William Shakespeare, Akt pierwszy, scena pierwsza, [w:] tenże, Król Henryk Ósmy, przeł. Zofia Siwicka, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1973, s. 11–21

<title type="main">Król Henryk Ósmy Henryk VIII William Shakespeare Autor przekładu Siwicka, Zofia (1894-1982) Państwowy Instytut Wydawniczy Warszawa
AKT PIERWSZY
SCENA PIERWSZA Londyn. Pokój w pałacu. chodzą z jednych drzwi Książę Norfolk, z drugich Książę Buckingham i Lord Abergavenny. BUCKINGHAM Dzień dobry. Miłe spotkanie. Cóż, jakże Miewasz się, panie, odkąd cię widziałem We Francji? NORFOLK Dzięki ci, dobrze. Wciąż jestem Pełen podziwu dla tego, com widział. BUCKINGHAM Mnie nagła febra uwięziła w domu. Gdy dwaj synowie chwały, słońca świata W dolinie Andren wzajem się spotkali. NORFOLK Pomiędzy Guines a Arde. Ja tam byłem. Widziałem, jak się już z konia kłaniali, A zsiadłszy, zwarli, zrośnięci w uścisku. Gdyby się zrośli naprawdę, czyż nawet I czterech królów mogłoby dorównać Tak potężnemu? BUCKINGHAM Ja przez ten czas tkwiłem, Jak więzień w domu. NORFOLK Straciłeś więc obraz Ziemskiej świetności. Można by powiedzieć, Że przepych dotąd był samotny, ale Teraz poślubił wspanialszą istotę. Dzień każdy zawsze zaćmiewał poprzedni, Ostatni wreszcie skupił cuda wszystkich. Dzisiaj Francuzi, błyszcząc złotem, niby Pogańskie bożki przyćmiewają Anglię, Jutro Brytania zamienia się w Indie: Każdy lśni niby kopalnia diamentów. Karzełki-pazie połyskują złotem Jak cherubinki. Tak samo i damy, Niezwykłe trudów, pod ciężarem strojów Pocą się prawie, aż im od wysiłku Barwi się liczko. Dzisiaj widowisko Zwą niezrównanym, jutrzejsze je zmienia W nędzną parodię. Obydwaj królowie Równym lśnią blaskiem, lecz obecny zawsze Mocniej jaśnieje niźli nieobecny. Kogo się widzi, tego się i chwali. Kiedy są razem, wszyscy powiadają, Że: „widzą jedną osobę", i żaden Śmiałek nie waży się ich porównywać. A gdy te słońca (tak ich nazywają) Przez swych heroldów wezwały do boju Dzielnych rycerzy, dokonali czynów Pojęcie ludzkie przechodzących. Wówczas Nawet i baśnie zdały się prawdziwe I można było uwierzyć w Bevisa. BUCKINGHAM To już przesada. NORFOLK Na rod mój szlachetny, Honor, uczciwość, i najlepszy mówca Przecież uroni coś z tego, co tylko Sam czyn jest w stanie wyrazić. Lecz wszystko Było królewskie, nikt w niczym nie bruździł, Porządek każdą rzecz czynił piękniejszą, Służba gorliwie pełniła swe funkcje. BUCKINGHAM A któż kierował? Kto wprawiał w ruch ciało I wszystkie członki tej wielkiej zabawy? Jak ci się zdaje? NORFOLK Ktoś, po kim się wcale Nie można tego spodziewać. BUCKINGHAM Ktoż taki? NORFOLK Wszystko to pięknie, przemyślnie urządził Sam przewielebny nasz kardynał Yorku. BUCKINGHAM A niech go diabli! Nie ma żadnej rzeczy, W której pyszałek nie maczałby palców. Co mu się mieszać do tych płochych uciech? Dziw, że ta bryła sadła może sobą Zasłaniać zbawcze promienie słoneczne I nie dopuszczać do ziemi. NORFOLK Masz rację. Sam w sobie, widać, ma bodźce do tego, Bo się nie może opierać na przodkach, Co sławą znaczą potomkom swym drogę. Ani go wielkie czyny wywyższyły, Ani też pomoc możnych sprzymierzeńców, Ale jak pająk snując pajęczynę Z samego siebie pokazał, że drogę Utorowała mu własna zasługa, Ów dar niebiosów, który mu kupuje Następne miejsce po królu. ABERGAVENNY Ja nie wiem, Co mu tam dało niebo, niechaj jakieś Baczniejsze oko w to wejrzy, lecz widzę, Że wciąż i zewsząd wyziera zeń pycha. Skąd się w nim bierze? Jeżeli nie z piekła, Diabeł jest skąpcem lub rozdał już