William Shakespeare, Tymon  z Aten, Akt I. Scena Pierwsza, [w:] tenże, Dramaty Greckie, t. 3: Troilus i Kresyda, Tymon z Aten, przeł. i oprac. Antoni Libera, PIW, Warszawa 2023, s. 248-271.

<title type="main">Tymon z Aten Tymon Ateńczyk William Shakespeare Autor przekładu Libera, Antoni (1949- ) PIW Warszawa
AKT I
SCENA PIERWSZA Ateny. Sala w domu Tymona. Wchodzą z różnych stron Poeta, Malarz, Złotnik i Kupiec. POETA Witaj, jak się masz! MALARZ Miło znów cię widzieć. Świetnie wyglądasz. POETA Ty też. Kawał czasu Cię nie widziałem. - No i co tam w świecie? MALARZ Mimo rozwoju wszystko podupada. POETA Też mi odkrycie! Ale co nowego? Coś szczególnego. Niespotykanego. Wskazując na Kupca i Złotnika Spójrz na to żniwo wspaniałomyślności. To ona ściąga tu te wszystkie typy. Znam tego kupca. MALARZ Znam obu. Ten drugi To wzięty złotnik. KUPIEC do Złotnika Nadzwyczajny jest Ten nasz gospodarz! ZŁOTNIK Tak, wspaniały człowiek. KUPIEC Wprost niezrównany. Tak wszystkim pomagać! I to tak chętnie, tak lekko, tak szczerze. Niespotykane! ZŁOTNIK Przyniosłem tu klejnot... KUPIEC Mogę zobaczyć? Złotnik pokazuje klejnot Kupcowi. Dla pana Tymona? ZŁOTNIK Jeśli zapłaci, ile powiem. Niemniej... POETA powtarza sobie fragment jakiegoś wiersza „Kiedy za złoto sławi się marności, Plami się swoje kunsztowne poema, Bo te powinny opiewać wartości..." KUPIEC oglądając klejnot Świetna robota! ZŁOTNIK I jaka oprawa! Kamień najczystszej wody. Popatrz, proszę. MALARZ do Poety Słyszałem, że mówiłeś coś do siebie. Jakiś wiersz nowy? Dla naszego... POETA Owszem. Tak mi się jakoś wypsnął jeden fragment. Poezja jest jak mleko kauczukowca, Które wypływa z pnia, który je żywi. Iskra z kamienia strzela tylko wtedy, Gdy go uderzysz; natomiast nasz płomień Zapala się sam z siebie, a następnie Chwieje się, błyska i strzela na strony. A ty - co trzymasz tam pod pachą? MALARZ Obraz. Portrecik raczej. - A kiedy zamierzasz Opublikować ten swój hymn czy odę? POETA Gdy tylko mu ją w hołdzie ofiaruję. Pokaż ten obraz. MALARZ Chyba mi się udał. POETA No, rzeczywiście. Naprawdę, wybitny. MALARZ Czy ja wiem?... Nie wiem. POETA Nadwyżka skromności! To połączenie postawy i wdzięku - Naprawdę świetne. I ta głębia oczu, Skąd bije mądrość i potęga ducha. No i te usta - znamię wyobraźni! Niby milczące, a jakże wymowne! MALARZ No cóż, przyjazne odbicie natury. A ten szczególik - udany, nieprawdaż? POETA Udany! Też mi! Tu po prostu Sztuka Udziela lekcji Naturze. Wskazuje... Jak imitacja nad życiem góruje. Przez scenę przechodzi kilku Senatorów. MALARZ Ale się garną do niego! POETA Szczęśliwcy! Senatorowie ateńscy! MALARZ wskazując Następni! POETA Doprawdy, zalew - istny potop gości. A więc w tej odzie, którą napisałem, Staram się stworzyć wizerunek męża, Którego ten nasz świat po prostu wielbi. Nie wchodzę przy tym w szczegóły, lecz płynę Po wosku mej tabliczki jak po morzu I nie zaprawiam żółcią choćby kropki; Szybuję bardzo wysoko - jak orzeł, Który za sobą nie zostawia śladów. MALARZ To znaczy? - Jak to należy rozumieć? POETA Już ci tłumaczę. - Widzisz, jak te wszystkie Osoby, które tu się przewijają - Zarówno gładkie, śliskie kreatury, Jak i te skromne, poważne postaci - Bardzo chcą służyć panu Tymonowi? Ciągną do niego, rzecz jasna, z powodu Jego ogromnej fortuny, lecz także Miłego i prawego charakteru. Doprawdy wszyscy - od marnych pochlebców Aż po takiego jak gbur Apemantus, Który z upodobaniem brzydzi się sam siebie. Tak, i on nawet kłania mu się w pas, Po czym spokojnie powraca do domu, Jakby pan Tymon samym gestem głowy Uczynił go bogatszym i szczęśliwszym. MALARZ Obserwowałem ich, jak rozmawiali. POETA Otóż w tej odzie tworzę taki obraz: Na szczycie góry, na wspaniałym tronie Siedzi Fortuna, a w dole, u stóp jej, Roi się ciżba rozmaitych ludzi Zajętych taką albo inną pracą, Otóż ta łaska zmienia pozostałych W jego rywali, służących, poddanych. MALARZ Niezwykle trafne. - Fortuna na tronie, Co siedzi gdzieś tam wysoko na wzgórzu, I ów przyzwany gestem jej wybraniec, Co wspina się po zboczu na sam szczyt, Gdzie czeka go nie wysłowione szczęście - Czyż to nie obraz naszego zawodu, Losu artysty? POETA Tak, lecz słuchaj dalej. Ci wszyscy inni, co jeszcze niedawno Byli mu równi, a niektórzy nawet Wręcz przewyższali go pod jakimś względem, Dziś chodzą za nim jak orszak pochlebców, Kłaniając mu się w pas i nadskakując Lub szepcąc w ucho przymilne wyrazy. Mają za święte nawet jego strzemię I są mu wdzięczni nawet za powietrze, Które wdychają... MALARZ Tak, ale co dalej? Co będzie potem? POETA A właśnie! Gdy tylko Fortuna zmieni swój przychylny nastrój I się odwróci od swego wybrańca, Ta cała chmara służalczych pochlebców, Co na czworakach wspina się w ślad za nim, Nie zrobi nic, dosłownie, by mu pomóc Czy choćby uratować przed upadkiem. MALARZ Tak to już jest, wiadomo. Znam dziesiątki Obrazów na ten temat - z taką myślą - Wyrażających z jeszcze większą mocą, Niż to potrafią najcelniejsze słowa, Owe odmiany i ciosy Fortuny. Lecz mimo to masz rację, że zamierzasz Przypomnieć panu Tymonowi o tym, Jak ludzie widzą upadek człowieka, Który się wybił i stał się majętny. Fanfara. Wchodzi Tymon w asyście licznego orszaku, między innymi Lucjusza i innych Sług. Rozmawiając ze Sługą Wentydiusza, serdecznie pozdrawia pozostałych. TYMON Powiadasz więc, że został zatrzymany I jest w więzieniu? SŁUGA WENTYDIUSZA Tak, panie, lecz za co! Za głupich pięć talentów, których nie ma, By zwrócić je bezwzględnym wierzycielom. Błaga cię więc o list... o poręczenie Do władz więzienia, by go wypuszczono. Inaczej - koniec. TYMON O biedny Wentydiusz! Nie mam w zwyczaju opuszczać w potrzebie Moich przyjaciół; zwłaszcza kiedy wiem, Że zasługują na wsparcie i pomoc. Tak więc pomogę mu: spłacę ten dług I będzie wolny. SŁUGA WENTYDIUSZA I dozgonnie wdzięczny. TYMON Prześlę ten okup. Pozdrów go ode mnie. A gdy już wyjdzie, niechaj mnie odwiedzi. Wyciągnąć kogoś z dołka - to nie wszystko; Trzeba go potem jeszcze jakoś wesprzeć. Bywaj! SŁUGA WENTYDIUSZA Czcigodny! Niech ci szczęście sprzyja! Wychodzi. Wchodzi Stary Ateńczyk. STARY ATEŃCZYK Panie Tymonie, czy mogę dwa słowa? TYMON Nawet dwadzieścia, stary przyjacielu. STARY ATEŃCZYK Masz w domu sługę Lucyliusza, prawda? TYMON Mam. O co chodzi? STARY ATEŃCZYK Przywołaj go tutaj. TYMON Hej, Lucyliuszu! Jesteś tu czy nie? LUCYLIUSZ Jestem. Do usług. W czym mogę... STARY ATEŃCZYK wpadając w słowo Ten człowiek, Któregoś wyniósł i poniekąd stworzył, Często nocami nawiedza mój dom. Jestem z natury niezwykłe oszczędny I wszystkie swoje uciułane grosze Przez całe życie skrzętnie odkładałem. Dlatego chciałbym, aby ten majątek Dostał się w ręce kogoś godniejszego Niż sługa... lokaj. TYMON No tak. - Lecz w czym rzecz? STARY ATEŃCZYK W tym, miły panie, że cały majątek Przypadnie w spadku mej jedynej córce, Bo oprócz niej nikogo więcej nie mam. A córka jest powabna i dojrzała, Aby wyjść za mąż... no i wychowana - Ogromnym kosztem - przeze mnie na damę. Otóż jej serce pragnie zdobyć właśnie Twój pokojowiec. - Błagam cię, mój panie, Abyś go odwiódł od tego, bo mnie W najmniejszym stopniu się to nie udało. TYMON To jest uczciwy człowiek. STARY ATEŃCZYK Bez wątpienia. I niech to właśnie będzie mu nagrodą. Musi mieć jeszcze rękę mojej córki? TYMON A ona, czy go kocha? STARY ATEŃCZYK Jest młodziutka. A czym jest młodość, chyba każdy wie: To płochość, uczuciowość, krótkowzroczność. TYMON do Lucyliusza Kochasz tę pannę? LUCYLIUSZ Z wzajemnością, panie. STARY ATEŃCZYK Jeśli poślubi go wbrew mojej woli, To bóg mi świadkiem, że ją wydziedziczę, A cały spadek zapiszę jakiemuś Najnędzniejszemu w świecie żebrakowi. TYMON A jaki dasz jej posag, jeśli wyjdzie Za kogoś jej równego z urodzenia? STARY ATEŃCZYK Dziś - trzy talenty, a w przyszłości - resztę. TYMON Otóż ten