William Shakespeare, Akt I. Scena II, [w:] tenże, Żywot i śmierć króla Jana, przeł. Maciej Słomczyński, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1988, s. 8-20.

<title type="main">Żywot i śmierć króla Jana Król Jan William Shakespeare Autor przekładu Słomczyński, Maciej (1920-1998) Wydawnictwo Literackie Kraków
AKT I
Scena 1 Dwór angielski. Wchodzą KRÓL JAN, KRÓLOWA ELEONORA, PEMBROKE, ESSEX, SALISBURY i orszak, a z nimi CHATILLON, poseł francuski. KRÓL JAN Czegóż chce od nas Francja, Chatillonie? CHATILLON Tak — pozdrowienie śląc — mówi król Francji W mojej osobie tu, do majestatu, Do przybranego majestatu Anglii. ELEONORA Dziwny początek: „przybrany majestat". KRÓL JAN Ucisz się, matko: wysłuchaj poselstwa. CHATILLON Filip, król Francji, słusznie i uczciwie Chce tu wystąpić w imieniu Artura Plantageneta, następcy zmarłego Twojego brata Gotfryda, i składa Wsparte na prawie niezbitym roszczenie Do pięknej wyspy tej i przyległości: Irlandii, Poitiers, Anjou, Touraine, Maine; Więc nakazuje, abyś miecz odłożył, Którym te włości przywłaszczone trzymasz, I w dłoń młodego Artura go włożył, Twego bratanka i prawego władcy. KRÓL JAN A co nastąpi, gdy to odrzucimy? CHATILLON Wściekłej i krwawej wojny dumna siła Wprowadzi prawo siłą odebrane. KRÓL JAN A więc krew za krew i wojna za wojnę, Siła za siłę; tak odpowiedz Francji. CHATILLON Z ust mych wyzwanie mego króla przyjmij. Taką granicę ma moje poselstwo. KRÓL JAN Przekaż mu moje i odejdź w pokoju. Jak błyskawica mknij do króla Francji, Gdyż nim przemówić zdołasz, już tam będę I grzmot dział moich dobiegnie ich uszu. Więc pędź! Naszego gniewu trąbą stań się, Dzwonem posępnym zwiastującym zgubę. Niechaj go godnie odprowadzą. Pembroke, Dopilnuj tego. Żegnaj, Chatillonie. Wychodzą Chatillon i Pembroke. ELEONORA Co teraz, synu? Czy nie powtarzałam, Że pełna pychy Konstancja nie spocznie, Póki we Francji i na całym świecie Nie wznieci ognia w obronie praw syna? Zapobiec temu i załatać wszystko Przyjaznym słowem można było łatwo, A teraz muszą rządy obu królestw Rzecz tę rozsądzić w krwawym, strasznym boju. KRÓL JAN Moc posiadania daje nam to prawo. ELEONORA Moc posiadania bardziej niźli prawo; Inaczej będzie źle z tobą i ze mną. To ci sumienie moje szepcze w uszy: Tylko dla Niebios, twej i mojej duszy. Wchodzi Szeryf. ESSEX Mój władco, nigdy jeszcze nie słyszałem O takim sporze przedziwnym. Przybyli Tu ludzie ze wsi, prosząc o twój wyrok. Czy mam wprowadzić ich? KRÓL JAN Niechaj tu wejdą. Nasze opactwa i klasztory wezmą Brzemię wydatków nagłych. Wchodzą ROBERT FAULCONBRIDGE i FILIP, jego Brat-bękart. Kim jesteście? BĘKART Jestem twym wiernym poddanym, szlachcicem, Zrodzonym w Northamptonshire, i najstarszym Synem Roberta Faulconbridge, jak sądzę: Żołnierza, ręką Ryszarda Lwie Serce Pasowanego w polu na rycerza. KRÓL JAN A ty kim jesteś? ROBERT Synem, dziedzicem tegoż Faulconbridge'a. KRÓL JAN Choć on jest starszy, ty jesteś dziedzicem, Więc z różnych matek jesteście zapewne. BĘKART Z pewnością z jednej matki, wielki królu; To rzecz wiadoma; a sądzę, że także Z jednego ojca. Lecz chcąc ową prawdę Uznać za pewnik, musicie się zwrócić Do Niebios i do mej matki z pytaniem. Ja mogę wątpić tak jak wszystkie dzieci. ELEONORA Precz stąd, ty gburze! Hańbisz swoją matkę I cześć jej ranisz podobną niewiarą. BĘKART Ja, pani? Nie mam najmniejszej przyczyny, Aby tak czynić. To nie moja skarga, Lecz mego brata. Jeśli jej dowiedzie, Zgarnie ode mnie najmniej pięćset ślicznych Funtów