wszystko, A on zakłada nowe piekło w sobie. BUCKINGHAM Czemuż, u diabła, bez wiedzy królewskiej, Sam powyznaczał, kto ma z nim pojechać Do Francji? Wciągnął na listę swą szlachtę Przeważnie taką, na którą chciał włożyć Wielkie ciężary za małe honory. Bez zgody Rady własnym pismem zmuszał Wyznaczonego, ażeby się stawił. ABERGAVENNY Ja sam mam krewnych, co najmniej trzech, którzy Tak nadszarpnęli przez to swój majątek, Że już do dawnej fortuny nie wrócą. BUCKINGHAM O, wielu grzbiety połamało, kładąc Na ową podróż całą włość na plecy. Cóż ta rozrzutność przyniosła? Najlichsze Dała owoce. NORFOLK Zważywszy to, myślę, Że pokój z Francją niewart jest tych kosztów, Które pochłonął. BUCKINGHAM Kiedy potem przyszła Straszliwa burza, każdy był prorokiem, I wszyscy zgodnie jęli przepowiadać, Że burza, szarpiąc osłonę pokoju, Zagraża natychmiastowym zerwaniem. NORFOLK Tak się i stało. Francja go zerwała I zatrzymała towar naszych kupców W Bordeaux. ABERGAVENNY Czy za to ów areszt domowy Ambasadora? NORFOLK A jakże? Tak. ABERGAVENNY Ładny Traktat pokoju! I to za tak wielką Kupiony cenę! BUCKINGHAM Ano, całą sprawę Prowadził sam nasz wielebny kardynał. NORFOLK Posłuchaj, panie! Osoba u steru Siedzi prywatny twój spór z kardynałem. Radzę ci (przyjm to, gdyż radzę ci z serca, Co dba o honor twój i bezpieczeństwo), Byś oprócz złości kardynała także Widział i władzę. Pamiętaj, że czego Zapragnie jego nienawiść, wykona Jego potęga. Znasz jego naturę Oraz jej mściwość, a wiem, że miecz jego Ma groźne ostrze, jest długi i ponoć Sięga daleko. A gdzie nie dosięgnie. Tam go kardynał jak strzałę wypuszcza. Weź moją radę do serca, zobaczysz. Zdrowa to rada. Patrz, zbliża się skała. Którą ci radzę omijać. Wchodzi Kardynał Wolsey. Służba niesie przed nim worek z wielką pieczęcią. Za nim kilku ze straży i dwaj sekretarze z papie- rami. Kardynał przechodząc zatrzymuje wzrok na Bucking- hamie, a Buckingham wpatruje się w niego. Obaj patrzą na siebie z wielką pogardą. WOLSEY A więc zarządca dóbr księcia Buckingham? Gdzie są zeznania jego? PIERWSZY SEKRETARZ Tutaj, panie. WOLSEY Czyli jest gotów stanąć osobiście? PIERWSZY SEKRETARZ Tak, wasza miłość. WOLSEY Dowiemy się więcej. Buckinghamowi zrzednie wtedy mina. Wychodzi Wolsey z orszakiem. BUCKINGHAM Ten pies rzeźnika ma jad w pysku, ja zaś Nie jestem w stanie włożyć mu kagańca, A więc najlepiej nie budzić psa ze snu. Żebracza mądrość lepsza niż krwi honor. NORFOLK Cóż to? Wzburzonyś? Proś Boga, by dał ci Cierpliwość. Jest to jedyne lekarstwo Na twą chorobę. BUCKINGHAM Wyczytałem z oczu, Że jest mym wrogiem. Spojrzał na mnie jak na Przedmiot pogardy. W tej chwili mi płata Jakiegoś figla, wszak poszedł do króla. Pójdę tam za nim i wzrokiem przebiję. NORFOLK Stój, lordzie! Niechaj prócz gniewu i rozum Zbada tę sprawę. By wspiąć się wysoko, Trzeba z początku powolnym iść krokiem. Ognisty rumak puszczony samopas Spala się, słabnie. Nikt w Anglii tak dobrze Mi nie poradzi jak ty, bądź dla siebie, Czym byś potrafił być dla przyjaciela. BUCKINGHAM Pójdę do króla. Ustami szlachcica Zagłuszę potwarz tego łotra z Ipswich Albo ogłoszę, że pomiędzy ludźmi Nie ma różnicy. NORFOLK Posłuchaj mej rady: Nie grzej dla wroga pieca aż tak mocno, Że cię samego osmali. Zbyt wielką Szybkością możesz przegonić i stracić To, za czym gonisz. Czyż nie wiesz, że ogień, Który podnosi płyn, aż się przeleje, Choć zda się zwiększać, tylko go marnuje? Posłuchaj rady. Powtarzam raz jeszcze: Nikt w całej Anglii pewniejszą cię ręką Nie pokieruje