William Shakespeare, Akt I. Scena I, [w:] tenże, Druga część dziejów króla Henryka IV, przeł. Maciej Słomczyński, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1987, s. 12–21.

<title type="main">Druga część dziejów króla Henryka IV Henryk IV, część 2 William Shakespeare Autor przekładu Słomczyński, Maciej (1920-1998) Wydawnictwo Literackie Kraków
AKT I
Scena 1 Miejsce to samo. Wchodzi LORD BARDOLPH. LORD BARDOLPH Hej, kto tu w bramie straż trzyma? Wchodzi Odźwierny. Gdzie hrabia? ODŹWIERNY Jak zapowiedzieć cię? LORD BARDOLPH Powiedz hrabiemu, Że oczekuje go tutaj lord Bardolph. ODŹWIERNY Pan hrabia właśnie wyszedł do ogrodu. Wasza czcigodność niech zastuka w furtę, A sam odpowie. Wchodzi NORTHUMBERLAND. LORD BARDOLPH Hrabia sam nadchodzi. Wychodzi Odźwierny. NORTHUMBERLAND Jakie są wieści, lordzie Bardolph? Każda Chwila być winna matką krwawych czynów. To dzikie czasy: spór jak koń nażarty Bogatą paszą wyrwał się ze stajni, Tratując wszystko przed sobą. LORD BARDOLPH Szlachetny Hrabio, przynoszę pewne wieści z Shrewsbury. NORTHUMBERLAND Dobre, Bóg łaskaw! LORD BARDOLPH Tak dobre, jak tylko Serce zamarzyć może. Król jest ranny Śmiertelnie, a twój syn miał szczęście zabić Księcia Henryka. Obydwaj Bluntowie Zginęli z ręki Douglasa, młodziutki Książę John, a z nim Westmoreland i Stafford Umknęli z pola. Wieprz Henryka Monmouth, Opasły sir John, pojmany w niewolę Przez twego syna. O, nigdy takiego Dnia, z takim bojem, taką zajadłością, Z takim zwycięstwem pięknym nie widziano I nie ozdobił nigdy żadnych innych Czasów od pory tryumfów Cezara! NORTHUMBERLAND Skąd są te wieści? Widziałeś plac boju? Przybywasz z Shrewsbury? LORD BARDOLPH Panie mój, mówiłem Z pewnym człowiekiem, który przybył stamtąd, Szlachcicem godnym i dobrego rodu, Który mi ręczył, że to wieść prawdziwa. NORTHUMBERLAND Wraca mój sługa Travers; w zeszły wtorek Kazałem jechać mu i szukać nowin. Wchodzi TRAVERS. LORD BARDOLPH Panie mój, ja go prześcignąłem w drodze; Godniejszych wiary wieści nie przynosi Niż te, o których zasłyszał ode mnie. NORTHUMBERLAND Jaką wieść dobrą przynosisz, Traversie ? TRAVERS Sir John Umfrevile zawrócił mnie z drogi Wesołą wieścią. Miał lepszego konia I mnie przegonił. Zaraz po nim przygnał Szlachcic kłujący konia ostrogami, Niemal półżywy z pośpiechu. Zatrzymał Przy mnie wierzchowca skrwawionego, pragnąc Dać mu wypocząć. Zapytał o drogę Do Chester; a ja o nowiny z Shrewsbury. Rzekł, że rebelii się nie poszczęściło I że ostygła ostroga młodego Henryka Percy. Wyrzekłszy te słowa, Wbił pięty zbrojne, aż po kółka ostróg, W dyszące boki strudzonego konia. Gdy ruszył, zdawał się połykać drogę I pytać go już nie mogłem. NORTHUMBERLAND Co? Powtórz! Rzekł, że ostygła ostroga Henryka Percy? Z Gorącej Ostrogi zmieniony W Zimną Ostrogę? I że się rebelii Nie poszczęściło? LORD BARDOLPH Powiem tylko, panie: Jeśli lord, syn twój młody, nie zwyciężył, Klnę się na honor, że oddam baronię Za sznur jedwabny. Nie myśl o tym nawet. NORTHUMBERLAND Więc czemu szlachcic jadący z Traversem Miałby podawać szczegóły porażki? LORD BARDOLPH Kto? On? To jakiś byle jaki człowiek; Pewnie skradł konia, którego dosiadał. Mówił, co ślina na język przyniosła. Życie dam za to. Lecz spójrz, nowe wieści. Wchodzi MORTON. NORTHUMBERLAND Twarz jego, niby tytułowa strona, Zdradza naturę tragicznego tomu. Tak brzeg wygląda, gdy wzburzone wody Zostawią na nim świadectwo swych szturmów. Powiedz, Mortonie, czy powracasz z Shrewsbury? MORTON Uciekłem z Shrewsbury, mój szlachetny panie, Gdzie nienawistna śmierć włożyła maskę Najohydniejszą, by przerazić naszych. NORTHUMBERLAND A syn i brat mój, jakże się miewają? Drżysz, a twe lico zbielałe wykłada Poselstwo twoje lepiej, niż ty możesz. A taki właśnie człowiek, półomdlały, Tak pozbawiony ducha, osłupiały, Jak trup wybladły i pełen zgryzoty, Wśród głuchej nocy odsunął zasłonę Łoża Priama i byłby powiedział, Że Troja płonie; lecz Priam odnalazł Prędzej ów pożar niż tamten swój język; Jak ja, nim rzekłeś, ujrzałem śmierć mego Percy'ego. Tak byś powiedział: „Dokonał Takich to, albo innych, czynów syn twój; A brat twój takich; a tak oto walczył Szlachetny Douglas" — żywiąc głodne uszy Ich walecznymi czynami, by wreszcie Zabić me uszy i zdmuchnąć westchnieniem Wszystkie pochwały, kończąc: „Brat, syn, wszyscy Nie żyją". MORTON Douglas żyje; także brat twój; Lecz syn twój, hrabia — NORTHUMBERLAND Tak, mój syn nie żyje. Jak szybko umie mówić podejrzenie! Ten, kto się lęka i nie chce dowiedzieć, Wie instynktownie z cudzego spojrzenia, Że nastąpiło to, czego się lękał. Lecz mów, Mortonie; i powiedz hrabiemu, Że kłamią jego przeczucia; ja przyjmę To jako słodką niesławę, a ciebie Zrobię bogaczem za taką zniewagę. MORTON Zbyt wielki jesteś, bym ci się sprzeciwiał, Przeczucia twoje są nazbyt prawdziwe, Jest w lęku twoim zbyt wiele pewności. NORTHUMBERLAND Lecz niech to wszystko nie każe ci mówić, Ze Percy zginął. Widzę w twoim oku Skryte wyznanie. Tak potrząsasz głową, Jak gdybyś sądził, że niebezpieczeństwo Lub grzech ci przynieść może prawdomówność. Jeśli zabity, powiedz. Nie uwłacza Zmarłemu język, który śmierć ogłosi; Ten tylko grzeszy, kto