William Shakespeare, Akt pierwszy, scena pierwsza, [w:] tenże, Wiele hałasu o nic, Wieczór Trzech Króli albo co chcecie, przeł. Stanisław Barańczak, „W drodze”, Poznań 1994, s. 11-26.

<title type="main">Wiele hałasu o nic Wiele hałasu o nic William Shakespeare Autor przekładu Barańczak, Stanisław (1946-2014) "W Drodze" Poznań
AKT PIERWSZY
Scena pierwsza Ogród przed domem gubernatora Messyny, Leonata. Wchodzą Leonato, jego córka Hero, jego siostrzenica Beatrycze oraz Posłaniec. LEONATO

Dowiaduję się z tego listu, że do Messyny ma przybyć dziś wieczór Don Pedro, książę Aragonii.

POSŁANIEC

W tej chwili jest już całkiem blisko. Kiedy go opuszczałem, miał przed sobą najwyżej trzy mile drogi.

LEONATO Ilu szlachty straciliście w tej bitwie? POSŁANIEC

Spośród wyższych dowódców — niewielu, a ze znaczniej- szych rodów — nikogo.

LEONATO

Zwycięstwo podwaja swe rozmiary, gdy triumfator wraca na czele armii w jej pełnym składzie. Czytam tu, że Don Pedro obdarzył wielkimi honorami młodego Florentyńczyka imieniem Claudio.

POSŁANIEC

Zasłużył na to w całej pełni, a Don Pedro stosownie do za- sług go nagrodził. Ponad wiek sobie poczynał — postać ja- gnięcia, a postępki jaguara! Przeszedł wszelkie oczekiwa- nia tak dalece, że nie oczekujcie, abym wam wyjaśnił, jak to być mogło.

LEONATO

Claudio ma tu w Messynie stryja, którego to wszystko wiel- ce ucieszy.

POSŁANIEC

Doręczyłem mu już listy, a jego radość pośpieszyła na spo- tkanie dobrych wieści tak gwałtownie, że aby móc się po- kazać naszym oczom, pożyczyła naprędce najskromniejsze odzienie od smutku.

LEONATO Zapłakał zatem? POSŁANIEC Rzewnymi łzami. LEONATO

Naturalna to powódź, jeśli serce przepełnione uczuciem. Twarz tak obmyta to dopiero nasza twarz prawdziwa i szcze- ra. O ileż lepiej płakać z radości, niż znajdować radość w płaczu!

BEATRYCZE

Powiedz mi, panie, z łaski swojej: czy signor Riposta wrócił z wojny, czy też nie?

POSŁANIEC

Nie znam nikogo o takim nazwisku, pani. W armii nie mie- liśmy takiego żołnierza.

LEONATO$ O kogóż tak się dopytujesz, siostrzenico? HERO Kuzynka ma na myśli pana Benedicka z Padwy. POSŁANIEC

Ach, jego! Wrócił — i znowu żarty go się trzymają jak dawniej.

BEATRYCZE

Porozwieszał raz po całej Messynie ulotki z rymami, w któ- rych wyzywał Kupidyna na zawody w strzelaniu z łuku. Bła- zen mojego wujaszka przeczytał to i, podpisując się jako Kupidyn, wyzwanie przyjął — ale do zawodów w rzucaniu strzałkami do tarczy. Bądź tak dobry i zdradź mi: ilu wro- gów pan Benedick zabił i zjadł na tej wojnie? Wystarczy, ilu zabił. Bo i tak obiecałam mu zjeść wszystko, co mu się uda uśmiercić.

LEONATO

Naprawdę, siostrzenico, zbyt surowa jesteś dla pana Bene- dicka. Ale on ci odpłaci tą samą monetą, to pewne.

POSŁANIEC Na wojnie spisywał się dzielnie, pani. BEATRYCZE

Pomagając zjadać stęchły prowiant? Bardzo z niego wale- czny zjadacz, o wybornym apetycie.

POSŁANIEC I dobry żołnierz także, głowę dam. BEATRYCZE

Dobry żołnierz tak, że głowę dam zawróci, czy dobry żoł- nierz tak, że mężczyzna na jego widok zawróci i ucieknie?