człowiek, który u mnie służy, Jest z pochodzenia prawdziwym szlachcicem. Daj mu więc córkę, a ja na odchodnym, W dowód wdzięczności za czas wiernej służby, Dam mu odprawę wielkości posagu. STARY ATEŃCZYK O najłaskawszy! Czy ręczysz honorem? TYMON Masz moją rękę i słowo honoru. Podaje rękę Staremu Ateńczykowi. LUCYLIUSZ do Tymona Panie, doprawdy, nie wiem, jak dziękować! Możesz być pewien, że odtąd cokolwiek Będzie w mych rękach, będzie również twoje. Lucyliusz i Stary Ateńczyk wychodzą. POETA wręczając Tymonowi zwój papirusu Panie, racz przyjąć moje skromne dzieło I żyj nam długo! TYMON Dziękuję, przeczytam. A gdy przeczytam, zaraz się odezwę. Nie odchodź jeszcze. Spostrzegając Malarza. Witaj, przyjacielu! Też masz coś dla mnie? MALARZ Owszem, panie. Portret. I proszę, abyś łaskawie go przyjął. Wręcza obraz Tymonowi. TYMON Lubię portrety. Są niemal jak ludzie. Bo ukazują nam tylko powierzchnię, A nie, co w środku. Właśnie tak jak żywi, Którzy, gdy podłość przepali im duszę, Kryją to skrzętnie pod maską pozoru. Przygląda się portretowi. Podoba mi się. - Bardzo. - A jak bardzo, Przekonasz się niebawem. - Nie idź jeszcze. Wrócę do ciebie. MALARZ Niech niebo ci sprzyja! TYMON podchodząc do Złotnika i Kupca Witam serdecznie i ściskam wam dłonie! Musimy kiedyś wspólnie zjeść kolację. Do Złotnika Wszyscy gadają o twoim klejnocie... ZŁOTNIK wpadając w słowo, zbity z tropu Że co? Że jest nic niewart? TYMON Wręcz przeciwnie. Chwalą go ponad miarę i tak cenią, Że gdybym zdecydował się go kupić, To poszedłbym z torbami. ZŁOTNIK To jest cena, Jaką wyznaczył ostatni właściciel. Lecz, jak wiadomo, wartość jakiejś rzeczy Zawsze zależy od kupującego. To on przydaje jej nowego blasku. Możesz być pewien, że ten klejnot zyska, Gdy tylko stanie się twoją własnością. TYMON Chyba żartujesz ZŁOTNIK Ale skąd, mój panie! Takie są prawa rynku. To normalne. TYMON Patrzcie, kto idzie! Lepiej się rozejdźcie, Bo zaraz niejednemu się dostanie. Wchodzi Apemantus. ZŁOTNIK przypochlebnie U twego boku jakoś to zniesiemy. KUPIEC On nie oszczędza nikogo, to pewne. TYMON Kogóż widzimy! Miły Apemantus! Witaj nam, witaj! APEMANTUS Miły to będę, gdy staniesz się psem, a te kanalie - porządnymi ludźmi. TYMON Czemu ich tak nazywasz? Nie znasz ich. APEMANTUS A czy to nie są Ateńczycy? TYMON Owszem. APEMANTUS A więc nie cofam swoich słów. ZŁOTNIK Ty znasz mnie? APEMANTUS No oczywiście. Przecież cię nazwałem. TYMON Co za pyszałek! APEMANTUS Najbardziej się pysznię... tym że nie jestem kimś ta- kim jak Tymon. TYMON To po coś wyszedł z domu? APEMANTUS Żeby rąbnąć jakiegoś uczciwego Ateńczyka. TYMON Za to spotyka zwykle kara śmierci. APEMANTUS Tylko jeżeli prawo przewiduje karanie za coś, co jest niemożliwe. TYMON pokazując mu portret Podoba ci się ten portret? APEMANTUS Niezwykle! Szczególnie jego bezbrzeżna naiwność. TYMON Co malarz zrobił nie tak, według ciebie? APEMANTUS Już lepszy był od niego, kto go spłodził. Chociaż i jemu wyszło raczej gówno. MALARZ Ty kundlu jeden! APEMANTUS Jestem osobnikiem tego samego gatunku co ty, a więc i twoja matka. Jak ją nazwiesz? TYMON Zjesz obiad ze mną? APEMANTUS Doprawiony panem? Nie, nie, dziękuję. TYMON Gdybyś jadał panów, to panie byłyby niepocie- szone. APEMANTUS Nic w tym dziwnego. Bądź co bądź to one zwykle ich jedzą. I stąd mają brzuchy. TYMON Wulgarny dowcip. APEMANTUS Toś ty go tak pojął. - Świadczy o tobie. TYMON To powiedz mi jeszcze, jak ci się widzi ten oto klej- nocik? APEMANTUS ironicznie Czysty jak łza. Rzecz w tym, abyś nie płakał, kiedy go kupisz. TYMON Ile jest wart, jak myślisz? APEMANTUS Mniej niż się warto nad tym zastanawiać. Spostrze- ga Poetę. O, nasz poeta! Jak się masz, poeto? POETA A jak się miewa nasz drogi filozof? APEMANTUS Jaki filozof? POETA A już nim nie jesteś? APEMANTUS Jestem. POETA Więc o co chodzi? Dobrze mówię. APEMANTUS A ty, czy jesteś poetą? POETA I owszem. APEMANTUS

