William Shakespeare, Akt pierwszy. Scena pierwsza, [w:] tenże, Makbet, Otello, Poskromienie złośnicy, spol. Jerzy Sito, Wydawnictwo KWE, Warszawa 2000, s. 377-387.

<title type="main">Poskromienie złośnicy Poskromienie złośnicy William Shakespeare Autor przekładu Sito, Jerzy Stanisław (1934-2011) Wydawnictwo KWE Warszawa
AKT PIERWSZY
Scena pierwsza Wchodzi Baptysta Minola ze swoimi córkami: Katarzyną i Bianką. Towarzyszą im dwaj zalotnicy, ubiegający się o rękę Bianki: Gremio, stary błazen, oraz Hortensjo. Lucentio i Tranio stoją z boku. BAPTYSTA Nie nalegajcie, Proszę was, panowie...! Przecież nie mogę mej decyzji zmienić. Jeżeli chcecie ze starszą się żenić, aaa, proszę bardzo! Ale Bianki nie dam. Wpierw wydam Kasię, potem młodszą; zgoda? No, który z panów Kasi rękę odda? Znam was obydwu, obydwu was cenię, obydwaj macie moje pozwolenie. GREMIO (na stronie) Jej oddać rękę?! Raczej w ogień włożę! (do Baptysty) Dla mnie za ostra. Lecz — Hortensjo może... KASIA Proszę cię, ojcze, czy chcesz urządzić tu przetarg z udziałem tych dwóch wałkoni? HORTENSJO Wałkoni?! Co przez to rozumiesz?! Wałkoni, panienko? Te konie są nie dla ciebie! Musiałabyś, moja panno, nauczyć się przedtem jeździć łagodniej; dużo łagodniej. KASIA Próżne obawy, mój panie; droga do serca daleka. Lecz jeślibyś tam doczłapał — miałbyś wyborne staranie! Już dziś ogarnia mnie zapał: łeb czesać zgrzebłem żelaznym, ujeżdżać, mianować błaznem... HORTENSJO Od takich diablic chroń nas, dobry Boże...! GREMIO (na stronie) Dorzucę amen! Przyda mi się może. (głośno) Amen! TRANIO (na stronie) Pst! Zapowiada się heca, mój panie! Ta dziewczyna — ma kolosalny charakter, albo dobrego fioła! LUCENTIO Ale ta druga! W jej milczeniu dźwięczy sama łagodność, sam urok dziewczęcy... Cicho bądź, Tranio! TRANIO Słusznie; milcz i kwita! Niech się pan na nią napatrzy do syta. BAPTYSTA A więc, panowie, jak już powiedziałem — idź do domu, dziecko! I tylko proszę cię, nie złość się, Bianko! Przecież cię kocham, Wiesz o tym, córeczko... KASIA Mój aniołeczku! Moja ty perełko! Wsadź pięść do oka i gdacz jak kwoka. BIANKA Możesz się cieszyć, siostro, z mojego smutku. Ojcze — z pokorą poddaję się twojej woli. Książki i lutnia będą mi towarzyszyć. Będę czytała i grała — dla siebie... LUCENTIO (na stronie) Słyszałeś, Tranio? Minerwa! Minerwa! HORTENSJO Signor Baptysto! Przecież to okrutne...! Ach, jak mi przykro, że z najlepszej woli daliśmy powód do żałości Biance... GREMIO Signor Minolo! Chcesz ją zamknąć w klatce? Ukarać Biankę za to, że ta jędza, ta... ta diablica —! ma w języku żądło?! BAPTYSTA Już dość, panowie. Bianka — idź do domu! (Bianka wychodzi.) Ach, jak ona się kocha w poezji! W poezji — w muzyce i w instrumentach. Zgodzę nauczycieli, którzy nią pokierują. Hortensjo — lub ty, signor Gremio, jeśli znacie takich, przyślijcie ich do mnie. Dobrze zapłacę! Ja, panowie, cenię ludzi uczonych, no i nie żałuję grosza, gdy idzie o kształcenie dzieci. A więc — żegnajcie! Możesz zostać, Kasiu; muszę pomówić z twoją siostrą Bianką. (wychodzi) KASIA

Też coś! Chyba i ja mogę odejść, prawda? To dobre! Mają mi czas wyznaczać?! Cóż to? Nie wiem sama, co brać, a co zostawić? Ha!

(wychodzi) GREMIO

Możesz iść sobie do wszystkich mamek diabelskich! Zalety twoje są tak niesłychane, że nikt cię nie chce zatrzymać! Cóż, signor Hor-

tensjo, wydaje mi się, że nasze ciasto jeszcze nie gotowe! Nie dość podgrzane; jej miłość — jest jakby trochę za chłodna... Musimy wziąć na wstrzymanie i zacisnąć pasa! Żegnam. A swoją drogą — jeślibym znalazł odpowiedniego człowieka, chętnie poleciłbym go jej ojcu. Moja najmilsza, moja słodka Bianka miałaby jakąś rozrywkę...

