Wiliam Szekspir, Akt pierwszy. Scena pierwsza, [w:] tenże, Tymon Ateńczyk, przeł. Czesław Jastrzębiec-Kozłowski, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1954, s. 13-31.

<title type="main">Tymon Ateńczyk Tymon Ateńczyk William Shakespeare Autor przekładu Jastrzębiec-Kozłowski, Czesław (1894-1956) Państwowy Instytut Wydawniczy Warszawa
AKT PIERWSZY
SCENA PIERWSZA Ateny. Sala w domu Tymona. Różnymi drzwiami wchodzą Poeta, Malarz, Jubiler, Ku- piec i inni. Poeta Dzień dobry, panie. Malarz Cieszę się, żeś zdrowy. Poeta Rzadko cię widzę. Jakże świat się miewa? Malarz Rosnąc — marnieje. Poeta To są rzeczy znane; Ale czy nic masz jakich szczególniejszych I bezprzykładnych nowin? Spójrz, co może Hojność! Zaklęcie jej ściągnęło tutaj Te wszystkie duchy. Patrz, znam tego kupca. Malarz Ja znam ich obu; drugi jest złotnikiem. Kupiec Pan to przezacny. Jubiler O tak, niezawodnie. Kupiec Mąż niezrównany; żyje po to tylko, By niestrudzenie czynić ludziom dobrze; Jest wzorem cnoty. Jubiler Przyniosłem tu klejnot... Kupiec Pokaż go, proszę; dla Tymona pewnie? Jubiler Jeśli zapłaci. Ale co do tego... Poeta czytając ze swego rękopisu „Kto dla nagrody chwali ludzi marnych, Ten kazi czystość poezji: jej celem Jest bowiem — wielbić dobrych." Kupiec patrząc na klejnot Piękna forma. Jubiler Przy tym bogata: popatrz, jakiej wody. Malarz do Poety Obmyślasz, widzę, dzieło ku uczczeniu Wielkiego pana naszego. Poeta Ot, fraszka. Nasza poezja cieknie jak żywica Z pnia, co ją żywi. Krzemień nie da iskry, Dokąd ogniwem ktoś go nie uderzy; Nasz zaś łagodny płomień sam się rodzi I rwie jak bujny potok. — Co masz w ręku? Malarz Obraz. — I kiedyż twa rzecz się ukaże? Poeta Skoro ją złożę Tymonowi w hołdzie. Pokaż swój obraz. Malarz Mam go za niezgorszy. Poeta Dobry, wyborny, rzekłbym: znakomity. Malarz Niezły. Poeta Wspaniały! Jakiż wdzięk w postawie! Jakaż potęga myśli promienieje Z tych oczu! Jaka siła wyobraźni Mieszka w tych ustach! Niemy gest ożywa I zrozumiałym staje się dla widza. Malarz Tak, imitacja życia dosyć trafna. A szczegół ten — czy dobry? Poeta Krótko powiem: Przyrodzie służy twój pędzel nauką, Boś samo życie prześcignął swą sztuką. Przez sceną przechodzi kilku senatorów. Malarz Jak liczny orszak ma nasz pan! Poeta Ateńscy Senatorowie. O, szczęśliwy człowiek! Malarz Coraz ich więcej przychodzi. Patrz! Poeta Widzisz Ten tłumny napływ, istny potop gości? W swym skromnym dziele daję obraz męża, Co go świat cały przyciska do łona W miłości szczerej. Mój swobodny polot Omija wszelkie małostki i płynie Szlakiem poezji; odtrącam ze wzgardą Niską złośliwość; szybując jak orze! Śmiało, wciąż naprzód, śladów nie zostawiam. Malarz Jak mam to pojąć? Poeta Zaraz ci wyłuszczę. Widzisz, jak wszystkie stany, wszystkie dusze -— Gładcy pochlebcy i ludzie poważni — Skwapliwie