POSŁANIEC

Jest panem w oczach panów, mężczyzną w oczach męż- czyzn; pełen po brzegi wszelkich czcigodnych cnót.

BEATRYCZE

Pełen po brzegi, czyli wypchany? Rzeczywiście: pajac. Wy- pchany nie cnotami, ale szmatami. Ale cóż: nikt nie jest do- skonały.

LEONATO

Nie bierz, panie, słów mojej siostrzenicy na serio: byłoby to opacznym ich odczytaniem. Pomiędzy nią a panem Be- nedickiem toczy się coś w rodzaju wojny na wesoło. Przy każdym spotkaniu — kolejna potyczka dowcipów.

BEATRYCZE

Jemu, niestety, nic się w tych potyczkach nie udaje. W na- szym ostatnim starciu cztery z pięciu władz jego umysłu ze- szły z placu boju ciężko kontuzjowane i teraz jedna rządzi całym człowiekiem. Jeśli więc wciąż ma dość rozumu, żeby się ciepło odziać w zimny dzień — niech sobie ten fakt wypisze na herbie, żeby nikt go nie pomylił z jego koniem. Bo też jedynie po tej resztce rozsądku można poznać, że jest jeszcze stworzeniem rozumnym. A któż jest teraz jego towarzyszem? Co miesiąc ma innego przyjaciela na śmierć i życie.

POSŁANIEC Czy to możliwe? BEATRYCZE

Nie tylko możliwe: najprostsze w świecie. Wierna przyjaźń jest dla niego jak kapelusz: noszony stale, ale w każdej chwili można go Przefasonować.

POSŁANIEC

Widzę, pani, że pan Benedick nie wpisał się do księgi pa- miątkowej twoich faworytów.

BEATRYCZE

Gdyby wpisał mi się do jakiejkolwiek księgi, spaliłabym cały swój księgozbiór. Ale powiedz, proszę: kto mu dotrzy- muje towarzystwa? Czy nie znalazł się żaden młody awan- turnik, gotów wyprawić się z nim w podróż do wszystkich diabłów?

POSŁANIEC

Pan Benedick przebywa najczęściej w towarzystwie tego szlachetnego młodzieńca, Claudia.

BEATRYCZE

Boże święty, jeszcze się do niego przyczepi jak jaka choro- ba! Ten pan udziela się otoczeniu łatwiej niż dżuma, a kto się nim zarazi, natychmiast zostaje dotknięty słabością umysłu. Boże, miej w swej opiece szlachetnego Claudia! Je- śli zarazi się Benedickiem, wyda z tysiąc funtów, zanim się wykuruje.

POSŁANIEC Widzę, że z tobą, pani, lepiej być w przyjaźni. BEATRYCZE Słusznie, przyjacielu. LEONATO Tobie, siostrzenico, słabość umysłu nie grozi. BEATRYCZE Nigdy, chyba że w styczniu nastaną upały. POSŁANIEC Don Pedro się zbliża. Wchodzą Don Pedro, Claudio, Benedick, Baltazar i Don Juan. DON PEDRO

Signor Leonato, mój drogi, sam wychodzisz kłopotom na spotkanie? Powszechnym obyczajem jest raczej unikanie kosztów, a ty idziesz im naprzeciw z otwartymi ramionami.

LEONATO

Pod postacią Waszej Łaskawości jeszcze nigdy kłopot nie nawiedził mojego domu. Gdy kłopot nas opuszcza, pozostaje ulga; gdy natomiast ty, książę, opuszczasz nasze progi, znika wszelka szczęśliwość, a pozostaje smutek.

DON PEDRO

Nazbyt ochoczo witasz swoje brzemię. A to chyba twoja córka?

LEONATO Tak mnie przynajmniej wielokrotnie upewniała jej matka. BENEDICK A co, czy miałeś wątpliwości? LEONATO

Nie mogłem mieć, signor Benedicku: w tych czasach byłeś przecież jeszcze dzieckiem.

