William Shakespeare, Akt I. Scena I, [w:] tenże, Tragedia Coriolanusa, przeł. Maciej Słomczyński, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1984, s. 8–23.

<title type="main">Tragedia Coriolanusa Koriolan William Shakespeare Autor przekładu Słomczyński, Maciej (1920-1998) Wydawnictwo Literackie Kraków
AKT 1
Scena 1 Wchodzi tłum zbuntowanych Obywateli uzbrojonych w kije, pałki i inną broń. 1 OBYWATEL Zanim ruszymy, wysłuchajcie mnie. WSZYSCY Mów, mów! 1 OBYWATEL

Czy wszyscy postanowiliście raczej zginąć niż cierpieć głód?

WSZYSCY Tak, tak! 1 OBYWATEL

Wiecie przecież, że Caius Martius jest największym wrogiem ludu.

WSZYSCY Wiemy, wiemy! 1 OBYWATEL

Zabijmy go więc, a będziemy mieli zboże po własnej cenie, zgoda?

WSZYSCY

Dość gadania o tym! Uczyńmy tak! Ruszajmy, ru- szajmy!

1 OBYWATEL Jeszcze słowo, mili obywatele. 1 OBYWATEL

Jesteśmy nędzni obywatele — patrycjusze są mili. To, czego władający mają w nadmiarze, ulżyłoby nam. Gdyby oddali nam choćby nadwyżkę tego, co mają, póki nie zgnije, moglibyśmy uwierzyć, że wsparli nas, bo są ludzcy. Lecz nie wierzą, aby mogło się im to opłacić. Widok nas, wychudłych i nieszczęśliwych, jest jak gdyby zwierciadłem, w którym odbijają się ich dostatki. Nasze cierpienia są ich zyskiem. Po- mścimy to widłami, nim przemienimy się w tyki. Biorę bogów na świadków, że mówię tak z braku chleba, nie z pragnienia zemsty!

1 OBYWATEL

Wystąpilibyście głównie przeciw Caiusowi Martiu- sowi?

WSZYSCY Najpierw przeciw niemu. To pies dla pospólstwa. 1 OBYWATEL Czy rozważyliście jego zasługi wobec kraju? 1 OBYWATEL

Dobrze rozważyliśmy i otrzymałby za to od nas dobre słowo, gdyby nie zapłacił sam sobie własną pychą.

1 OBYWATEL Nie obmawiaj go. 1 OBYWATEL

Powiadam wam, że wszystko, czym się wsławił, czynił właśnie po to. Choć ludzie łatwowierni mogą rzec, że było to dla kraju, czynił to, aby ucieszyć swą matkę, a także aby zadowolić swą pychę, gdyż do- równuje ona jego męstwu.

1 OBYWATEL

Nazywasz występnym to, czemu jego natura nie może zapobiec. Nie wolno ci rzec, że jest chciwy.

1 OBYWATEL

Jeśli mi nawet nie wolno, nie odbierze mi to innych oskarżeń. Ma on tyle różnych wad w nadmiarze, że znużyłbym się powtarzaniem ich. Okrzyki na zewnątrz. Cóż to za krzyki? Powstała druga połowa miasta. Dlaczego stoimy tu i paplemy? Na Kapitol!

WSZYSCY Ruszajmy! Ruszajmy! 1 OBYWATEL Milczcie! Któż to nadchodzi ? 1 OBYWATEL

Czcigodny Menenius Agrippa, ten, który zawsze miłował lud.

Wchodzi MENENIUS AGRIPPA. 1 OBYWATEL Jest uczciwy. Oby wszyscy pozostali byli tacy! MENENIUS Cóż to, rodacy? Dokąd iść pragniecie, Ściskając kije i pałki? Mów, proszę. 1 OBYWATEL

Senat zna naszą sprawę. Od dwu tygodni dochodzą ich wieści o tym, co chcemy uczynić, a dziś po- każemy im, że spełnimy to. Powiadają, że oddech proszących nędzarzy cuchnie silnie. Teraz dowiedzą się, że ramiona także mamy silne.

