William Shakespeare, Akt pierwszy, scena pierwsza, [w:] tenże, Ryszard Trzeci, tragedia królewska z wylądowaniem Hrabiego Richmonda i bitwą na polach Bosworth, spol. Jerzy Sito, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1971, s. 15-24.

<title type="main">Ryszard Trzeci : tragedia królewska z wylądowaniem Hrabiego Richmonda i bitwą na polach Bosworth Ryszard III William Shakespeare Autor przekładu Sito, Jerzy Stanisław (1934-2011) Państwowy Instytut Wydawniczy Warszawa
AKT PIERWSZY
SCENA PIERWSZA Londyn. Ulica. Wchodzi Ryszard, książę Gloucester; samotny. GLOUCESTER Pod słońcem Yorków zima naszej niełaski przechodzi w lato. Chmury, wiszące nad naszym Domem, toną w głębinach morza; czoła nasze oplata wieniec zwycięstwa. Broń, potrzaskana w bitwach, zdobi teraz ściany; bitwy zmieniły się w towarzyskie spotkania, a groźne marsze — w taneczne podrygi. Wojna rozpogodziła czoło; nie dosiada już koni pancernych, siejących postrach w duszach groźnych wrogów, lecz tańczy lekko w kobiecych pokojach do taktu lutni słodkiej i lubieżnej. Lecz ja — niezdolny do wdzięcznych podrygów, nie uwodzący miłosnych zwierciadeł, nieokrzesany, ja — który nie umiem puszyć się i zabiegać o wdzięki ulotnych pięknych nimf — odarty z ludzkich kształtów przez chytrą naturę, pozbawiony rozsądnych proporcji, ja — nie dorobiony, wysłany przed moim czasem w ten świat dyszących, zaledwie skończony w połowie, a tak pokracznie, koślawo, niemodnie, że na mój widok psy wyją, gdy stanę... Cóż, ja w tych czasach piskliwych pokoju nie mam co robić; chyba cień mój własny śledzić na słońcu i snuć rozważania nudne moim kalectwie! Skoro więc nie mogę zostać kochankiem — skoro nie mogę cieszyć się urodą tych dni wyszczekanych, będę chociaż łotrem... znienawidzę te chwile beztroskiej zabawy! Uknułem spisek: pijane proroctwa, sny, pomówienia, niebezpieczne brednie mają rozpalić wzajemną nienawiść pomiędzy braćmi, królem i Clarence'em. Jeśli król Edward tak jest sprawiedliwy jak ja podstępny, zdradziecki, fałszywy — dziś jeszcze Clarence znajdzie się W więzieniu! Proroctwo mówi bowiem, że nasieniu króla zagraża „J"; pierwsza litera imienia! Od podobnych bredni się umiera... Kryjcie się myśli! Szybciej! W głąb mej duszy! Nadchodzi Clarence. Wchodzi Clarence, pod strażą; Brakenbury, komendant Tower. Dzień dobry, bracie. Kimże są ci uzbrojeni panowie, idący obok ciebie? CLARENCE Król w trosce o mnie wyznaczył mi orszak, który mnie wiedzie do Tower... GLOUCESTER Za co, na miłość boską? CLARENCE Bo nazywam się Jerzy... GLOUCESTER Przecież nie twoja to wina, mój bracie; powinien raczej zamknąć twoich chrzestnych! Chyba że król chce cię ochrzcić na nowo w Tower... Powiedz mi jednak, o co naprawdę chodzi; czy mogę wiedzieć? CLARENCE Tak! Tak, Ryszardzie; kiedy sam się dowiem. Nic nie wiem. Daję ci słowo, Ryszardzie! Słyszałem tylko, że król się lubuje w snach i proroctwach. I że z alfabetu wybrał literę „J"; jakiś wróżbita miał mu rzec jakoby, że dzieci jego to „J" wydziedziczy... A że przypadkiem nazywam się Jerzy, sądzi — jak słyszę — że to chodzi o mnie. Głupstewka, bracie, dziecinne igraszki kazały mu zamknąć mnie w Tower... GLOUCESTER Cóż, tak się dzieje zwykle, gdy mężczyzną rządzi kobieta... To nie król, Clarensie, wysyła cię do Tower. To lady Grey, królowa! To ona skłania go do takich... ostrych środków! Czyż to nie ona — razem z bratem swoim, Antonim Woodeville, człowiekiem szanownym, człowiekiem prawym — wysłała do Tower Hastingsa?! Dziś go właśnie wypuszczono. Źle, źle, Clarensie, musimy uważać!... Już nie jesteśmy, Clarensie, bezpieczni. CLARENCE Na Boga! Nikt nie jest bezpieczny. Chyba — krewni królowej; no tak... I posłańcy, którzy po nocy krążą między Królem i panią Shore; królewską nałożnicą. Czy słyszałeś, bracie, z jaką pokorą prosił ją podobno lord Hastings ratunek?! GLOUCESTER Uzyskał wolność z rąk jej sekselencji, cichą modlitwą we własnej intencji. Słuchaj! Jeśli chcemy być w łaskach