HORTENSJO

Ja także, signor Gremio. Ale jeszcze słówko. Chociaż charakter na- szego konfliktu wykluczał dotychczas możliwość porozumienia, by- łoby dobrze — winieneś wiedzieć o tym, rzecz bowiem dotyczy nas obu — gdybyśmy mogli wspólnie zrealizować pewien... plan. Do- stęp do Bianki stanąłby wówczas otworem i moglibyśmy spokojnie zabiegać o jej względy.

GREMIO Cóż to za plan, signor? HORTENSJO Ano, cóż — znaleźć męża dla starszej! GREMIO Męża?! Chyba Szatana? HORTENSJO Mówiłem — męża. GREMIO

A ja mówię — Szatana. Czy sądzisz, signor, że znajdzie się taki głupiec, który zaślubi piekło? Choć z drugiej strony... jej ojciec jest bogaty; bardzo bogaty...

HORTENSJO

Pst, signor Gremio! Choć słuchanie jej wrzasków wojennych jest ponad nasze siły — pewien jestem, że są jeszcze na świecie nieustra- szeni ludzie, którzy ją wezmą razem z jej wadami i złotem. Sęk w tym, jak ich wynaleźć...?

GREMIO

Nie wiem. Jeśli chodzi o mnie, wolałbym wziąć jej posag razem z codzienną chłostą pod pręgierzem!

HORTENSJO

Masz rację, signor Gremio. Wybór wśród ulęgałek. Ale skoro zna- leźliśmy się w jednej łódce, podtrzymajmy tę przyjaźń, póki nie znaj- dziemy męża dla Katarzyny. Uwolnimy tym samym młodszą — a wtedy, skokiem do niej! O, słodka Bianko! Szczęśliwy, kto cię zdobędzie. Co powiesz na to, signor?

GREMIO

Zgadzam się. Dałbym mu najlepszego konia, jaki jest w Padwie, żeby ją mógł dogonić, nakłonić, dosiąść i posiąść i uwolnić od niej dom Baptysty Minoli! Chodźmy.

(Wychodzą) TRANIO Powiedz mi, panie, czy to rzecz możliwa, że miłość... nagle tak... ludzi porywa? LUCENTIO Ach, Tranio, Tranio! Nim spadło to na mnie, nie przypuszczałem, aby to w ogóle było możliwe; czy choćby tylko bywało. Patrz, Tranio! Odczułem nagle całą moc lubczyku, choć go nie piłem; choć stałem bezczynnie; prawda?! Ach, Tranio! Powiem ci w zaufaniu — bo nie mam przed tobą sekretów, mój Tranio, kocham cię, jak królowa Kartaginy Annę — że płonę, Tranio! Że uschnę i skonam, jeśli jej serca nie zdobędę! Słyszysz?! Ach, jaka skromna! Ach, jaka urocza! Poradź coś, Tranio, ja wiem, że potrafisz. Pomóż mi, Tranio! Czemu się tak gapisz?! TRANIO Panie mój — nie czas się teraz łajać. Amorów nikt z głowy nie wybił łajaniem... Jeśli cię miłość dopadła, jedno wyjście widzę: Redime te captum, quam queas minimo. Wykupić się z niewoli — tanio. LUCENTIO Otóż to! Bóg zapłać, chłopcze! No, no — dalej, dalej! To dobra rada...! znakomita, ale... TRANIO Ale tak pilnie słuchałeś jej treli, że z rzeczy ważnych — widziałeś niewiele... LUCENTIO Jak to? Jak to, mój Tranio?! Widziałem słodycz i nieziemskie piękno jej twarzy! Słodycz tak wielką, jaką miała chyba twarz Europy, córki Agenora! To dla niej Jowisz strzelistym kolanem całował piasek Krety. Zrozum, Tranio! TRANIO I nic innego nie widziałeś? Szkoda... Więc nie spostrzegłeś nawet, że jej siostra taki podniosła jazgot, takie piekło, że poraziła nim uszy śmiertelnych?! LUCENTIO Widziałem, Tranio, korale uśmiechu... Słyszałem oddech — perfumę w oddechu! I słodycz, Tranio. Słodycz tak ogromną... TRANIO No nie, on bredzi... Twarz ma nieprzytomną... Obudź się, panie! Jeśli naprawdę ją kochasz, postaraj się zebrać myśli. Zastanów się, jak ją zdobyć! Rzecz ma się następująco: jej starsza siostra jest jędzą; rozumiesz? Złośnicą, jędzą...! Dobra. Zanim ojciec wyda ją za mąż — nie pozwoli nikomu ożenić się z młodszą. Zamknął ją w domu, żeby jej nikt nie nachodził... LUCENTIO Okrutny ojciec! Ale powiedz, Tranio, czy mi się zdaje, czy też on naprawdę mówił, że szuka dla niej instruktorów, biegłych w nauce — w poezji i w lutni...? TRANIO Słyszałem, panie, i mam plan. LUCENTIO Ja również. TRANIO To bardzo dobrze, A więc — oba plany trzeba połączyć w jedno. Zaczynamy... LUCENTIO Mów pierwszy. TRANIO Oto on: chcesz zostać belfrem i zająć się wychowaniem tej panienki. Zgadłem? LUCENTIO To prawda. Czy mam jakieś szanse...? TRANIO Nie. Kto ciebie wówczas zastąpi? Kto będzie synem Wincentia tu, w Padwie? Kto będzie studiował, prowadził dom, zawiązywał przyjaźnie — odwiedzał swoich rodaków, wydawał bankiety...? LUCENTIO Basta! Dość, Tranio. Ty- Ty mnie zastąpisz. Ty będziesz panem — masz pańskie maniery... Twarz — noo, nikt nie zna tutaj naszych twarzy... Nikomu jeszcze się nie przedstawiłem... Tranio — natychmiast daj mi płaszcz i czapkę! TRANIO Skoro pan każe... (Zamieniają się na płaszcze i czapki.) No cóż, pański ojciec, signor Wincentio, także to podkreślił: „Musisz mu pomóc..." Chociaż — z drugiej strony, myślę, że mówił to w sensie odmiennym... Ba! Skoro jednak kocham Lucencjusza, takie uczucie do poświęceń zmusza! (Wchodzi Biondello.) LUCENTIO Oho, biegnie Biondello! Gdzieżeś to się łajdaczył? BIONDELLO