DON PEDRO

Celna odpowiedź, Benedicku! Na jej podstawie łatwo się domyślić, kim jesteś teraz, w wieku męskim. Ale naprawdę same rysy tego dziewczęcia wskazują, kto jest jej ojcem. Bądź, pani, szczęśliwa z podobieństwa do tak czcigodnego ojca.

BENEDICK

Skoro tym ojcem jest signor Leonato, przy całym podobień- stwie nie chciałaby mieć jego głowy na swoim karku, choć- by jej dawano za to całą Messynę.

Don Pedro i Leonato wdają się w rozmowę na stronie. BEATRYCZE

Dziwię się, że wciąż ci się chce gadać, signor Benedicku. Nikt cię przecież nie słucha.

BENEDICK

Kogóż to ja widzę — moja droga signorina Pogarda! Jak to, pani wciąż żyje?

BEATRYCZE

Czyż pogarda może umrzeć, jeżeli syci się strawą tak po- żywną jak signor Benedick? Najwykwintniejsza Dworność zmienia się w Pogardę, gdy ty przed nią stajesz.

BENEDICK

Dwornością nazywasz zatem chorągiewkę na dachu? Ale to rzecz stwierdzona, że uwielbiają mnie wszystkie kobiety — wszystkie z wyjątkiem ciebie. A ja mogę tylko pragnąć, aby serce w mej piersi nie było aż tak niewzruszone, bo — prawdę mówiąc — nie kocham żadnej.

BEATRYCZE

A to doprawdy niebywały uśmiech losu dla kobiet! Nie muszą przynajmniej znosić twoich trudnych do zniesienia zalotów. Co do mnie, składam dzięki Bogu i własnej zimnej krwi, że pod tym względem jesteśmy z tobą podobnego usposobienia. Wolałabym słuchać psa ujadającego na wronę niż mężczyzny ślubującego mi miłość.

BENEDICK

Oby Bóg ci pozwolił trwać w tym nastroju, pani! Przynaj- mniej ten czy ów szlachcic nie będzie obnosił twarzy roz- drapanej twoimi pazurami.

BEATRYCZE

Takiej twarzy jak twoja nawet ślady pazurów nie mogą bar- dziej oszpecić.

BENEDICK Każda papuga wiele by skorzystała z twoich lekcji wymowy. BEATRYCZE

Wolę już język ptasi niż taki jak twój — zdatny jedynie dla czworonogów.

BENEDICK

Gdybyż to mój koń był tak rączy i niezmordowany jak twój język! Ale cwałuj sobie dalej w imię Boże — ja już skoń- czyłem.

BEATRYCZE

Chomąto za ciężkie, co? Wiecznie ta sama wymówka. Znam cię, panie, nie od dziś.

DON PEDRO

Tak się sprawa przedstawia, Leonato. — Signor Claudio i signor Benedicku, mój drogi przyjaciel Leonato zaprasza nas wszystkich. Mówię mu, że zabawimy tu co najmniej miesiąc, a on modli się serdecznie, aby jakaś przyczyna zatrzymała nas na dłużej. Odważyłbym się przysiąc, że nie jest w tej modlitwie obłudnikiem: płynie ona istotnie z głębi serca.

LEONATO

Gdybyś, książę, taką przysięgę rzeczywiście złożył, nie po- pełniłbyś krzywoprzysięstwa.

Do Don Juana:

Pozwól, że cię powitam, panie, i pogratuluję pogodzenia się z księciem, twym bratem. Winien ci jestem wszelkie służby.

DON JUAN Dziękuję. Słów używam oszczędnie, ale dziękuję. LEONATO Wasza Łaskawość zechce ruszyć przodem? DON PEDRO Podaj mi dłoń, Leonato. Pójdziemy w pierwszej parze. Wychodzą wszyscy poza Benedickiem i Claudiem. CLAUDIO Zwróciłeś uwagę na córkę signora Leonato? BENEDICK Rzuciłem na nią okiem, ale mi w to oko nie wpadła. CLAUDIO Cóż za skromność w tym dziewczęciu! Prawda? BENEDICK

Czy pytasz, jak człowiekowi uczciwemu przystoi, o moją prostą i szczerą opinię, czy też mam ci odpowiedzieć w swojej zwykłej manierze przysięgłego wroga płci nie- wieściej?