u króla, powinniśmy, sądzę, przywdziać jej liberie! pójść do niej na służbę! Ona — i ta zazdrosna, przechodzona wdowa — Elżbieta Woodeville — odkąd te dwie baby nasz brat uszlachcił, są potężną parą w naszym królestwie... BRAKENBURY Zechcą mi wasze dostojności wybaczyć, lecz król przykazał mi kategorycznie, by żaden człowiek, — kimkolwiek byłby — sam na sam... nie rozmawiał... z jego książęcym bratem. GLOUCESTER Czy tak? Cóż, jeśli masz na to ochotę, możesz pogadać z nami — Brakenbury... Nikt nie knuje tu zdrady! A więc mówimy, że nasz król jest mądry, że jest cnotliwy... Że jego małżonka, choć już niemłoda, jest wcale ładna... że nie jest zazdrosna... Cóż jeszcze? Aha, żona niejakiego Shore'a ma ładne nogi, bardzo ładne oczy, wargi jak wiśnie i przemiły język... Że król — uszlachcił krewnych swojej żony... I cóż ty na to? Chyba nie zaprzeczysz?! BRAKENBURY Nie moja sprawa; to spółka nie dla mnie. GLOUCESTER Ach, więc spółkujesz z żoną pana Shore'a? Człowieku! Jeśli spółkujesz z nią czasem, czyń to dyskretnie, czyń na osobności! Radzę to wszystkim z wyjątkiem jednego... BRAKENBURY Z wyjątkiem kogo, wasza wysokość? GLOUCESTER Jej męża, durniu. Chciałbyś donieść na mnie? BRAKENBURY Wasza wysokość wybaczy; czas kończyć rozmowę z księciem. CLARENCE Rozumiem, Brakenbury, taki masz rozkaz; będziemy posłuszni. GLOUCESTER Musimy być posłuszni; my — czeladź królowej! Żegnaj mi, bracie. Idę do Edwarda. Cokolwiek każesz — choćbyś mi rozkazał wdowę po nim nazwać rodzoną siostrą — zrobię to, aby uwolnić cię z Tower. Wierz mi, ten gest uwłaczający braterstwu boli mnie mocniej, niż mógłbyś przypuszczać. CLARENCE Wiem, że i tobie radości nie sprawił... GLOUCESTER No, długo tam siedział nie będziesz. Albo cię zdołam uwolnić, albo mnie także zamkną! Cierpliwości... CLARENCE Będę cierpliwy. Z konieczności... Żegnaj. Wychodzi Clarence, Brakenbury i straże. GLOUCESTER Idź! Odmierz ścieżkę, którą już nie wrócisz; szczery i prostoduszny Clarensie! Tak bardzo cię kocham, że wkrótce wyślę twoją duszę do nieba!... ile niebo, rzecz jasna, zgodzi się przyjąć z moich rąk ów dar... Lecz któż to? Świeżo wypuszczony Hastings! Wchodzi Hastings. HASTINGS Dzień dobry, wasza książęca wysokość... GLOUCESTER I dla was, jak widzę, dobry — lordzie szambelanie! Witam na świeżym powietrzu! Jakże wasza lordowska mość znosiła więzienie? HASTINGS Cierpliwie, cierpliwie, wasza książęca wysokość; jak więźniom przystało... Da Bóg — dożyję, aby podziękować tym, którzy byli sprawcami mojego losu. GLOUCESTER Nie wątpię, hrabio, nie wątpię. Podobnie zresztą jak Clarence... Twoi wrogowie są teraz jego wrogami; odnieśli nad nim to samo zwycięstwo. HASTINGS Tym większa szkoda, że orły są w klatkach, a myszołowy i podstępne kanie latają wolne... GLOUCESTER Co słychać w świecie? HASTINGS Nie gorzej niż w kraju: nasz pan jest słaby, przygnębiony, chory — lekarze bardzo się o niego boją... GLOUCESTER To źle; na Boga, to bardzo niedobrze! Nie dbał o siebie, za wiele pozwalał pracować — swojej królewskiej osobie... Aż żal pomyśleć! Gdzież on teraz? W łóżku? HASTINGS Tak. GLOUCESTER Idź do niego, ja tam zaraz przyjdę... Hastings wychodzi. Umrze — mam nadzieję... Lecz nie może umrzeć, zanim Clarence'a nie wyślę do nieba! I to ciupasem! Pójdę tam; rozdmucham jego nienawiść do księcia. Kłamstwa obciążę stalą argumentów. Mój tajny zamysł jeśli nie zawiedzie — Clarence powinien nie doczekać jutra! A kiedy już skona, niechaj Bóg powoła króla Edwarda do swojej chwały niebieskiej, mnie zaś pozostawi świat; będę się w nim uwijał! Wezmę za żonę najmłodszą córkę Warwicka — cóż stąd, że zabiłem jej męża i ojca...? Taką stratę najlepiej można wynagrodzić dziewczynie, zastępując jej ojca i męża... Tak właśnie zrobię. Nie tyle z miłości, co z innych względów — poufnych... A przez to cel swój osiągnę. Na razie stawiam jednak wóz przed koniem; Clarence oddycha; Edward nadal rządzi... Gdy znikną obaj — historia rozsądzi! Wychodzi.