pragną służyć Tymonowi: Wielka fortuna jego, połączona Z zacną naturą i dobrotliwością, Wszystkie na równi podbija mu serca — Od obłudników aż do Apemanta, Który sam siebie najsurowiej sądzi; Nawet on klęka przed nim i gdy Tymon Skinie mu głową, odchodzi w pokoju. Malarz Rozmawiających widziałem ich. Poeta Panie, W moim utworze tron Fortuny stoi Na wdzięcznej górze; u jej stóp się tłoczą Ludzie różnego stanu i zasługi, Którzy pracują na tym tu padole, By wspiąć się wyżej. Wszyscy wbili oczy W dostojną panią. Jednej z tych postaci Nadałem rysy Tymona. Fortuna Swą śnieżną ręką wzywa go ku sobie — I ten znak łaski zmienia w niewolników Jego rywali. Malarz Utrafiłeś w sedno. Ten tron, ta góra, ten mąż wyróżniony Spośród tysięcy, który chyląc czoło Ma stromym zboczem iść po swoje szczęście — Byłby, mym zdaniem, wspaniałym tematem Dla naszej sztuki. Poeta Proszę, słuchaj dalej. Ci wszyscy męże, równi mu niedawno, Niektórzy nawet dostojeństwem wyżsi — W tej chwili biegną za nim na wyprzódki, Kadzą mu, służą, nim jedynie żyją, Ba, strzemię jego mają za rzecz świętą. Jego powietrzem oddychają tylko. Malarz Rzekłeś: „w tej chwili". A co potem, panie? Poeta Gdy na pstrym koniu jeżdżąca Fortuna Cofnie mu względy, wszyscy ci służalcy, Co na czworakach wzwyż się za nim pięli, Odbiegną, dadzą w dół mu się ześliznąć, A towarzyszyć nie będzie mu żaden. Malarz Zwykle tak bywa. Znam tysiąc obrazów Ukazujących dobitniej niż słowa Te nagle ciosy niestałej Fortuny. Lecz niech się Tymon przekona z twych wierszy, Że gmin był nieraz świadkiem tych upadków. Słusznieś uczynił. Trąby. Wchodzą: otoczony orszakiem Tymon; rozmawiający z nim Sługa Wentydiusza; za nimi idą Lucyliusz i inni dwo- racy. Tymon Zatem jest w więzieniu? Sługa Wentydiusza Tak, zacny panie. Winien pięć talentów Środki ma szczupłe, wierzycieli twardych. Twój list do ludzi, którzy go zamknęli, Mógłby go zbawić; w razie twej odmowy — Będzie zgubiony. Tymon Szlachetny Wentydiusz! Zgoda, nie zwykłem przyjaciół opuszczać W srogiej niedoli. Wiem, że zasługuje Na moją pomoc, i dam mu ją chętnie. Spłacę dług jego, pan twój będzie wolny. Sługa Wentydiusza I wdzięczny tobie aż do końca życia. Tymon Przyślę zań okup. Pozdrów go ode innie. Gdy go wypuszczą, proś, by mię odwiedził: Pomóc słabemu — to jeszcze za mało, Trzeba go wesprzeć później. — Bywaj zdrowy. Sługa Wentydiusza Życzę ci, panie, wszelkiej pomyślności! Wychodzi. Wchodzi Stary Ateńczyk. Stary Ateńczyk Pozwól mi mówić, panie. 