maluje się go; ślepy jest, dlatego Miłość nie wyda sądu rzetelnego; Choć nie ma oczu, lecz będąc skrzydlata, Na chybił trafił i bezładnie lata. Nazwać Kupida dzieckiem każdy może, Gdyż często mami siebie przy wyborze. Jak psotni chłopcy kłamią przy zabawie, Tak chłopiec Kupid kłamie wszędzie prawie; Bo nim Demetriusz w Hermii oczach zginął, Siał gradem przysiąg, że jestem jedyną; Ów grad od ciepła, które z Hermii biło, Zniknął i tysiąc przysiąg się stopiło. Ucieczkę Hermii zdradzę mu zawczasu, Niech jutro nocą wyruszy do lasu W pościg; a jeśli dzięki za te wieści Otrzymam, sobie przysporzę boleści. Lecz tym przynajmniej mą boleść wzbogacę, Że go tam ujrzę i znów z oczu stracę. Wychodzi.

William Shakespeare, Sen nocy letniej, przeł. Maciej Słomczyński, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1982.

File access denied

Type: application/pdf

File size: 49.94 MB

William Shakespeare, Akt I. Scena I, [w:] tenże, Sen nocy letniej, przeł. Maciej Słomczyński, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1982, s. 8-18.

Download a TEI XML fragment

Type: text/html

File size: 0.02 MB

Author

Shakespeare, William (1564-1616)

Uniform Polish title

Sen nocy letniej

Uniform original title

Midsummer Night's Dream

Collection title

Sen nocy letniej

Translation title

Sen nocy letniej

Year of publication

1982

Year of completion

1980-1990

Place of publication

Kraków

Place of completion

Kraków

Source of scanned image

Zbiory prywatne

Location of original

Open Source Shakespeare (OSS)

Sen nocy letniej

Uniform Polish title

Sen nocy letniej

Uniform original title

Midsummer Night's Dream

Source of scanned image

Zbiory prywatne

Translator

Słomczyński, Maciej (1920-1998)

Maciej Słomczyński (1922–1998) był tłumaczem, dramaturgiem i prozaikiem, autorem literatury sensacyjnej. Jako pierwszy na świecie przełożył całość twórczości Shakespeare’a, w...