MENENIUS Jak to, panowie, mili przyjaciele, Dobrzy sąsiedzi? Pragniecie się zgubić? 1 OBYWATEL Nie, gdyż jesteśmy już zgubieni, panie. MENENIUS Chcę, przyjaciele, rzec wam, że patrycjat Najserdeczniejszą troską was otacza. A jeśli macie na myśli swą biedę I te cierpienia, które głód wam niesie, To równie dobrze możecie wznieść kije Przeciw Niebiosom, jak przeciwko państwu Rzymskiemu, które pójdzie swoją drogą, Rwąc tysiąckrotnie mocniejsze postronki I rozrywając mocniejsze ogniwa Niźli przeszkoda, którą być możecie. Jeśli o głodzie mowa, to bogowie, Nie patrycjusze, są jego sprawcami; A wobec bogów ugięte kolana Mogą wam pomóc, nie oręż. Niestety, Nieszczęście pcha was tam, gdzie oczekują Nowe nieszczęścia; a wy spotwarzacie Sterników nawy państwa, którzy troską Ojcowską wciąż was otaczają, chociaż Klątwy rzucacie na nich jak na wrogów. 1 OBYWATEL

Otaczają nas troską? A to ci dopiero! Nigdy dotąd nie troszczyli się o nas. Dają nam umrzeć z głodu, a spichrze mają wypchane ziarnem. Wydają edykty przeciw lichwie, by wspomóc lichwiarzy. Co dnia obalają każdą uczciwą ustawę przeciw bogaczom, lecz nie ma dnia, by nie uchwalili jakiegoś dotkli- wego statutu dla spętania i ograniczenia biedaków. Jeśli nie pożrą nas wojny, oni to uczynią. Taka właśnie jest ta cała ich miłość dla nas.

MENENIUS Albo musicie Wyznać, że wielce jesteście złośliwi, Lub o głupotę was muszę oskarżyć. Piękną powiastkę wam powiem. Być może Znacie ją, jednak dobrze mi posłuży, Więc się ośmielę; niechaj spowszednieje Jeszcze troszeczkę. 1 OBYWATEL

Cóż, wysłuchamy tego, panie. Nie próbuj jednak omamić naszych krzywd powiastką. Lecz jeśli taka twa wola, dawaj ją.