Otóż bynajmniej. Wystarczy przeczytać twój hymn ostatni, gdzie są dyrdymały, jakoby Tymon był god- nym człowiekiem.

POETA

To nie są dyrdymały! To jest prawda. Pan Tymon rzeczywiście jest kimś godnym.

APEMANTUS

Najwyżej ciebie. I panegiryków, które układasz dla niego i o nim. Kto się lubuje w pochlebstwach, jest godny jedynie swoich pochlebców i służby. - O wiel- kie nieba, gdybym j a był panem!

TYMON To co byś zrobił? APEMANTUS

To samo, co teraz. Nie cierpiałbym każdego, kto jest panem.

TYMON A więc i siebie? APEMANTUS Oczywiście. TYMON Za co? APEMANTUS

Za to, że zbrakło mi samozaparcia, aby nie zo- stać nim, to znaczy panem. Spostrzega Kupca A ty to kupiec jesteś?

KUPIEC Owszem, tak. APEMANTUS

To niech cię zgubi to twoje kupiectwo, skoro bogo- wie jakoś się nie kwapią.

KUPIEC Jeśli mnie zgubi, sprawią to bogowie. APEMANTUS

Twym bogiem jest kupiectwo. To ten bóg wcześniej czy później puści cię z torbami. Fanfara. Wchodzi Sługa Alcybiadesa.