Gdzie ja byłem, panie? No nie, przedtem powiedz mi, gdzie wy jeste- ście? Co się tu stało?! Czy Tranio ukradł panu płaszcz? Czy to pan skradł płaszcz mojemu kumplowi? Czy okradliście się nawzajem?!

LUCENTIO Dosyć tych żartów. Chodź no tu, gawronie! Słuchaj! Zabiłem w tym mieście człowieka; boję się, że mnie poznano. Tranio — twój przyjaciel ocalił mi życie! Przebrał się za mnie. Muszę stąd uciekać w jego ubraniu. Masz mu wiernie służyć — czy mnie rozumiesz?! BIONDELLO Ja?! Nic a nic, panie! LUCENTIO Dobrze. I niech cię ręka boska broni wymówić imię Tranio. Nie ma Trania! To pan Lucentio. BIONDELLO Tym lepiej dla niego... zamieniłbym się! TRANIO (na stronie) Jeszcze lepiej będzie, kiedy córeczkę Baptysty posiędzie. (głośno) Kiedy będziemy sami — możesz mi mówić Tranio. Ale w towarzystwie — Lucentio! Twój pan, rozumiesz? LUCENTIO Chodźmy, Tranio. Czekaj ... Aa! Jeszcze jedno: będziesz zalotnikiem. Razem z tym... jakże mu tam...? Z tym indykiem! Nie pytaj, Tranio; mam ważne powody. Zgoda? TRANIO Jak mogę odmówić mu zgody...! (Wychodzą.)

William Shakespeare, Poskromienie złośnicy, [w:] tenże, Makbet, Otello, Poskromienie złośnicy, spol. Jerzy Sito, Wydawnictwo KWE, Warszawa 2000, s. 376-494.

Pobierz PDF książki

Typ: application/pdf

Rozmiar: 58.19 MB

William Shakespeare, Poskromienie złośnicy, [w:] tenże, Makbet, Otello, Poskromienie złośnicy, spol. Jerzy Sito, Wydawnictwo KWE, Warszawa 2000, s. 376-494.

Plik zabezpieczony

Typ: application/pdf

Rozmiar: 59.93 MB

William Shakespeare, Akt pierwszy. Scena pierwsza, [w:] tenże, Makbet, Otello, Poskromienie złośnicy, spol. Jerzy Sito, Wydawnictwo KWE, Warszawa 2000, s. 377-387.

TEI XML

Typ: text/html

Rozmiar: 0.02 MB

Autor

Shakespeare, William (1564-1616)

Tytuł ujednolicony pol.

Poskromienie złośnicy

Tytuł ujednolicony oryg.

Taming of the Shrew

Tytuł kolekcji

Poskromienie złośnicy

Tytuł przekładu

Poskromienie złośnicy

Rok wydania

2000

Rok powstania

1970-1980

Miejsce wydania

Warszawa

Miejsce powstania

Warszawa

Źródło skanu

Zbiory prywatne

Lokalizacja oryginału

Open Source Shakespeare (OSS)

Poskromienie złośnicy

Tytuł ujednolicony pol.

Poskromienie złośnicy

Tytuł ujednolicony oryg.

Taming of the Shrew

Źródło skanu

Zbiory prywatne

Tłumacz

Sito, Jerzy Stanisław (1934-2011)

Jerzy S. Sito (1934–2011) był poetą, dramatopisarzem i prozaikiem. Przetłumaczył jedenaście dramatów Shakespeare’a: Juliusza Cezara (1967), Hamleta (1968), Ryszarda III...