znieważa zmarłych, Nie ten, kto mówi, że zmarły nie żyje. Lecz ten, kto pierwszy złe wieści przyniesie, Niewiele zyska, a głos jego będzie Już zawsze odtąd brzmieć jak dzwon żałobny, Który bił wówczas, gdy bliski odchodził. LORD BARDOLPH Nie wierzę, panie, aby syn twój poległ. MORTON Przykro mi, że cię zmuszę, byś uwierzył Temu, co oby Bóg nie dał mi ujrzeć. Jednak widziałem to na własne oczy: Gdy omdlewając, cały krwią zbroczony, Odpierał ciosy Henryka Monmoutha, Którego wściekłość powaliła prędko Percy'ego, dotąd nie pokonanego, I żywy już się nie podźwignął z ziemi. By rzec to krótko: kiedy wieść o śmierci Tego, którego duch wzniecał płomienie Nawet w najtępszym chłopie jego armii, Raz się rozeszła, zgasł ogień i zapał Najodważniejszych. Gdyż to jego kruszec Hartował wszystkich zwolenników; teraz Bez niego wszystkie ostrza ich opadły I zgięły niby tępy, miękki ołów, A że to, co jest cięższe, prędzej leci, Gdy się je popchnie, tak i nasi ludzie Po ciężkiej stracie Gorącej Ostrogi Dodali do tej wagi prędkość lęku, Że strzały prędzej nie mknęły do celu Niż nasze wojsko, które mknęło z pola W poszukiwaniu bezpiecznej kryjówki. Wówczas szlachetny Worcester wpadł w niewolę, A ów Szkot Douglas, tak wściekły i krwawy, Który swym mieczem niestrudzonym zabił Trzech sobowtórów przebranych za króla, Zaczął odwagę tracić i podzielił Hańbę tych, którzy pokazali plecy. Wzięto go, gdy się potknął uciekając. By podsumować: król odniósł zwycięstwo I wysłał prędko siły przeciw tobie, Panie mój; wiedzie je młody Lancaster Wraz z Westmorelandem. Oto wszystkie wieści. NORTHUMBERLAND Będzie dość czasu, by to opłakiwać. Jest lek w truciźnie i gdyby to były Dobre nowiny, zasłabłbym zapewne. Lecz te słabego uzdrowiły nieco. Jak ów nieszczęśnik, gorączką trawiony, Którego członki jak słabe zawiasy Gną się pod własnym ciężarem, lecz nagle Atak szaleństwa płomienny wyrywa Go niespodzianie z ramion opiekunów, Tak moje członki, osłabione bólem, A teraz tknięte szałem z bólu, mają Potrójną siłę. Precz, niemęskie szczudło! Niech rękawica o stalowej łusce Dłoń tę okryje. Precz, nocna czapeczko! Jesteś zbyt płochą osłoną dla głowy, W którą chcą godzić zwycięscy książęta. Opaszcie czoło me żelazem; niechaj Przyjdzie najgorsza z godzin, jaką mogą Czas i nienawiść dzisiaj przeciwstawić Rozwścieczonemu Northumberlandowi! Niechaj Niebiosa upadną na ziemię! Niech dłoń Natury nie wstrzymuje wściekłej Fali potopu! Niech ład wszelki skona! I niechaj świat ten nie będzie już sceną Żywiącą sporów powolne wzrastanie, Lecz niechaj w piersiach wszystkich duch panuje Pierworodnego Kaina, by każde Serce wybrało krwawą drogę. Wówczas Ta dzika scena wreszcie się zakończy I mrok zostanie grabarzem umarłych! LORD BARDOLPH Tak się unosząc krzywdzisz siebie, panie. MORTON Panie najsłodszy, nie odrywaj swojej Czci od mądrości. Żywot wszystkich twoich Współtowarzyszy, którzy cię miłują, Od twego zdrowia jest zależny, które Jeśli się poddasz burzliwej wściekłości, Musi chcąc nie chcąc podupaść i zmarnieć. Szlachetny panie, musiałeś rozważyć Następstwa wojny, obliczyłeś wszystkie Jej możliwości, zanim powiedziałeś „Zbierajmy wojska!" I przewidywałeś, Że może syn twój paść w nawale ciosów. Wiedziałeś także, że po ostrzu miecza Zwykł się przechadzać nad niebezpieczeństwem I łatwiej może runąć, niż je przebyć; Wiesz, że miał ciało, które można zranić, A duch gorący unosił go wszędzie Tam, gdzie najbardziej było niebezpiecznie. A przecież rzekłeś „Ruszaj!" i nie mogła Żadna obawa, choćby najsilniejsza, Przełamać owych upartych zamierzeń. Cóż więc się stało i co nam odkryło Owo zuchwałe nasze przedsięwzięcie Nad to, co było tak prawdopodobne? LORD BARDOLPH Każdy z nas, w klęskę ową zamieszanych, Wiedział, ruszając na tak groźne morze, Że jedną tylko szansę ma na dziesięć, Aby ujść z życiem, lecz każdy wyruszył Mając na myśli obiecaną korzyść I tłumiąc myśli o niebezpieczeństwie; A że pobito nas, ruszymy znowu. Pójdźcie, poświęćmy ciała swe i dobra. MORTON Już czas najwyższy. I, szlachetny panie, Wiem to z pewnością i za wieść tę ręczę, Że najłaskawszy arcybiskup Yorku Wyruszył właśnie, wiodąc wielkie siły. Jest on człowiekiem, który swych stronników Wiąże podwójną rękojmią, gdy syn twój Miał tylko ciała, cienie i obrazy Ludzi, z którymi ruszył w bój. Gdyż słowo „Rebelia" czyny ich ciał odrywało Od duszy. A więc walczyli niechętnie, Jak ludzie, którym każą pić lekarstwo. Tylko ich oręż zdawał się nas wspierać, Ale ich ducha i dusze mroziło Słowo „rebelia" — niby ryby w stawie. Lecz teraz biskup zmienia bunt w religię. Wierzą, że szczery jest i świątobliwy, Więc idą za nim i ciałem, i duszą, A on pobudza swój bunt krwią dobrego Króla Ryszarda, zmytą z głazów Pomfret. Swój bój i sprawę wyprowadza z Nieba Mówiąc, że ruszył za ten kraj skrwawiony I konający w jarzmie Bolingbroke'a. Wielcy i mali schodzą się do niego. NORTHUMBERLAND Wiedziałem o tym, ale, by rzec szczerze, Żałość dzisiejsza starła to z umysłu. Wejdźmy i niechaj każdy szuka rady, Jak się najlepiej uchronić i pomścić. Niezwłocznie gońców i listy rozesłać. Przyjaciół nowych może pozyskamy; Tak wielu trzeba, tak niewielu mamy. Wychodzą.