CLAUDIO Nie, powiedz trzeźwo i po prostu, co sądzisz. BENEDICK

No cóż, sądzę, że na niebotyczne pochwały jest za niska, na wyrazy olśnienia ma zbyt ciemną cerę, a na ogromne zachwyty jest zbyt drobna. Tyle tylko mogę jej przyznać, że gdyby była inna niż jest, byłaby nieładna, a ponieważ nie jest inna niż jest, widocznie nie jest w moim guście.

CLAUDIO

Myślisz, że mówię żartem. Proszę cię, powiedz serio, jak ci się podoba.

BENEDICK A czemu się tak dopytujesz? Chcesz ją kupić? CLAUDIO

Czym zapłaciłbym za taki klejnot? Świata całego byłoby za mało.

BENEDICK

Przeciwnie, wystarczyłoby, i jeszcze w dodatku dostałbyś puzderko, żeby w nim ten klejnot trzymać. Ale czy ty mó- wisz poważnie? Czy raczej bawisz się w szydercę, głosząc umyślnie nonsensy, na przykład że Kupidyn był bystrookim łowcą zajęcy, a Hefajstos wybornym cieślą? Powiedz, w ja- kiej tonacji zacząć, żeby się włączyć w twoją śpiewkę?

CLAUDIO

W moich oczach jest to najśliczniejsze dziewczę, jakie w ży- ciu widziałem.

BENEDICK

Moje oczy wciąż jeszcze widzą dobrze bez okularów, a przecież nic takiego nie spostrzegły. Co innego jej kuzy- nka: gdyby nie była taką opętaną furiatką, górowałaby nad nią urodą jak pierwszy dzień maja góruje nad ostatnim grud- nia. Mam nadzieję, że nie nęci cię stan małżeński? A może nęci?

CLAUDIO

Przysiągłem, że mnie nigdy nie znęci; a jednak, gdyby to Hero zechciała mnie poślubić, wątpię, czy dotrzymałbym słowa.

BENEDICK

Do tego więc doszło? Do licha, czy nie ma na świecie czło- wieka, który by nosił nakrycie głowy, żeby się nie zazię- bić, a nie żeby ukryć rogi? Czy nigdy nie zobaczę kawa- lera po sześćdziesiątce? A idźże do diaska! Jeśli koniecznie chcesz dać kark pod jarzmo, to noś jego odciski na skórze i spędzaj niedziele na łonie rodziny, ziewając od rana do wieczora. Spójrz, Don Pedro wrócił i rozgląda się za tobą.

Wchodzi Don Pedro. DON PEDRO

Co to za sekret tak was zatrzymał, że nie poszliście za nami do Leonata?

BENEDICK

Dyskrecja nie pozwala mi odpowiedzieć, ale jeżeli Wasza łaskawość wyda rozkaz...

DON PEDRO Mów — rozkazuję ci jako lojalnemu poddanemu. BENEDICK

Hrabio Claudio — sam słyszałeś. Potrafię dochować se- kretu jak niemowa — przynajmniej chciałbym, aby tak o mnie sądzono — ale lojalność wobec władcy, sam rozu- miesz, lojalność wobec władcy!... Otóż Claudio jest zako- chany. W kim? To pytanie powinien zadać Wasza Łaska- wość. Claudio w odpowiedzi wyjawi zresztą niedużo, bo też nieduża wzrostem jest córka Leonata, Hero, w której się zakochał.

CLAUDIO

Gdyby tak się rzecz miała, właśnie tak by ją Benedick wy- paplał.

BENEDICK Jak w tej starej bajdzie, książę: „Nieprawda, że tak było, i nieprawda, że nie było, ale broń Boże, żeby miało być!" CLAUDIO

Jeśli moje uczucie wkrótce się nie odmieni, będę się raczej modlił: „Broń Boże, żeby miało być inaczej!"

DON PEDRO

Amen — jeśli rzeczywiście ją kochasz, bo panna warta tego, i to bardzo.

CLAUDIO Mówisz to, książę, aby wydobyć ze mnie wyznanie. DON PEDRO Słowo honoru — mówię, co myślę. CLAUDIO I ja mówię, co myślę — słowo szlachcica. BENEDICK

I ja to samo — słowo podwójnego honoru szlachcica do drugiej potęgi.

