William Szekspir, Akt pierwszy. Scena pierwsza, [w:] tenże, Dwaj panowie z Werony, przeł. Zygmunt Kubiak, PIW, Warszawa 1958, s. 13–22.

<title type="main">Dwaj panowie z Werony Dwaj panowie z Werony William Shakespeare Autor przekładu Kubiak, Zygmunt (1929-2004) Państwowy Instytut Wydawniczy Warszawa
AKT PIERWSZY
SCENA PIERSZA Werona; ulica, w pobliżu domu Julii; drzewa i ławka. Walentyn, ubrany do podróży; Proteusz. Walentyn Dajże mi spokój, drogi Proteuszu! Mówię ci: ten, kto młodość spędza w domu, Umysł ma także zabity deskami. Gdyby więc serca twojego w niewolę Nie pojmał oczu miłowanych czar, Jakżebym pragnął, byś pojechał ze mną Oglądać dziwy na szerokim świecie Zamiast tu w kraju gnuśnieć i bezczynnie Marnować młodość. Ale cóż? Ty kochasz — Przeto niech miłość będzie ci łaskawa, Jak i mnie, jeśli trafię pod jej prawa. Proteusz Więc jedziesz? Żegnaj, miły Walentynie! Pomyśl o swoim Proteuszu, skoro Osobliwego coś ujrzysz w podróży. Ilekroć los się do ciebie uśmiechnie, Przynajmniej w myśli dziel się ze mną szczęściem, A jeśli jakaś groza cię osaczy, Całą niedolę zdaj modlitwie mojej, Którą codziennie odmówię za ciebie. Walentyn Pewno z jakiegoś brewiarza miłości? Proteusz Ach, miłość wskaże mi właściwą księgę. Walentyn Już wiem, to będzie płytka opowiastka O miłowaniu głębokim, o młodym Leandrze, który przez Hellespont płynął. Proteusz Wcale nie płytka jest ta powieść, przecież On był po same uszy zakochany. Walentyn A ty już nawet po sam czubek głowy, Chociaż jej nigdy nie moczyłeś w morzu. Proteusz Nie, to twe żarty chcą mnie zepchnąć na dno. Walentyn Przeciwnie, chcę cię ratować. Proteusz Od czego? Walentyn Od zatonięcia w miłości, gdzie wzgarda Zapłatą jęków jest, z serca wydartych, Gdzie — dla maleńkiej chwilki szczęścia — trzeba Dwadzieścia nocy bez snu się mordować. Ledwo zdobędziesz je, już przeminęło, Skoro minęło, musisz znów zdobywać. Przemyślnym trudem głupota kupiona, Oto jest miłość, przemyślność zbłaźniona. Proteusz A więc koniecznie chcesz mnie nazwać błaznem? Walentyn Bardzo bym nie chciał, ale chyba muszę. Proteusz Miłość zniesławiasz, a nie mnie, mój drogi. Walentyn Miłość twą panią jest, bo włada tobą. A kto na jarzmo błazeńskie się godzi, Do grona mędrców niezbyt się nadaje. Proteusz A jednak prawią uczeni autorzy, Że tak jak robak w najpiękniejszych pąkach, Miłość w najsubtelniejszych duszach mieszka. Walentyn Lecz prawią dalej ci sami autorzy, Że tak jak pąki najlepszej nadziei Robak wyniszcza, zanim się rozwiną, Tak właśnie młodych dusz subtelne cnoty W głupstwo obraca miłość, w samym pąku Tak je poraża, że już nie rozkwitną I nie okażą spodziewanej krasy. Ale cóż gadać, skoro z ciebie taki Zaprzysiężony hołdownik miłości? Bądź zdrów, raz jeszcze. Tam ojciec na drodze Już czeka, by mnie wyprawić na morze. Proteusz Chcę odprowadzić cię tam, Walentynie. Walentyn Nie, mój kochany, tu się pożegnajmy. Do Mediolanu przysyłaj mi listy O swej miłosnej doli i o wszystkim, Co tu się zdarzy, gdy będę daleko. Ja też do ciebie będę często pisał. Proteusz Niech ci tam szczęście jak najlepiej sprzyja! Walentyn Tak samo tobie w ojczyźnie! No, bywaj! Ściskają się. Walentyn odchodzi. Proteusz On czci niesyty, a ja miłowania. On rzuca druhów, by im czci przysporzyć, A ja samego siebie, druhów, świat, Wszystko rzuciłem dla miłości. Julio, To ty zmieniłaś tak moją istotę, Że mi nauka zbrzydła, że ogłuchłem Na dobre rady, świata nic nie cenię, Duszę mą tęskne pożera marzenie. Chybcik nadbiega zadyszany, niosąc bagaż. Chybcik A, pan Proteusz... witam... był tu pan mój? Proteusz Właśnie stąd odszedł, by na okręt wsiadać. Chybcik To już odjechał — głowę daję za to! Baranią głowę! Że też go zgubiłem! Proteusz Tak, baran często pozostaje w tyle, Jeśli go pasterz zaniedba na chwilę. Chybcik

Chce pan powiedzieć, że mój pan jest pasterzem, a ja baranem?

Proteusz Właśnie. Chybcik

Ejże! A więc moje rogi do niego należą, czy śpię, czy czuwam.

Proteusz Głupia odpowiedź, zaiste godna barana. Chybcik Wychodzi więc na to, że jednak jestem baranem. Proteusz Oczywiście! A twój pan pasterzem. Chybcik Zaraz, mogę udowodnić, że wcale tak nie jest. Proteusz

Porządnie się namęczysz, a ja i tak znajdę lepszy argument.