1 Talent — najwyższa grecka jednostka monetarna. Tymon Słucham, ojcze. Stary Ateńczyk Masz w domu sługę imieniem Lucyliusz. Tymon Owszem. Cóż dalej? Chcesz się z nim zobaczyć? Stary Ateńczyk Każ mu się stawić, dostojny Tymonie. Tymon Jest tu na sali, czy nie? — Lucyliuszu! Lucyliusz występując naprzód Jestem do usług waszej wielmożności. Stary Ateńczyk Ten człek, Tymonie, przez cię wyniesiony, W domostwie moim bywa wieczorami. Jam od młodości ciułał grosz do grosza — I rad bym widzieć kogoś godniejszego Mym spadkobiercą niźli krajczy. Tymon Słucham. Stary Ateńczyk Mam jedynaczkę, żadnych innych krewnych, Którym bym spadek zostawił po sobie. Dziewczę jest ładne, bardzo jeszcze młode, A wychowane wzorowo zaiste, Bom nie żałował kosztów. Ten twój człowiek Stara się o nią. Panie, racz mój zakaz Umocnić własnym — moje słowa bowiem Nic nie wskórały. Tymon To człowiek uczciwy. Stary Ateńczyk Niechże uczciwie postąpi, Tymonie: Swoją rzetelność mając za nagrodę, Niech mi zostawi córkę. Tymon Czy go kocha? Stary Ateńczyk Młodość jest zawsze do miłości skora, Lecz wiemy dobrze ze swych własnych wspomnień, Ile to warte. Tymon do Lucyliusza Kochasz tę panienkę? Lucyliusz Tak, dobry panie; i mam jej wzajemność. Stary Ateńczyk Jeżeli wyjdzie za mąż bez mej zgody, Niebo mi świadkiem: wezmę spadkobiercę Spośród żebraków, ją zaś wydziedziczę. Tymon Gdyby natomiast poślubiła kogoś Równego sobie, jakie dasz jej wiano? Stary Ateńczyk Dziś — trzy talenty, w spadku — cale mienie. Tymon Ten szlachcic wiernie służył mi od dawna. By się odwdzięczyć, chcę mu trochę pomóc W budowie jego szczęścia. Daj mu córkę; Ode mnie będzie miał on kwotę równą Jej posagowi. Stary Ateńczyk O, szlachetny panie! Poręcz honorem, a wyrażę zgodę. Tymon Oto ma ręka; zastawem — mój honor. Lucyliusz Kornie dziękuję waszej wielmożności. Co bądź posiadam, cokolwiek posiędę — Za wszystko zawsze tobie wdzięczen będę! Wychodzą Lucyliusz i Stary Ateńczyk. Poeta wręczając swój poemat Przyjm moją pracę i długie żyj lata! Tymon Dzięki. Nie odchodź, pogadamy później. Widzę, żeś przyniósł mi coś, przyjacielu? Malarz wręczając swój obraz Tak, malowidło. Ośmielam się prosić, Byś chciał je przyjąć. Tymon Lubię malowidła. Obraz jest niemal samymże człowiekiem, Bo gdy naturę naszą grzech odmieni, Zewnętrzny tylko zostaje z nas pozór — Jak o tym świadczy portret. Cenię dar twój; Że cenię, wkrótce dowiodę. Zaczekaj, Aż będę wolny. Malarz Bogom cię polecam! Tymon Witam waszmości; niech twą dłoń uściskam; Spożyjmy razem obiad. — Wszyscy mówią O twym klejnocie. Jubiler Czyżby go ganili?! Tymon Przeciwnie, same pieją mu peany. Gdybym zapłacił tak, jak mi go chwalą, Zejdę na dziady. Jubiler Oni po kupiecku Tę rzecz szacują; ale ty wiesz dobrze, Iż dwa przedmioty, równe sobie ceną, Dla właścicieli różnią się wartością. Wierzaj ini, panie: klejnot wypięknieje, Gdy go ponosisz. Tymon Zgrabnie sobie szydzisz. Kupiec Nie, on powtarza to, co wszyscy głoszą. Tymon Patrzcie, kto idzie! Zmykajcie, bo zaraz Pocznie was gromić. Wchodzi Apemantus. Jubiler Zniesiemy to wspólnie Z tobą, Tymonie. Kupiec Nikogo nie szczędzi, To pewna. Jubiler Witaj, miły Apemancie. Apemantus