MENENIUS Pewnego razu wszystkie członki ciała Powstały przeciw brzuchowi z zarzutem, Że jak wir ssący tkwi pośrodku ciała: Leniwy, gnuśny, chłonąc nieustannie Jadło i nie chcąc pracować jak inne, Podczas gdy one patrzyły, słuchały, Chodziły, czuły, myślały, tworzyły, Oddane sobie nawzajem, by przynieść Korzyść pragnieniom i wszelkim potrzebom Całego ciała. Brzuch im odpowiedział — 1 OBYWATEL Tak, panie; cóż im ów brzuch odpowiedział? MENENIUS Powiem ci, panie. Z uśmiechem przedziwnym, Nie narodzonym z płuc, lecz o tak właśnie — Gdyż, spójrzcie, brzuch mój może się uśmiechać I mówić — a więc odparł obelżywie Wzburzonym członkom, zbuntowanym częściom, Tak zazdroszczącym mu tego, co wchłania; A rzekł stosownie, jakby do was mówił, Którzy lżyć chcecie senatorów za to, Że nie są tacy jak wy. 1 OBYWATEL Brzuch — co odrzekł Głowie królewsko ukoronowanej, Czujnemu oku, roztropnemu sercu, Ramieniu, które jest naszym żołnierzem, Nodze będącej koniem, językowi, Który jest naszym trębaczem — i innym Wielu organom tak pięknie pomocnym Naszego ciała; jeśli one — MENENIUS Co rzekł? Ależ przemawia ten człowiek! Więc, co rzekł? 1 OBYWATEL Że je ujarzmić winien brzuch żarłoczny, Który jest ciała wychodkiem — MENENIUS No, co rzekł? 1 OBYWATEL Gdy tamte członki jęły się uskarżać, Cóż brzuch mógł odrzec? MENENIUS Opowiem wam o tym, Jeśli zechcecie mi użyczyć nieco (Choć jej tak mało macie) cierpliwości, Aby usłyszeć, co brzuch odpowiedział. 1 OBYWATEL Bardzo marudzisz. MENENIUS Słuchaj, przyjacielu; Ów brzuch poważny wielce był roztropny, Nie tak gwałtowny jak oskarżyciele, I odpowiedział im tak: „Jest to prawda, O współcieleśni przyjaciele moi" — Tak rzekł — „że biorę pierwszy całą strawę, Która nas wszystkich żywi; jest to słuszne, Gdyż jestem spichrzem dla całego ciała. A przypomnijcie sobie, że rozsyłam Wszystko rzekami krwi na dwór — do serca I do siedziby, w której mózg króluje; A meandrami przewodów człowieczych Najtęższe mięśnie i najmniejsze żyłki Ode mnie biorą swą moc przyrodzoną I swą żywotność. A choć, przyjaciele, Nie wszyscy" — mówi ów brzuch, pamiętajcie — 1 OBYWATEL Tak, panie. Dalej. MENENIUS „Nie wszyscy od razu Możecie ujrzeć wszystko, co wysyłam Do wszystkich innych; lecz mogę sporządzić Wykaz mówiący, że wszyscy przyjmują Mąkę ode mnie, a mnie pozostają Tylko otręby". — Cóż powiecie na to? 1 OBYWATEL Jak zastosować chcesz jego odpowiedź? MENENIUS To senat rzymski jest tym dobrym brzuchem, A wy członkami, które bunt ogarnął. Zważcie ich rady i troskę, rozważcie Roztropnie wszystko, co jest wspólnym dobrem, A odkryjecie, że każdy przywilej Publiczny jest ich, a nie waszym dziełem. Cóż o tym sądzisz ty, co jesteś wielkim Palcem u nogi tego zgromadzenia? 1 OBYWATEL Ja wielkim palcem? Czemu wielkim palcem? MENENIUS Gdyż będąc jednym z najniższych, najlichszych, Najnikczemniejszych w tym najmędrszym buncie, Chcesz wysforować się nieco przed innych. Nicponiu, choć masz najmniej krwi walecznej, Prowadzisz, aby zyskać jakąś korzyść! Ściśnijcie krzepko swe kije i pałki, Rzym zaraz wyda bitwę swoim szczurom. Ktoś straci. Wchodzi CAIUS MARTIUS. Witaj, szlachetny Martiusie! MARTIUS Dzięki. A cóż się stało, odszczepieńcy? Dlaczego wasze nędzne przekonania Rozdrapujecie, poszukując świerzbu? 1 OBYWATEL Zawsze przychodzisz z jakimś dobrym słowem. MARTIUS Ten, kto by rzucić chciał ci dobre słowo, Byłby pochlebcą niegodnym pogardy. Czego pragniecie, kundle, nie znoszące Pokoju ani wojny? Bowiem wojna Trwoży was, pokój budzi w was zuchwałość. Kto by zaufał, że lwy w was napotka, Znajdzie zające. Zamiast lisów — gęsi! Nie bardziej stali niż węgiel płonący Na lodzie albo ziarna gradu w słońcu! Tkwi wasza cnota w tym, że wychwalacie Takiego, który upadł przez swe zbrodnie, I klniecie prawo za to, że go karze. Kto zasługuje na wielkość, zasłużył Także na waszą nienawiść, a wasze Pragnienia są jak łaknienie chorego, Gdy żąda tego, co wzmaga chorobę. Ten, kto zależny jest od waszej łaski, Płynąc ma płetwy z ołowiu i ścina Dęby źdźbłem trawy. Śmierć wam! Mam wam [ufać? Myśl odmieniacie bez przerwy i zwiecie Szlachetnym tego, który nienawistny Był wam przed chwilą, a zwiecie nikczemnym Tego, kto był wam dotąd bohaterem. Cóż to się stało, że po całym mieście Niesie się wrzask wasz przeciw senatowi Tak szlachetnemu, który z łaski bogów Trzyma was w ryzach, abyście się wzajem Pożreć nie mogli? — Czego oni pragną? MENENIUS Taniego zboża. Mówią, że są w mieście Wielkie zapasy. MARTIUS Mówią! Stryczek na nich! Przy ogniu grzejąc się roją, że wiedzą O tym, co