Chybcik

Pasterz szuka barana, a nie baran pasterza; tymczasem ja szukam mojego pana, a mój pan wcale mnie nie szu- ka. Wniosek: baranem nie jestem.

Proteusz

Poczekaj! Baran dostaje żarcie od pasterza, a nie pasterz od barana. Ty żyjesz z kiesy pana, a twój pan z ciebie by nie wyżył. Wniosek: jesteś baranem.

Chybcik Już dosyć! Bo zaraz be... będę wołał: beee... Proteusz Ale do rzeczy! Czy oddałeś mój list Julii? Chybcik

Według rozkazu. Ja, zbłąkana owieczka, oddałem pań- ski list tej frywolnej owieczce, a ona, frywolna owiecz- ka, figę dała zbłąkanej owieczce za ten trud.

Proteusz Coś za dużo tych owieczek na nasze pastwisko. Chybcik

Jeśli boi się pan tłoku na łące, prosta rada: zarżnąć tę ślicznotkę.

Proteusz

Aleś wymyślił! To raczej ciebie, obwiesiu, posłać by do kata.

Chybcik

Dukata? Owszem, parę dukacików byłoby niezłym honorarium.

Proteusz Do kata, mówię, takiego, co ci skórę przenicuje. Chybcik Dukat mój, widzę wyraźnie, na nice się obraca; Za doręczenie listu zbyt licha taka płaca. Proteusz

Gadaj wreszcie, co powiedziała. (Chybcik czyni głową ruch potakiwania.) Co, jakieś kiwanie?

Chybcik Właśnie w tym rzecz. Proteusz Że chcesz mnie wykiwać? Chybcik

Mylisz się, wielmożny. Powiadamiam cię, panie, że ta dama kiwnęła głową, a skoro chciałeś się upewnić, odpowiadam: właśnie w tym rzecz.

Proteusz Inaczej to zrozumiałem. Chybcik

Bardzo bystre rozumowanie. Pozwól, panie, że kiwnę palcem w bucie dla wyrażenia podziwu.

Proteusz

Nie, to ja w ten sposób wyrażę wdzięczność za twoje usługi.

Chybcik Kiepsko mi służy ta służba u pana. Proteusz Sam sobie jesteś winien. Chybcik

Nie, to ty, panie, jesteś mi winien za porządne doręcze- nie listu jakąś inną zapłatę niż kiwanie palcem w bucie.

Proteusz Do licha! lotny masz dowcip. Chybcik

Cóż z tego? I tak nie może dogonić pańskiej opieszałej sakiewki.

Proteusz Dosyć już tych zawikłań! Gadaj krótko: co rzekła? Chybcik

Najpierw rozwikłaj, panie, sakiewkę, aby pieniądze i wiadomość mogły wyfrunąć jednym lotem.

Proteusz

No, niech ci będzie. (daje mu pieniądze) Masz tu za fatygę... Więc co powiedziała?

Chybcik wzgardliwie oglądając monetę

Szczerze mówiąc, panie, przekonałem się, że niełatwo ci będzie ją zdobyć.

Proteusz Co, tak dokładnie zdołałeś połapać się w sytuacji? Chybcik

Złapać, prawdę mówiąc, to mi się nic nie udało: nie dała mi nawet dukata za doręczenie listu. A skoro okazała się tak nieczuła dla posłańca twoich uczuć, obawiam się, panie, że i dla ciebie samego nie będzie bardziej miękka. Nie posyłaj jej innych prezentów oprócz kamieni, albowiem twarda jest jak stal.

Proteusz Ale co rzekła? nic? Chybcik oschle

Nic. Nawet nie pisnęła: „Masz tu za fatygę..." Ale twoja hojność, panie, wspaniale zabłysnęła miedziakiem. W nagrodę za to pozwalam ci, byś odtąd sam nosił swoje listy. A teraz idę wysławić cię przed moim panem.

Odchodzi zamaszystym krokiem. Proteusz ze złością A idźże, idź, aby ocalić okręt, Co nie zatonie, jeśli na nim będziesz, Bo tobie inna, suchsza śmierć pisana. Muszę wyprawić lepszego posłańca — Julia gotowa wzgardzić moim listem Wziąwszy go z ręki takiego nicponia. Wychodzi.

William Szekspir, Dwaj panowie z Werony, przekł. Zygmunt Kubiak, PIW, Warszawa 1958.

Plik zabezpieczony

Typ: application/pdf

Rozmiar: 61.78 MB

William Szekspir, Akt pierwszy. Scena pierwsza, [w:] tenże, Dwaj panowie z Werony, przeł. Zygmunt Kubiak, PIW, Warszawa 1958, s. 13–22.

TEI XML

Typ: text/html

Rozmiar: 0.02 MB

Autor

Shakespeare, William (1564-1616)

Tytuł ujednolicony pol.

Dwaj panowie z Werony

Tytuł ujednolicony oryg.

Two Gentlemen of Verona

Tytuł kolekcji

Dwaj panowie z Werony

Tytuł przekładu

Dwaj panowie z Werony

Rok wydania

1958

Rok powstania

1950-1960

Miejsce wydania

Warszawa

Miejsce powstania

Warszawa

Źródło skanu

Zbiory prywatne

Lokalizacja oryginału

Open Source Shakespeare (OSS)

Dwaj panowie z Werony

Tytuł ujednolicony pol.

Dwaj panowie z Werony

Tytuł ujednolicony oryg.

Two Gentlemen of Verona

Źródło skanu

Zbiory prywatne

Tłumacz

Kubiak, Zygmunt (1929-2004)

Zygmunt Kubiak (1929–2004) był eseistą, tłumaczem i wybitnym znawcą kultury antycznej. Przełożył tylko jedną sztukę Shakespeare’a: Dwóch panów z Werony...