rocznego dochodu. Niech Niebo Strzeże czci matki mej i mojej ziemi! KRÓL JAN Poczciwy, szczery człowiek. Czemu młodszy Ma uroszczenia do twego dziedzictwa? BĘKART Sam nie wiem, czemu — pewnie chce wziąć ziemię — Kiedyś mnie zelżył i nazwał bękartem. Czy mnie poczęto, czy nie, w prawym łożu, To już na głowę mojej matki składam; Lecz czy poczęto mnie dobrze, mój władco — Pokój tym kościom, które się trudziły! — Sam osądź, nasze porównując twarze. Jeśli sir Robert stary dwu nas począł I jest nam ojcem, a jeden z nas tylko Go przypomina, padam na kolana I, sir Robercie, ojcze, dzięki składam Niebu, że rysów twoich nie posiadam! KRÓL JAN Cóż za szaleńca Niebo nam zesłało! ELEONORA Ma coś w obliczu z Ryszarda Lwie Serce; Głos jego także ma podobne brzmienie. Czy nie dostrzegasz cech mojego syna W potężnych członkach owego człowieka? KRÓL JAN Me oczy weń się wpatrywały bacznie I wizerunek Ryszarda dostrzegły. Mów, czemu wziąć chcesz ziemie twego brata? BĘKART Gdyż ma pól głowy podobne do ojca! Za te pół głowy chce mą całą ziemię I pięćset funtów rocznie dla półgłówka. ROBERT Władco łaskawy, kiedy żył mój ojciec, Twój brat go często trudził w swojej służbie — BĘKART Nie, panie; tak mej ziemi nie uzyskasz. Musisz powiedzieć, jak trudził mą matkę. ROBERT — I kiedyś wysłał w poselstwie do Niemiec Na rokowania z cesarzem o sprawach Wysokiej wagi dla ówczesnych czasów. Król wykorzystał jego nieobecność I w domu ojca mojego przebywał, A jak zwyciężył tam, wstydzę się mówić. Lecz prawda prawdą być musi. Ogromne Obszary lądu i morza leżały Pomiędzy ojcem mym a moją matką, I sam z ust mego ojca usłyszałem, Jak ten wesoły szlachcic był poczęty. Na łożu śmierci swą ostatnią wolą Mnie wszystkie ziemie zapisał i przysiągł, Że nie jest jego ten syn mojej matki; A jeśli jego jest, to na świat przyszedł Pełnych czternaście tygodni przed czasem. Więc, dobry władco, daj mi to, co moje: Ziemię ojcowską zgodnie z ojca wolą. KRÓL JAN Człowieku, jest to twój brat prawołożny, Przez żonę ojca zrodzony po ślubie. Jeśli zdradziła, była to jej wina; Na winę taką naraża się każdy Mąż, który bierze za żonę kobietę. Powiedz mi, proszę, co by nastąpiło, Gdyby chciał brat mój — o którym powiadasz, Że się do jego poczęcia przyłożył — Wziąć twemu ojcu syna jako swego? Zechciej uwierzyć, miły przyjacielu, Że owo cielę, dziecię jego krowy, Mógłby twój ojciec zatrzymać na przekór Całemu światu. Chciej uwierzyć, mógłby. Więc gdyby mego brata był on dzieckiem, Nie mógłby brat mój przyznać się do niego; Ani twój ojciec, choć nie byłby jego, Nie mógłby wyprzeć się go. To rozstrzyga. Syn matki mojej dał dziedzica twemu Ojcu; a dziedzic ma wziąć ziemie ojca. ROBERT Więc wola ojca nie ma żadnej mocy, By wydziedziczyć mógł nie swoje dziecko? BĘKART Nie więcej mocy, by mnie wydziedziczyć, Niźli miał woli mnie począć, jak sądzę. ELEONORA Czy Faulconbridge'em chcesz nadal pozostać I kochać ziemię, tak jak brat twój kocha, Czy być czcigodnym synem Lwiego Serca, Panem szlachetnym, choć bez żadnej ziemi? BĘKART Gdyby miał brat mój moją postać, pani, A jego postać ja, po sir Robercie; I gdybym nogi miał jak dwa patyki Do poganiania koni, a ramiona Niby wypchane dwie skóry węgorza, Twarz wychudzoną, tak że lękałbym się Różę za ucho włożyć, by nie rzekli: „Patrzcie, nadchodzi tu trzy-czwarte pensa!" I na dodatek do jego wyglądu Miałbym dziedzicem być wszystkich ziem jego, To niech nie ruszę się już z miejsca tego, Oddałbym wszystko dla oblicza swego, Innego niż twarz Roberta