William Shakespeare, Druga część dziejów króla Henryka IV, przeł. Maciej Słomczyński, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1987.

Plik zabezpieczony

Typ: application/pdf

Rozmiar: 70.34 MB

William Shakespeare, Akt I. Scena I, [w:] tenże, Druga część dziejów króla Henryka IV, przeł. Maciej Słomczyński, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1987, s. 12–21.

TEI XML

Typ: text/html

Rozmiar: 0.02 MB

Autor

Shakespeare, William (1564-1616)

Tytuł ujednolicony pol.

Henryk IV, część 2

Tytuł ujednolicony oryg.

Henry IV, Part II

Tytuł kolekcji

Henryk IV, część 2

Tytuł przekładu

Druga część dziejów króla Henryka IV

Rok wydania

1987

Rok powstania

1980-1990

Miejsce wydania

Kraków

Miejsce powstania

Kraków

Źródło skanu

Zbiory prywatne

Lokalizacja oryginału

Open Source Shakespeare (OSS)

Druga część dziejów króla Henryka IV

Tytuł ujednolicony pol.

Henryk IV, część 2

Tytuł ujednolicony oryg.

Henry IV, Part II

Źródło skanu

Zbiory prywatne

Tłumacz

Słomczyński, Maciej (1920-1998)

Maciej Słomczyński (1922–1998) był tłumaczem, dramaturgiem i prozaikiem, autorem literatury sensacyjnej. Jako pierwszy na świecie przełożył całość twórczości Shakespeare’a, w...