Jeślim ja miły, toś ty psem Tymona, A te łotrzyki — uczciwymi ludźmi.

Tymon Czemu łotrami zwiesz ich? Wszak ich nie znasz. Apemantus Czyż nie są Ateńczykami? Tymon Owszem. Apemantus W takim razie nie cofam swoich słów. Jubiler Znasz mnie, Apemancie? Apemantus Oczywiście; przecie nazwałem cię po imieniu. Tymon Pyszny jesteś, Apemancie. Apemantus Najbardziej pyszny z tego, żem niepodobny do Tymona. Tymon Dokąd idziesz? Apemantus Zamordować uczciwego Ateńczyka. Tymon Skażą cię za to na śmierć. Apemantus

Słusznie, jeżeli prawo przewiduje karę śmierci za coś, co jest niemożliwe.

Tymon Jak ci się podoba ten obraz, Apemancie? Apemantus Wielce mi się podoba jego naiwność. Tymon Czyż nie pracował dobrze malarz, który go spłodził? Apemantus

Już lepiej pracował ten, który spłodził malarza; wszelako stwo- rzył dzieło plugawe.

Malarz Ty psie! Apemantus

Twoja matka i ja należymy do jednego rodzaju; jeślim pies, to czym jest ona?

Tymon Apemancie, zapraszam cię na obiad z całego serca. Apemantus Na obiad z twego serca? Nie jadam mężczyzn. Tymon Gdybyś to czynił, nasze panie byłyby oburzone. Apemantus Ależ one jadają mężczyzn: dzięki temu rosną im brzuchy. Tymon Sprośna uwaga. Apemantus

Boś ją sprośnie wytłumaczył. Sprośność jest twoja, więc możesz ją sobie zabrać.

Tymon Jak ci się podoba ten klejnot, Apemancie? Apemantus Mniej niźli szczerość, za którą nikt grosza nie daje. Tymon Jak myślisz: ile wart? Apemantus Myślę, że nie warto myśleć, ile wart. — Jak się masz, poeto! Poeta Jak się masz, filozofie! Apemantus Kłamiesz. Poeta Nie jesteś filozofem? Apemantus Owszem. Poeta Zatem nie kłamię. Apemantus Nie jesteś poetą? Poeta Owszem. Apemantus

Zatem kłamiesz: zajrzyj do swego ostatniego dzieła, gdzie z Ty- mona zrobiłeś godnego człowieka.

Poeta Nie ja go takim zrobiłem — on naprawdę jest godny. Apemantus

Tak, godny ciebie i zapłacenia ci za twoje trudy; kto się ko- cha w pochlebstwie, godny jest pochlebcy. O, bogowie, czemuż nie jestem wielkim panem!

Tymon Cóż byś wtedy uczynił, Apemancie? Apemantus

To samo, co Apemantus czyni teraz: z całej duszy nienawi- dziłbym wielkiego pana.

Tymon Co! siebie samego? Apemantus Tak. Tymon Za co? Apemantus

Za to, żem głupio pragnął zostać wielkim panem. — Czyś ty nie kupiec?

Kupiec Owszem, Apemancie. Apemantus Jeśli nie z bogów woli, zgiń przez handel! Kupiec Stać się to może tylko z woli bogów. Apemantus Twym bogiem handel; niech cię bóg twój zgubi! Trąby za sceną. Wchodzi Sługa. Tymon Kto to przybywa? Sługa Alcybiades, panie. Przyjechał konno; ma ze sobą orszak Dwudziestu — konnych również —- towarzyszy. Tymon Przyjmcie ich, proszę; wprowadźcie ich do nas. Wychodzi kilku dworaków. Musimy wspólnie zjeść obiad. Zostańcie, Aż dank wam złożę. Ty mi po obiedzie Swą rzecz przeczytasz. Cieszy mnie wasz widok. Wchodzą: Alcybiades ze swym orszakiem oraz dworacy. Witam waszmości! Kłaniają się sobie. Apemantus A jakże, a jakże! Niech wasze gibkie członki tknie paraliż! — Te wszystkie łotry niezbyt się miłują, A z gęby miód im płynie! Cóż, dziś człowiek Układną małpą stal się i papugą. Alcybiades Stęskniony dawno, sycę teraz oczy Twoim widokiem, panie. Tymon Pozdrowienie! Spędzimy, tuszę, wiele miłych godzin W swym towarzystwie. Proszę, pięknie proszę. Wychodzą wszyscy z wyjątkiem Apemantusa. Wchodzi dwóch panów. Pierwszy pan Która godzina, Apemancie? Apemantus Godzina, w której należy być uczciwym. Pierwszy pan Ta godzina trwa zawsze. Apemantus Szkoda, że nigdy o tym nie pamiętasz. Drugi pan Idziesz na Tymonową ucztę? Apemantus