starego. ELEONORA Podobasz mi się. Czy rzucisz fortunę, Ziemię przekażesz mu i pójdziesz za mną? Jestem żołnierzem, wyruszam do Francji. BĘKART Bracie, weź ziemię; a ja los niepewny. Lica twe mogą ci dać pięćset funtów, Choć i pięć pensów byłoby zbyt wiele. Pani, za tobą pójdę, aż do zgonu. ELEONORA Wolę, byś ty mnie wyprzedził w tej drodze. BĘKART Obyczaj każe ustępować lepszym. KRÓL JAN Jak ci na imię? BĘKART Filip, mój władco; tak byłem ochrzczony; Filip, najstarszy syn Roberta żony. KRÓL JAN Odtąd masz nosić imię tego, który Dał ci twą postać na swe podobieństwo. Klęknij, Filipie; większy wstaniesz wnet Jako sir Ryszard i Plantagenet. BĘKART Bracie po matce, dajmy ręce sobie; Ojciec mi cześć dał, a twój ziemię tobie. Jest ta godzina, dnia czy nocy, świętą, Gdy Robert z dała był, a mnie poczęto! ELEONORA Oto prawdziwy duch Plantagenetów! Jestem twą babką, Ryszardzie; tak zwij mnie. BĘKART Pani, traf tylko sprawił to, nie prawo. Nieco okrężnie, nie tak jak uchodzi, Może przez okno lub drzwi nie domknięte; Kto nie śmie za dnia, niechaj nocą chodzi; Ma się, co ma się, jakkolwiek jest wzięte. Z daleka, z bliska, cel ma być trafiony. Jestem, kim jestem, tak czy siak spłodzony. KRÓL JAN Idź, Faulconbridge'u: ten rycerz bez ziemi Czyni cię panem nad dobrami twymi. Pani, Ryszardzie, pójdźcie; czas upływa! Do Francji, Francji, powinność nas wzywa! BĘKART Żegnaj mi, bracie. Niechaj ci, jak może, Los sprzyja: prawe zrodziło cię łoże. Wychodzą wszyscy prócz BĘKARTA. O stopę wyżej dziś cześć moją wzniosłem, Lecz wiele, wiele stóp ziemi straciłem. Cóż, mogę zmienić dziś każdą Joaśkę W damę. „Ach, dobry wieczór, sir Ryszardzie!" — „Bóg zapłać, dobry człowieku!" — A jeśli Na imię Jerzy ma, nazwę go Piotrem; Gdyż godność świeża imion nie pamięta; To zbyt uprzejmie i zbyt poufale Po twej przemianie. A oto podróżnik Wraz z wykałaczką zasiada za stołem Mej czcigodności, a kiedy napełnię Już brzuch rycerski i zacznę ssać zęby, Wówczas wypytam mego wybranego Z dalekich krain: „Więc, mój drogi panie" — Tak zacznę wsparty na łokciu — „upraszam" — Teraz Pytanie, lecz już mknie Odpowiedź Jak z abecadła — „O panie" — powiada Owa Odpowiedź — „na twoje rozkazy, Na twe skinienie, do twych usług, panie". — — „Nie, panie" — mówi Pytanie — „to właśnie Ja, słodki panie, jestem do twych usług". — I tak, nim może Odpowiedź zrozumieć, Czego dowiedzieć się chce to Pytanie, Płynie dialog pełen komplementów, Rozmowa pełna Alp i Apeninów, I Pirenejów, i rzeki Pad, bieży Prędko i potrwa pewnie do wieczerzy. Lecz to czcigodne wielce towarzystwo I zgodne z moim pnącym się wzwyż duchem; Gdyż jest jedynie bękartem swych czasów, Kto nie podgląda pilnie ich zwyczajów. Ja także, czy mnie to ziębi, czy grzeje. A nie jedynie strój i obyczaje, Forma zewnętrzna, widome ozdoby, Lecz musi istnieć wewnętrzne pragnienie, By karmić słodką, najsłodszą trucizną Apetyt wieku. Choć nie chcę tak czynić I oszukiwać, lecz aby się nie dać Oszukać, pragnę się tego wyuczyć; Gdyż tym wymoszczę drogę moim stopom, Kiedy się wspinać zacznę. Ale któż to Idzie ubrany, jakby przybył konno? Cóż to za goniec niewieści? Czy nie ma Męża, by rogiem wieścił jej nadejście? Wchodzą LADY FAULCONBRIDGE i JAKUB GURNEY. Niech mnie! To matka. — Cóż tam, miła pani? Cóż tak pospiesznie na dwór cię sprowadza? LADY FAULCONBRIDGE Gdzie ten nikczemnik? Gdzie jest twój brat, który Taką nagonkę wszczął za mym honorem? BĘKART Brat Robert? Ten syn starego Roberta? Ten olbrzym Colbrand? Ten mocarny człowiek? Syn