TYMON Kto tam przyjechał? SŁUGA ALCYBIADESA Alcybiades, panie. Z grupą dwudziestu przyjaciół na koniach. TYMON do swoich Sług Trzeba ich przyjąć! - Zaproście ich tutaj. Kilku służących Tymona wychodzi. A wy zostańcie. Zjemy wspólnie obiad. Muszę wam wszystkim z serca podziękować. Do Poety. Potem przeczytasz mi jeszcze swą odę. Jakże się cieszę! Wchodzi Alcybiades ze świtą. Witam cię serdecznie! Wylewne powitanie. APEMANTUS szyderczo No dalej, dalej! Jeszcze, jeszcze, jeszcze! Oby was wszystkich reumatyzm pokręcił! Jakie to sztuczne! Jakie to nieszczere! Na twarzach miłość, a w głowach interes. Małpy! Pawiany! Co za menażeria! ALCYBIADES Tak się stęskniłem za tobą, Tymonie! Nareszcie mogę się tobą nacieszyć! TYMON Witaj mi, witaj! Przez najbliższy czas Będziemy razem cudownie się bawić. Proszę was wszystkich! - Zapraszam, zapraszam! Wszyscy wychodzą oprócz Apemantusa. Wchodzi dwóch Panów. PAN 1 Jaka to pora? APEMANTUS Najwyższa, by zmądrzeć. PAN 1 To trzeba cały czas - o każdej porze. APEMANTUS Jakoś nie widać, byś o tym pamiętał. PAN 2 Idziesz na ucztę do pana Tymona? APEMANTUS

Tak. By popatrzeć, jak te darmozjady i te półgłówki żrą mięcho i chlają.

PAN 2 Bywaj zdrów! Bywaj! APEMANTUS Aż dwakroć mi życzysz? - Ale głąb z ciebie! PAN 2 Bo co? APEMANTUS

Bo winieneś jedno życzenie zachować dla siebie. Bo nie licz na to, że j a cię pozdrowię.

PAN 1 Powieś się lepiej. APEMANTUS

Na to także nie licz. Zwróć się z tym raczej do swe- go kolegi.

PAN 2 Spieprzaj stąd, kundlu, bo oberwiesz w końcu! APEMANTUS Przed osłem nawet kundel ustępuje. Wychodzi. PAN 1 Co za bezczelny i jawny wróg ludzi! Chodź, skosztujemy hojności Tymona. Ona doprawdy nie ma granic. PAN 2

Żadnych! Plutos, bóg złota, jest przy nim najwyżej Kimś, kto otwiera i zamyka skarbiec. Tymon odpłaca za wszystko w trójnasób. Za każdy dar dostajesz w zamian kilka, I to cenniejszych.

PAN 1 Tak jest. W samej rzeczy. Trudno o kogoś bardziej szlachetnego! PAN 2 Niech żyje jak najdłużej i w dostatku! To co, idziemy? PAN 1 Jak najchętniej. Chodźmy! Wychodzą.

William Shakespeare, Tymon  z Aten, [w:] tenże, Dramaty Greckie, t. 3: Troilus i Kresyda, Tymon z Aten, przeł. i oprac. Antoni Libera, PIW, Warszawa 2023, s. 245-410.

Plik zabezpieczony

Typ: application/pdf

Rozmiar: 67.79 MB

William Shakespeare, Tymon  z Aten, Akt I. Scena Pierwsza, [w:] tenże, Dramaty Greckie, t. 3: Troilus i Kresyda, Tymon z Aten, przeł. i oprac. Antoni Libera, PIW, Warszawa 2023, s. 248-271.

TEI XML

Typ: text/html

Rozmiar: 0.04 MB

Autor

Shakespeare, William (1564-1616)

Tytuł ujednolicony pol.

Tymon Ateńczyk

Tytuł ujednolicony oryg.

Timon of Athens

Tytuł kolekcji

Tymon Ateńczyk

Tytuł przekładu

Tymon z Aten

Autor przekładu

Libera, Antoni (1949- )

Rok wydania

2023

Rok powstania

2020-2030

Miejsce wydania

Warszawa

Miejsce powstania

Warszawa

Wydawca

PIW

Źródło skanu

Zbiory Prywatne

Lokalizacja oryginału

Open Source Shakespeare (OSS)

Tymon z Aten

Tytuł ujednolicony pol.

Tymon Ateńczyk

Tytuł ujednolicony oryg.

Timon of Athens

Źródło skanu

Zbiory Prywatne

Tłumacz

Libera, Antoni (1949- )

Antoni Libera (ur. 1949) jest prozaikiem i tłumaczem. Ogłosił siedem przekładów sztuk Shakespeare’a: Makbeta (2002), Juliusza Cezara (2021), Antoniusza i...