niżeli ty sam, Jeżeli rosą rozumu ugasisz Lub choć przytłumisz ogień namiętności. BUCKINGHAM Wdzięczny ci jestem, panie, i postąpię Wedle twej rady, ale ten pyszałek, A mówię o nim nie w zalewie żółci, Z szczerych motywów opartych na wieściach I na dowodach tak jasnych jak w lipcu Źródło, gdzie widać każdziutki kamyczek, Jest, wiem na pewno, nikczemny i zdrajca. NORFOLK Nie mów, że zdrajca. BUCKINGHAM Powiem to królowi. Dowód dam mocny jak skała. Posłuchaj: Ten święty lis czy też wilk, czy też oba, Bo bywa równie żarłoczny jak chytry, Skory do szkody i zdolny ją spełnić, Którego umysł i urząd nawzajem Jedną trucizną siebie zarażają, By się pokazać we Francji z tą sarną Co w kraju pompą, podsunął królowi Owo spotkanie, ów kosztowny traktat, Co tyle skarbów pochłonął, a potem Pękł jak kieliszek w płukaniu. NORFOLK To prawda. BUCKINGHAM Posłuchaj, proszę. Ten chytry kardynał Sam artykuły układu ułożył Wedle swej woli. Gdy rzekł: „Niech tak będzie", W lot zatwierdzono je z równym pożytkiem Jak umarłemu kadziło, lecz że to Zrobił kardynał, więc musi być dobrze, Bo wielki Wolsey nie może się mylić. A potem — nazwę to chyba szczenięciem Tej starej suki zdrady — cesarz Karol, By pono ciotkę, królowę, odwiedzić, Choć był to pozór, naprawdę chciał szepnąć Coś Wolseyowi, tu przybył z wizytą. Bał się, że sojusz Anglii z Francją mógłby Przez tę ich przyjaźń przynieść jakąś szkodę, Bo w ich przymierzu kryła się dlań groźba. Czyni więc tajny układ z kardynałem. O ile wiem zaś, a dobrze wiem, pewnym, Cesarz zapłacił, nim Wolsey obiecał. Stąd jego prośba została przyjęta, Zanim ją złożył. Lecz gdy drogę złotem Już wybrukował, zażądał, by Wolsey Zmienił łaskawie królewskie zamiary I zerwał pokój zawarty. Niech król Dowie się wreszcie — wkrótce i ode mnie — Jak to kardynał kupczy swym honorem I wedle woli sprzedaje dla własnej Tylko korzyści. NORFOLK Przykro mi to słyszeć. Wolałbym, żebyś się mylił choć trochę W opinii o nim. BUCKINGHAM Nie, ani na jotę. Na wszystko, o co go tutaj oskarżam, Mam ja dowody. Wchodzą Brandon, przed nim uzbrojony Sierżant i dwóch lub trzech strażników. BRANDON Wypełnij rozkaz, sierżancie! SIERŻANT W imieniu Panującego nam władcy i króla Książę Buckingham, hrabio Hereford, Stafford Oraz Northampton, aresztuję ciebie Za zdradę stanu. BUCKINGHAM Widzisz, mój milordzie. Jestem już w sieci. Zginę, uwikłany Zdradzieckim spiskiem. BRANDON Z żalem patrzę na to, Jak pozbawiają cię, panie, wolności, Czegom jest świadkiem. Wedle najwyższego Rozkazu masz iść do Tower. BUCKINGHAM Na próżno Dowodzić teraz mojej niewinności, Bo powleczono mnie już taką farbą, Że mą najbielszą biel w czarność zamieni. Niechaj się dzieje wola nieba w tym Jak i we wszystkim! Jestem jej posłuszny. O drogi lordzie Aberga'nny, żegnaj. BRANDON Nie, on ci musi towarzyszyć. do Abergavenny'ego Król Każe ci w Tower oczekiwać swoich Dalszych rozkazów. ABERGAVENNY Powiem tak jak książę: Niechaj się dzieje wola nieba; jestem Posłuszny memu królowi. BRANDON Mam rozkaz Aresztowania też lorda Montacute, Jana de la Car, spowiednika księcia, Gilberta Perka, zarządcę... BUCKINGHAM Wiadomo, Są to członkowie spisku. Mam nadzieję, Nikogo więcej. BRANDON I mnicha kartuza. BUCKINGHAM Co? Mikołaja Hopkinsa? BRANDON Tak, jego. BUCKINGHAM Rządca mych dóbr jest nikczemy. Przemożny Kardynał musiał pokazać mu złoto. Dni moje krótkie. Jestem Buckinghama Biednego cieniem, a teraz go właśnie Zasłania chmura, co nagle zaćmiła Me jasne słońce. Żegnaj mi, milordzie. Wychodzą.