William Shakespeare, Ryszard Trzeci, tragedia królewska z wylądowaniem Hrabiego Richmonda i bitwą na polach Bosworth, spol. Jerzy Sito, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1971.

Pobierz PDF książki

Typ: application/pdf

Rozmiar: 88.81 MB

William Shakespeare, Ryszard Trzeci, tragedia królewska z wylądowaniem Hrabiego Richmonda i bitwą na polach Bosworth, spol. Jerzy Sito, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1971.

Pobierz PDF książki

Typ: application/pdf

Rozmiar: 88.81 MB

William Shakespeare, Akt pierwszy, scena pierwsza, [w:] tenże, Ryszard Trzeci, tragedia królewska z wylądowaniem Hrabiego Richmonda i bitwą na polach Bosworth, spol. Jerzy Sito, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1971, s. 15-24.

TEI XML

Typ: text/html

Rozmiar: 0.02 MB

Autor

Shakespeare, William (1564-1616)

Tytuł ujednolicony pol.

Ryszard III

Tytuł ujednolicony oryg.

Richard III

Tytuł kolekcji

Ryszard III

Tytuł przekładu

Ryszard Trzeci : tragedia królewska z wylądowaniem Hrabiego Richmonda i bitwą na polach Bosworth

Rok wydania

1971

Rok powstania

1960-1970

Miejsce wydania

Warszawa

Miejsce powstania

Warszawa

Źródło skanu

Zbiory prywatne

Lokalizacja oryginału

Open Source Shakespeare (OSS)

Ryszard Trzeci : tragedia królewska z wylądowaniem Hrabiego Richmonda i bitwą na polach Bosworth

Tytuł ujednolicony pol.

Ryszard III

Tytuł ujednolicony oryg.

Richard III

Źródło skanu

Zbiory prywatne

Tłumacz

Sito, Jerzy Stanisław (1934-2011)

Jerzy S. Sito (1934–2011) był poetą, dramatopisarzem i prozaikiem. Przetłumaczył jedenaście dramatów Shakespeare’a: Juliusza Cezara (1967), Hamleta (1968), Ryszarda III...