dzieje się na Kapitolu: Kto może wznieść się, kto rządzi, kto padnie; Trzymają stronę tej czy innej frakcji I chcą kojarzyć odpowiednie stadła; Jedne stronnictwa popierają, innych Nie lubią, więc je zaraz pragną rzucić Pod swe chodaki. Jest dość zboża, mówią? Gdyby szlachetni odrzucili litość I pozwolili, abym użył miecza, Z poćwiartowanych tysięcy tych gburów Kopiec usypałbym, a tak wysoko, Jak by sięgnęła wyrzucona włócznia. MENENIUS Nie; ci już niemal są udobruchani, Gdyż chociaż brak im w nadmiarze rozsądku, Są jednak wielce tchórzliwi. Co mówią Tamci? MARTIUS Rozeszli się. Niech ich powieszą! Rzekli, że żreć chcą. Mówili przysłowia Wzdychając: że głód kruszy nawet mury; Że psy jeść muszą; że dla ust jest mięso; Że zboże dają bogowie — nie tylko Dla najbogatszych. Takimi strzępkami Nadali lotność swym skargom, a kiedy Odpowiedziano im zgodnie z ich prośbą, W sposób przedziwny, mogący rozedrzeć Serca szlachetnych, a dumną potęgę Przyprawiający o bladość, rzucili W górę swe czapki, jak gdyby pragnęli, Aby zawisły na rogach księżyca, I wrzask podnieśli. MENENIUS Co im przyrzeczono? MARTIUS Pięciu trybunów, których mogą wybrać Dla osłaniania ich tępej mądrości. Jednym jest Junius Brutus, z nim Sicinius Velutus i ktoś jeszcze. Ach, niech zginą! Ta tłuszcza miasto musiałaby zburzyć, Zanim zmusiłaby mnie do tych ustępstw. Z czasem urosną w siłę i przedstawią Ważniejsze cele, wzywając do buntu. MENENIUS To rzecz przedziwna. MARTIUS Do domu, ochłapy! Wbiega Goniec. GONIEC Gdzie Caius Martius? MARTIUS Tutaj. Co się stało? GONIEC Panie, Wolskowie stanęli pod bronią. MARTIUS To mnie raduje. Zyskamy sposobność, Aby ten motłoch zbyt liczny przewietrzyć. Spójrz, oto nasi najlepsi ojcowie. Wchodzą SICINIUS VELUTUS, JUNIUS BRUTUS, COMINIUS, TITUS LARTIUS z innymi Senatorami. 1 SENATOR Sprawdza się to, co nam rzekłeś, Martiusie: Wolskowie są pod bronią. MARTIUS Wódz ich, Tullus Aufidius, ciężką gotuje nam próbę. Grzeszę zazdroszcząc mu jego prawości. Gdybym kimkolwiek miał być, a nie sobą, Tylko nim chciałbym być. COMINIUS Wiodłeś z nim wojnę! MARTIUS Gdyby walczyły dwie połowy świata, A on po mojej stronie tam się znalazł, Wówczas bunt podniósłbym, aby móc walczyć Przeciwko niemu. To lew. Jestem dumny, Że przeciw niemu wyruszę na łowy. 1 SENATOR Prawy Martiusie, zechciej towarzyszyć Cominiusowi w nadchodzącej wojnie. COMINIUS Tak mi przyrzekłeś. MARTIUS Tak przyrzekłem, panie, I dotrzymuję. Titusie Lartiusie, Raz jeszcze ujrzysz mnie, gdy będę godził W lico Tullusa. Co, czyżbyś skamieniał? Chcesz zostać? LARTIUS Nie chcę, Caiusie Martiusie. Wsparty na kuli, będę walczył drugą, Nim się wycofam. MENENIUS Oto duch waleczny! 1 SENATOR Więc na Kapitol, gdzie, jak wiem, czekają Nasi najlepsi przyjaciele. LARTIUS Do Cominiusa. Prowadź. Do Martiusa. Za Cominiusem idź, a my za tobą, Gdyż najgodniejszy jesteś tu pierwszeństwa. COMINIUS Szlachetny Martius! 1 SENATOR Do Obywateli. Precz stąd, do domu! MARTIUS Nie, niech pójdą z nami. Wolskowie mają dość zboża. Weź z sobą Te szczury, niech im wypróżnią spichlerze. — Najczcigodniejsi buntownicy, wasze Męstwo nam dobrze wróży. Pójdźcie, proszę. Wychodzą. Obywatele rozchodzą się cichaczem. Pozostają SICINIUS i BRUTUS. SICINIUS Czy był ktoś kiedy tak pyszny jak Martius? BRUTUS Nikt mu nie dorówna. SICINIUS Gdy nas obierano trybunami ludu — BRUTUS Czy dostrzegłeś jego wzrok i ust skrzywienie? SICINIUS Nie, lecz słowa drwiące. BRUTUS W gniewie znieważyć może nawet bogów. SICINIUS I wyszydzi skromny księżyc. BRUTUS Niechaj go pożre nadchodząca wojna. Zbyt pyszny stał się dzięki swemu męstwu. SICINIUS Natura taka, wzdęta powodzeniem, Depcze ze wzgardą własny cień w południe. Dziwi mnie jednak, że jego wyniosłość Mogła się zniżyć i znieść, by Cominius Jej rozkazywał! BRUTUS Sława, której pragnie, Choć już dziś pięknie jest nią uwieńczony, Nie może zostać lepiej zachowana I powiększona niż na drugim miejscu, Zaraz po pierwszym: gdyż co się nie uda, Stanie się błędem wodza, choćby zdziałał Rzeczy nadludzkie, a zmienny sąd ludzi Zawoła: „Czemu Martius nie miał w ręce Tej sprawy?" SICINIUS Za to, jeśli dobrze pójdzie, Ta sława, która otacza Martiusa, Zdejmie zasługi z Cominiusa. BRUTUS Słusznie. Martius połowę zasług Cominiusa Weźmie, choć Martius nie zasłużył na nie. Za wszystkie błędy Cominiusa zbierze Martius pochwały, choćby nie zasłużył W ogóle na nie. SICINIUS Chodźmy stąd posłuchać — Nie bacząc na to, co nim pokieruje — Jak ich żegnają i jak się zabierze Do nadchodzących zmagań. BRUTUS Dobrze, chodźmy. Wychodzą.

