William Shakespeare, Akt I. Scena I, [w:] tenże, Dwaj szlachcice z Werony, przeł. Maciej Słomczyński, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1979, s. 8-16.

<title type="main">Dwaj szlachcice z Werony Dwaj panowie z Werony William Shakespeare Autor przekładu Słomczyński, Maciej (1920-1998) Wydawnictwo Literackie Kraków
AKT I
Scena 1 Werona. Miejsce pod gołym niebem. Wchodzą VALENTINE i PROTEUS. VALENTINE Przestań nalegać, miły Proteusie: Młodzież tkwiąc w domu, domowy ma umysł. Gdybyś młodzieńczych dni twoich nie przykuł Do słodkich spojrzeń twej umiłowanej, Błagałbym pewnie o twe towarzystwo, Byś ujrzał cuda świata dalekiego, A nie żył w domu, w ospałej gnuśności, Marnując młodość w bezkształtnym lenistwie. Lecz jeśli kochasz, kochaj i rozkwitaj w tym, Jak ja, gdybym kochać począł, rozkwitłbym. PROTEUS Chcesz jechać? Adieu, słodki Valentinie! O Proteusie swym pomyśl, gdy ujrzysz Widzenia godny obraz wśród podróży. Współuczestnikiem będę twej radości, Jeśli cię spotka, a w niebezpieczeństwie, Jeśli zagrozi ci niebezpieczeństwo, Swą troskę poleć mym modłom, gdyż będę Orędownikiem twym, mój Valentinie. VALENTINE A modły za mnie wzniesiesz z ksiąg miłosnych? PROTEUS Z umiłowanej księgi modły wzniosę. VALENTINE Z płytkiej powiastki o miłosnej głębi, O tym, jak przebył Leander Hellespont. PROTEUS Baśń to głęboka o najgłębszym z uczuć, Gdyż on w miłości swej tonął po szyję. VALENTINE A ciebie miłość chwyciła za szyję, Choć Hellespontu jeszcześ nie przepłynął. PROTEUS Za szyję! Gdzież ja się biedny zaszyję? VALENTINE Nic ran miłosnych nie zaszyje. PROTEUS Jak to? VALENTINE

Kochać, to wzgardę kupować rozpaczą, Spojrzenie czułe westchnieniem, a chwilę Szczęścia dwudziestu nocami czuwania: Jeśli zwyciężysz, zdobycz twa wątpliwa, Jeśli ulegniesz, niewątpliwa strata, Jak bądź: rozumem zdobyte szaleństwo Albo szaleństwem rozum pokonany.

PROTEUS Sądząc po sobie, zwać mnie chcesz szaleńcem. VALENTINE Sądząc po tobie, lękam się, że jest tak. PROTEUS Ty drwisz z Miłości, lecz ja to nie Miłość! VALENTINE Lecz panem twoim jest Miłość, gdyż tobą Rządzi, a kto dał ujarzmić się głupstwu, Tego nie wpiszą dzieje pośród mędrców. PROTEUS Lecz mówią w księgach, że jak w młodym pączku Mieszka gryzący robak, tak i miłość W najtęższych nawet głowach zamieszkuje. VALENTINE Lecz mówią w księgach, że jak pąk dojrzały Jest przez robaka zżarty, nim rozkwitnie, Tak umysł młody i jasny jest zżarty Szałem miłosnym i zniszczony w pączku, Tracąc swą zieleń i rozkwit wspaniały, I wszystkie piękne rojenia przyszłości. Lecz po cóż tracę czas, by radzić tobie, Zwolennikowi lubych żądz miłosnych? Przyjm po raz wtóry adieu! Ojciec czeka I pragnie ujrzeć mnie już na okręcie. PROTEUS I ja tam z tobą pójdę, Valentinie. VALENTINE Nie, Proteusie słodki. Czas się rozstać! Do Mediolanu donoś mi listami O swych tryumfach miłosnych i o tym, Co dziać się będzie tu, gdy twój przyjaciel Odpłynie. Ja ci odpłacę tym samym. PROTEUS Więc szczęścia życzę ci w Mediolanie! VALENTINE A ja ci w domu! A teraz mi żegnaj! Wychodzi. PROTEUS On upolować chce sławę, ja miłość: Rzuca przyjaciół, by zaszczyt im przynieść, Ja rzucam siebie, wszystkich, dla miłości. To ty, ty, Julio, tak mnie przemieniłaś; Rzuciłem swoje nauki, czas tracę, Klnę dobre rady, mam za nic świat cały; Serce me chore, umysł osowiały. Wchodzi PĘD. PĘD

Panie Proteusie, niech cię Bóg zachowa! Czyś widział mego pana?

PROTEUS Odszedł stąd niedawno, by odpłynąć do Mediolanu. PĘD Sto do jednego, że wszedł już na pokład, A ja zgubiłem się jak głupi baran. PROTEUS Bywa, że pasterz odejdzie, a owce Gubią się zaraz schodząc na manowce. PĘD

Sądzisz więc, że pan mój jest pasterzem, a ja bara- nem?

PROTEUS Tak sądzę. PĘD

Jeśli tak, we śnie i na jawie rogi me są rogami me- go pana.

PROTEUS Głupia odpowiedź i godna barana. PĘD Więc i to dowodzi, że jestem baranem. PROTEUS Słusznie, i tego, że pan twój jest pasterzem. PĘD Nie. Mogę to obalić pewnym dowodem. PROTEUS Pójdzie mi niełatwo, lecz przekonam cię innym. PĘD

Pasterz szuka owiec, nie owce pasterza, lecz ja szukam mego pana, a pan mój mnie nie szuka. Tak więc nie jestem baranem.