Tak. Chcę zobaczyć, jak mięso znika w łotrach, a wino w dur- niach.

Drugi pan Bywaj zdrów, bywaj zdrów. Apemantus Głupiś, że dwakroć życzyłeś mi zdrowia. Drugi pan Dlaczego, Apemancie? Apemantus

Jedno „bądź zdrów" powinieneś był zachować dla siebie, gdyż ode mnie żadnego nie dostaniesz.

Pierwszy pan Powieś się! Apemantus

Poproś o to swego przyjaciela: ja nie myślę spełniać twoich zleceń.

Drugi pan Kłótliwy kundlu! Idź precz, bo cię kopnę. Apemantus Jak pies ucieknę przed kopytem osia. Pierwszy pan

To wróg ludzkości. — Chodźmyż na biesiadę Arcyhojnego Tymona, co samą Prześciga szczodrość swą szczodrobliwością.

Drugi pan Tryska dobrocią. Pluton, bóstwo złota, Ledwie podskarbim jest mu. Siedmiokrotnie Każdą przysługę zwykł on odwzajemniać: Złóż mu dar jaki — wnet otrzymasz dary Bogatsze stokroć. Pierwszy pan Szlachetniejszej duszy Nie ma na świecie. Drugi pan Oby długo żył nam W szczęściu. — Idziemy? Pierwszy pan Służę towarzystwem. Wychodzą.

Wiliam Szekspir, Tymon Ateńczyk, przeł. Czesław Jastrzębiec-Kozłowski, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1954.

Pobierz PDF książki

Typ: application/pdf

Rozmiar: 50.95 MB

Wiliam Szekspir, Tymon Ateńczyk, przeł. Czesław Jastrzębiec-Kozłowski, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1954.

Plik zabezpieczony

Typ: application/pdf

Rozmiar: 11.71 MB

Wiliam Szekspir, Akt pierwszy. Scena pierwsza, [w:] tenże, Tymon Ateńczyk, przeł. Czesław Jastrzębiec-Kozłowski, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1954, s. 13-31.

TEI XML

Typ: text/html

Rozmiar: 0.04 MB

Autor

Shakespeare, William (1564-1616)

Tytuł ujednolicony pol.

Tymon Ateńczyk

Tytuł ujednolicony oryg.

Timon of Athens

Tytuł kolekcji

Tymon Ateńczyk

Tytuł przekładu

Tymon Ateńczyk

Rok wydania

1954

Rok powstania

1950-1960

Miejsce wydania

Warszawa

Miejsce powstania

Warszawa

Źródło skanu

Zbiory prywatne

Lokalizacja oryginału

Open Source Shakespeare (OSS)

Tymon Ateńczyk

Tytuł ujednolicony pol.

Tymon Ateńczyk

Tytuł ujednolicony oryg.

Timon of Athens

Źródło skanu

Zbiory prywatne

Tłumacz

Jastrzębiec-Kozłowski, Czesław (1894-1956)

Czesław Jastrzębiec-Kozłowski (1894–1956) przetłumaczył dwie sztuki Shakespeare’a: Tymona Ateńczyka (1954) oraz wydaną pośmiertnie Burzę (1999). Ukończył gimnazjum w Kijowie, dalsze...