CLAUDIO Miłość do niej naprawdę czuję. DON PEDRO A ja naprawdę wiem, że jest tego warta. BENEDICK

A ja ani nie czuję, żeby ją trzeba było kochać, ani nie wiem, za co ją tak cenić — ale tego przekonania, czy ra- czej braku przekonania, nie wyjawię, choćby mnie żywcem palono. Zginę wraz z nim na stosie.

DON PEDRO

Zawsze byłeś zatwardziałym heretykiem w swojej pogar- dzie dla piękności.

CLAUDIO

I dawno byś się wyrzekł tej herezji, gdyby nie upór i zła wola.

BENEDICK

Za to, że mnie kobieta poczęła, jestem wdzięczny; za to, że mnie wychowała, składam podobnie pokorne dzięki. Ale kobiety muszą mi wybaczyć, że nie mam wielkiej ochoty, aby wyrastało mi z czoła coś w rodzaju rozgałęzionego wieszaka. A ponieważ nie chcę krzywdzić ich wszystkich okazując brak zaufania jednej z nich, najlepiej wyjdę na tym, że nie zaufam żadnej. Konkluzja: dokonam żywota jako kawaler, ale przynajmniej zaoszczędzę mnóstwo pieniędzy na różne przyjemności, które mi tę smutną dolę osłodzą.

DON PEDRO Zanim skonam, jeszcze cię zobaczę bladego z miłości. BENEDICK

Z gniewu, z choroby, z głodu — może, ale nie z miłości. Jeśli dowiedziesz, książę, że wychudłem z miłości bardziej niż utyłem z obżarstwa — możesz mi wykłuć oczy piórem jakiegoś satyryka i powiesić mnie na drzwiach zamtuza w charakterze ślepego Kupidyna.

DON PEDRO

Dobrze, ale jeśli kiedyś zaprzesz się tej wiary, nie dziw się, że cię wezmą na języki.

BENEDICK

Jeśli się tego dopuszczę, zawieś mnie w koszyku jak kota i niech się na mnie ćwiczą łucznicy; a tego, który mnie tra- fi, niech poklepią po ramieniu i dadzą mu przezwisko Ro- bin Hood.

DON PEDRO

Cóż, zobaczymy, co czas przyniesie. Jak to mówią, z cza- sem i dziki byk podźwignie jarzmo.

BENEDICK

Dziki byk — może; lecz jeśli podźwignie je roztropny Be- nedick, wyrwij bykowi rogi i przytwierdź mi je do czoła, a potem niech mnie wymalują na jakimś bohomazie i wiel- kimi literami, tak jak na szyldach „Dobry koń do wynaję- cia", niech podpiszą: „Benedick, człowiek żonaty".

CLAUDIO

Jeśli coś takiego się wydarzy, twoja rogata dusza tego nie ścierpi.

DON PEDRO

O, nie: jeżeli tylko Kupidyn nie wystrzelał całego kołczanu w Wenecji, tym mieście miłosnych swawoli, wkrótce za- drżysz, przebity jego strzałą.

BENEDICK Prędzej ziemia zadrży nam pod nogami. DON PEDRO

Z biegiem godzin zmiękniesz. Tymczasem, mój miły panie, ruszaj do Leonata. Pokłoń mu się ode mnie i powiedz, że na wieczerzę stawię się punktualnie; bo też w istocie po- czynił wielkie przygotowania.

BENEDICK

Do tak skomplikowanej misji oby starczyło mi bystrości! A zatem polecam szanownych panów...

CLAUDIO

Opiece Opatrzności. Dan w domu moim, gdybym posiadał takowy...

DON PEDRO

Dnia szóstego lipca roku bieżącego, Twój całym sercem oddany Benedick.

BENEDICK

Nie kpijcie sobie, nie kpijcie. Cała ta wasza rozmowa to nic tylko ozdobne falbanki ponaszywane bez ładu i składu. Zanim znów zaczniecie przedrzeźniać stare formułki, zasta- nówcie się, czy sami jesteście bez winy. Z tym was pozo- stawiam.