PROTEUS

Owce poszukując paszy idą za pasterzem, pasterz poszukując jadła nie idzie za owcami. Ty, chcąc zapłaty, idziesz do pana twego, twój pan, chcąc zapłaty, nie idzie do ciebie: tak więc jesteś owcą.

PĘD Jeszcze jeden taki dowód, a beknę „bee". PROTEUS Lecz słuchaj! Czy oddałeś Julii mój list? PĘD

Tak, panie: ja, zbłąkana owieczka, dałem jej, zrypanej owieczce, twój list, a ona, zrypana owieczka, nie dała mi, zbłąkanej owieczce, nic za me trudy.

PROTEUS Za ciasne tu miejsce na pastwisko dla takiej trzody. PĘD

Jeśli miejsce ma za ciasne, rozepchaj ją swym kij- kiem.

PROTEUS

Nie. I tu zszedłeś na manowce. Kij przyda się na twą niewartą funta kłaków skórę.

PĘD

Mylisz się. Mniej niż funta chcę zarobić za odnie- sienie twego listu.

PROTEUS Nie pojąłeś mnie. Mówiłem o tym, żeby cię obić. PĘD Zmieniasz zarobić w obić, pół słowa zostało, A za list do twej miłej trzech byłoby mało. PROTEUS Lecz co powiedziała? PĘD Potakując głową. Tak. PROTEUS Przytaknęła — tak? — przecież to głupie. PĘD

Nie pojąłeś, panie. Mówię, że przytaknęła, a ty pytasz, czy przytaknęła, a ja mówię, że tak.

PROTEUS A wszystko to razem jest głupie. PĘD

Gdyś się tak utrudził złożeniem tego razem, weź to za swe trudy.

PROTEUS Nie, nie, ty to weź za odniesienie listu. PĘD Widzę, że nie mogę się unosić, chcąc cię znosić. PROTEUS A cóż takiego znosisz ode mnie? PĘD

Matko Boża! Listy noszę od ciebie nie mając, prócz słowa „głupie", nic za me trudy.

PROTEUS Niech mnie przeklną, bystry masz dowcip. PĘD

A jednak nie może on dognać twej powolnej sa- kiewki.

PROTEUS

Dość, dość, otwórz serce i powiedz krótko, co powiedziała.

PĘD

Otwórz sakiewkę, aby pieniądz i odpowiedź mogły razem wyskoczyć.

PROTEUS

Dobrze, mój panie, masz tu za swe trudy. /Daje mu pieniądz./ Cóż powiedziała

PĘD

By rzec prawdę, panie, myślę, że ciężko ci będzie ją zdobyć.

PROTEUS Czemu? Wydobyłeś od niej aż tak wiele? PĘD

Panie, nie mogłem wydobyć od niej niczego, nie, nawet dukata za oddanie twego listu. A gdy okazała się tak twarda dla mnie, który przyniosłem twe myśli, obawiam się, że okaże się równie twarda, gdy rzeknie ci, co myśli o tobie. Nie dawaj jej żad- nych podarunków, prócz kamieni, gdyż twarda jest jak stal.

PROTEUS Jak to? Nic nie powiedziała? PĘD

Nic, nawet nie „weź to za swe trudy". Aby okazać swą hojność, za co dzięki ci, dałeś mi sześciopen- sówkę. W odpłatę za to sam odtąd noś swe listy: tak więc, panie, pójdę cię polecić memu panu.

PROTEUS Precz, precz, idź precz stąd, by okręt ocalić. Nie pójdzie na dno z tobą na pokładzie, Gdyż ciebie czeka suchsza śmierć na brzegu. Wychodzi Pęd. Muszę lepszego znaleźć wysłannika: Drżę, że ma Julia nie raczyła przyjąć Słów tak nikczemną dłonią jej podanych. Wychodzi.

William Shakespeare, Dwaj szlachcice z Werony, przeł. Maciej Słomczyński, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1979.

Plik zabezpieczony

Typ: application/pdf

Rozmiar: 64.58 MB

William Shakespeare, Akt I. Scena I, [w:] tenże, Dwaj szlachcice z Werony, przeł. Maciej Słomczyński, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1979, s. 8-16.

TEI XML

Typ: text/html

Rozmiar: 0.02 MB

Autor

Shakespeare, William (1564-1616)

Tytuł ujednolicony pol.

Dwaj panowie z Werony

Tytuł ujednolicony oryg.

Two Gentlemen of Verona

Tytuł kolekcji

Dwaj panowie z Werony

Tytuł przekładu

Dwaj szlachcice z Werony

Rok wydania

1979

Rok powstania

1970-1980

Miejsce wydania

Kraków

Miejsce powstania

Kraków

Źródło skanu

Zbiory prywatne

Lokalizacja oryginału

Open Source Shakespeare (OSS)

Dwaj szlachcice z Werony

Tytuł ujednolicony pol.

Dwaj panowie z Werony

Tytuł ujednolicony oryg.

Two Gentlemen of Verona

Źródło skanu

Zbiory prywatne

Tłumacz

Słomczyński, Maciej (1920-1998)

Maciej Słomczyński (1922–1998) był tłumaczem, dramaturgiem i prozaikiem, autorem literatury sensacyjnej. Jako pierwszy na świecie przełożył całość twórczości Shakespeare’a, w...