William Shakespeare, Król Henryk Ósmy, przeł. Zofia Siwicka, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1973.

Pobierz PDF książki

Typ: application/pdf

Rozmiar: 47.96 MB

William Shakespeare, Król Henryk Ósmy, przeł. Zofia Siwicka, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1973.

Plik zabezpieczony

Typ: application/pdf

Rozmiar: 48.59 MB

William Shakespeare, Akt pierwszy, scena pierwsza, [w:] tenże, Król Henryk Ósmy, przeł. Zofia Siwicka, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1973, s. 11–21

TEI XML

Typ: text/html

Rozmiar: 0.02 MB

Autor

Shakespeare, William (1564-1616)

Tytuł ujednolicony pol.

Henryk VIII

Tytuł ujednolicony oryg.

Henry VIII

Tytuł kolekcji

Henryk VIII

Tytuł przekładu

Król Henryk Ósmy

Rok wydania

1973

Rok powstania

1970-1980

Miejsce wydania

Warszawa

Miejsce powstania

Warszawa

Źródło skanu

Zbiory prywatne

Lokalizacja oryginału

Open Source Shakespeare (OSS)

Król Henryk Ósmy

Tytuł ujednolicony pol.

Henryk VIII

Tytuł ujednolicony oryg.

Henry VIII

Źródło skanu

Zbiory prywatne

Tłumacz

Siwicka, Zofia (1894-1982)

Zofia Siwicka (1894–1982) studiowała anglistykę i polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, w 1919 r. uzyskała stopień doktora na podstawie rozprawy o...