William Shakespeare, Tragedia Coriolanusa, przeł. Maciej Słomczyński, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1984.

Plik zabezpieczony

Typ: application/pdf

Rozmiar: 93.67 MB

William Shakespeare, Akt I. Scena I, [w:] tenże, Tragedia Coriolanusa, przeł. Maciej Słomczyński, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1984, s. 8–23.

TEI XML

Typ: text/html

Rozmiar: 0.03 MB

Autor

Shakespeare, William (1564-1616)

Tytuł ujednolicony pol.

Koriolan

Tytuł ujednolicony oryg.

Coriolanus

Tytuł kolekcji

Koriolan

Tytuł przekładu

Tragedia Coriolanusa

Rok wydania

1984

Rok powstania

1980-1990

Miejsce wydania

Kraków

Miejsce powstania

Kraków

Źródło skanu

Zbiory prywatne

Lokalizacja oryginału

Open Source Shakespeare (OSS)

Tragedia Coriolanusa

Tytuł ujednolicony pol.

Koriolan

Tytuł ujednolicony oryg.

Coriolanus

Źródło skanu

Zbiory prywatne

Tłumacz

Słomczyński, Maciej (1920-1998)

Maciej Słomczyński (1922–1998) był tłumaczem, dramaturgiem i prozaikiem, autorem literatury sensacyjnej. Jako pierwszy na świecie przełożył całość twórczości Shakespeare’a, w...