sir Roberta? Czy to jego szukasz? LADY FAULCONBRIDGE Syn sir Roberta? Tak, bezczelny chłopcze — Syn sir Roberta? — Nie drwij z sir Roberta. Jest sir Roberta synem, a ty także. BĘKART Jakubie Gurney, pozostaw nas, proszę. GURNEY Cóż, z miłą chęcią, mój miły Filipie. BĘKART Filipie? — Filip to wróbel, Jakubie. Wkrótce ci powiem o pewnych drobnostkach. Wychodzi Gurney. Nie jestem, pani, synem sir Roberta: Sir Robert mógłby przełknąć w Wielki Piątek Tę moją cząstkę, która była jego, I wcale postu by przy tym nie złamał. Sir Robert mógłby —- cóż, niech tam, wyznaję — Mógłby — mnie spłodzić? Nie mógłby sir Robert. My przecież znamy jego rękodzieło. Więc, dobra matko, komu mam zawdzięczać Te moje członki? Sir Robert przenigdy Nie pomógł, kiedy robiono tę nogę. LADY FAULCONBRIDGE Czy sprzysiężyłeś się ze swoim bratem, Nie broniąc czci mej dla własnej korzyści? Nieokrzesany łotrze, czemu szydzisz? BĘKART Rycerzu, dobra matko ma! Rycerzu, Jak Basilisco! Jestem pasowany! I tutaj mam to, na moim ramieniu. Nie jestem synem sir Roberta, matko. Zrzekłem się ziemi mej i sir Roberta; Me prawe imię i wszystko, przepadły. Chcę, byś mi ojca nazwisko zdradziła. Wierzę, że godny był; mów, matko miła. LADY FAULCONBRIDGE Więc się wyparłeś nazwiska Faulconbridge? BĘKART Pobożnie, tak jak się wypieram diabła. LADY FAULCONBRIDGE Król Ryszard Coeur-de-Lion był twym ojcem. Przez naleganie długie i gorące Miejsce zrobiłam mu w łożu małżonka. Niechaj Bóg nie da, abyś mnie obwiniał Ty, z najdroższego występku spłodzony, Gdy sił mi brakło do mężnej obrony. BĘKART Na światłość słońca, gdybym miał być znowu Poczęty, nie chciałbym lepszego ojca. Świat daje pewnym grzechom przywileje; Tak jest i z twoim. Twój błąd nie był brzydki. Musiałaś oddać mu serce w niewolę Jako daninę dla władczej miłości, Tej, której furia i moc niezrównana Nie dała nawet lwu, co nie znał trwogi, Stanąć do boju i ustrzec władczego Serca zwierzęcia przed ręką Ryszarda. Ten, który siłą lwom serca wyrywa, Łatwo zdobędzie niewieście. Z całego Serca dziękuję ci za ojca mego. A który z żywych chce ci to zarzucić, Duszę mu wyrwę, by do piekła rzucić. Pójdź krewnych moich poznać, pani miła; Rzeknę, że gdybyś nie chciała Ryszarda I mnie nie począł, grzechem by to było. Kto przeczy, ten łże; czeka go ma wzgarda! Wychodzą.

William Shakespeare, Żywot i śmierć króla Jana, przeł. Maciej Słomczyński, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1988.

File access denied

Type: application/pdf

File size: 51.01 MB

William Shakespeare, Akt I. Scena II, [w:] tenże, Żywot i śmierć króla Jana, przeł. Maciej Słomczyński, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1988, s. 8-20.

Download a TEI XML fragment

Type: text/html

File size: 0.03 MB

Author

Shakespeare, William (1564-1616)

Uniform Polish title

Król Jan

Uniform original title

King John

Collection title

Król Jan

Translation title

Żywot i śmierć króla Jana

Year of publication

1988

Year of completion

1980-1990

Place of publication

Kraków

Place of completion

Kraków

Source of scanned image

Zbiory prywatne

Location of original

Open Source Shakespeare (OSS)

Żywot i śmierć króla Jana

Uniform Polish title

Król Jan

Uniform original title

King John

Source of scanned image

Zbiory prywatne

Translator

Słomczyński, Maciej (1920-1998)

Maciej Słomczyński (1922–1998) był tłumaczem, dramaturgiem i prozaikiem, autorem literatury sensacyjnej. Jako pierwszy na świecie przełożył całość twórczości Shakespeare’a, w...