Wychodzi. CLAUDIO Władco mój, wyświadcz mi dziś jedną łaskę. DON PEDRO Sercu mojemu — które tak ci sprzyja — Daj tylko parę pouczeń, a ujrzysz, Jak pilnie chłonie najtrudniejszą lekcję, Byle ci pomóc. CLAUDIO Czy pan Leonato Ma syna? DON PEDRO Nie ma. Hero to jedyna Dziedziczka. Kochasz ją naprawdę, Claudio? CLAUDIO Panie mój, gdyśmy ruszali z Messyny Na te niedawno zakończone boje, Patrzyłem na nią z lubością, lecz okiem Żołnierza, który misję ma pilniejszą Niż przekształcanie słowa „lubość" w „miłość". Lecz dziś, gdym wrócił, do pokojów serca, Z których wyniosły się myśli o wojnie, Tłoczą się czułe, łagodne tęsknoty, A każda szepcze, jak piękna jest Hero, Jak mnie urzekła przy pierwszym spotkaniu. DON PEDRO Już wkrótce będziesz, jak każdy kochanek, Grzebać słuchacza pod lawiną słów. Jeżeli kochasz Hero, rad bądź z tego; Ja zaś oznajmię to jej i jej ojcu — Finał: jest twoja. Czy nie ten epilog Miałeś na względzie, zaczynając snuć Swoją opowieść? CLAUDIO Jak zręcznie pomagasz Miłości, po jej symptomach poznając, Że na nią cierpię! Lecz żeby mój wybór Nie wydał się zbyt nagły, dodam parę Wyjaśnień w formie dłuższego traktatu. DON PEDRO Po cóż most dłuższy niż szerokość rzeki? Darem najlepszym — rzecz, której naprawdę Potrzebujemy. Cokolwiek pomaga Sprawie, jest dobre. Faktem jest, że kochasz: Dobrze, sporządzę lek na tę przypadłość. Wieczorem będzie tu — jak słyszę — bal; Odegram na nim w przebraniu twą rolę; Uroczej Hero szepnę: „Jestem Claudio"; Treść twego serca przeleję w jej łono, Słuch jej zniewolę siłą i szczerością Miłosnych wyznań. Potem — powiem wszystko Jej ojcu. Wreszcie — Hero będzie twoja. Wcielmy to wszystko w czyn bez chwili zwłoki. Wychodzą.

William Shakespeare, Wiele hałasu o nic, [w:] tenże, Wiele hałasu o nic, Wieczór Trzech Króli albo co chcecie, przeł. Stanisław Barańczak, „W drodze”, Poznań 1994, s. 5-160.

Plik zabezpieczony

Typ: application/pdf

Rozmiar: 67.40 MB

William Shakespeare, Akt pierwszy, scena pierwsza, [w:] tenże, Wiele hałasu o nic, Wieczór Trzech Króli albo co chcecie, przeł. Stanisław Barańczak, „W drodze”, Poznań 1994, s. 11-26.

TEI XML

Typ: text/html

Rozmiar: 0.04 MB

Autor

Shakespeare, William (1564-1616)

Tytuł ujednolicony pol.

Wiele hałasu o nic

Tytuł ujednolicony oryg.

Much Ado about Nothing

Tytuł kolekcji

Wiele hałasu o nic

Tytuł przekładu

Wiele hałasu o nic

Rok wydania

1994

Rok powstania

1990-2000

Miejsce wydania

Poznań

Miejsce powstania

Cambridge, MA

Wydawca

"W Drodze"

Źródło skanu

Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego

Lokalizacja oryginału

Open Source Shakespeare (OSS)

Wiele hałasu o nic

Tytuł ujednolicony pol.

Wiele hałasu o nic

Tytuł ujednolicony oryg.

Much Ado about Nothing

Źródło skanu

Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego

Tłumacz

Barańczak, Stanisław (1946-2014)

Stanisław Barańczak (1946–2014) był poetą, tłumaczem i krytykiem literackim. Przełożył w latach 1990–2001 dwadzieścia pięć dramatów Shakespeare’a, jak również znaczną...