William Szekspir, Akt I. Scena pierwsza, [w:] tenże, Romeo i Julja: tragedia w 5 aktach, przeł. i oprac. Władysław Tarnawski, Krakowska Spółka Wydawnicza, seria „Biblioteka Narodowa”, Kraków 1924, s. 4-13.
Grzegorzu, słowo daję, nie pozwolimy sobie
pluć w kaszę!
Pewnie, boby nasze miski były spluwaczkami.
Chciałem powiedzieć, że przy sposobności bę-
dziemy rąbać.
Nie wiedziałem, że masz powołanie na drwala.
Walę gracko, gdy mnie rozruszają.
Ale ciężko cię rozruszać.
Nawet pies z domu Montekich może mnie roz-
ruszać.
Ruszać się — to zmieniać miejsce, a być męż-
nym — to stać, jak mur. Więc kiedy cię rozru-
szają, to dajesz drapaka.
Pies z domu Montekich może mnie tak rozru-
szać, że będę stał jak mur przeciw każdemu męż-
czyźnie i dziewce od nich.
To świadczy, żeś tchórz i niezdara. Tylko nie-
zdara trzyma się muru.
Prawda. Dlatego też kobiety, zwane słabemi
naczyniami, zawsze przypierają do muru. Więc ja
mężczyzn od Montekich odtrącę od muru, a przy-
prę do niego ich dziewki.
Kłótnia jest między naszymi panami i między
nami, ich ludźmi.
Wszystko jedno. Po walce z mężczyznami
wezmę się do dziewic i wszystkie pozabijam.
Dziewice?
Dziewice albo dziewictwo — jak tam myślisz.
A stać cię będzie na to.
O, będzie stać, — a wszyscy wiedzą, że ze
mnie ładny kawałeczek mięsa.
Całe szczęście, żeś nie ryba, bo wtedy chyba
byłbyś groszowym śledziem. — Wyciągnij-no swój
instrument, idzie tu dwóch ludzi z domu Monte-
kich.
Już dobyłem szabli. Szukaj tylko zaczepki, ja
za tobą.
Co? chcesz chować się za mojemi plecami?
Nie bój się o mnie.
Pewnie że się ciebie nie boję.
Trzeba, żeby prawo było z naszego boku.
Niech oni zaczną.
Skrzywię się, gdy będę ich mijał, i niech to
rozumieją jak im się spodoba.
Nie, jak im odwagi wystarczy. Przygryzę pa-
lec, im na złość, — jeśli to zniosą, hańba!
Czy to dla nas przygryzasz palec, mój panie?
Przygryzam palec, mój panie,
Czy dla nas przygryzasz palec, mój panie?
po naszej stronie, jeżeli powiem »tak«?
Nie.
Nie, mój panie, ja nie dla was przygryzam
palec, mój panie. Ale ja przygryzam palec, mój
panie.
Czy szukacie zwady, mój panie?
Zwady, mój panie? Nie, mój panie.
Bo jeżeli tak, toście trafili na swego, mój pa-
nie. Służę tak dobremu panu, jak wasz.
Nie lepszemu.
Wszystko w porządku, mój panie.
Tak jest, — lepszemu, mój panie.
Kłamiesz!
Bij, kto w Boga wierzy! Grzegorzu, nie zapo-
minaj o swoim młyńcu!
Dość tego, głupcy!
Nie wiecie, co czynicie. Schować miecze!
Co? z nagą szpadą wśród tych tchórzów? Dalej,
odwróć się i śmierć swą zobacz!
Ja tylko chcę ich godzić. Schowaj szpadę,
Lub ze mną użyj jej, by ich rozdzielić.
Co? z bronią w ręku prawisz mi o zgodzie?
To słowo nienawistne mi, jak piekło,
Jak cały dom Montekich, i jak ty!
No, tchórzu, broń się!
Hej! pałek, dzid, halabard! Znowu bitka?
Bij Kapuletów!- Bij Montekich! Bij ich!
Co tam za wrzawa? Miecz mi dajcie, hola!
Ej, może lepiej kulę — co ci z miecza?
Miecz, mówię! Oto stary mi Monteki
Urąga, wywijając gołą klingą.
Nie trzymaj, puść mię!—Łotrze Kapulecie!...
Puszczaj!
Chcesz guza szukać? Za nic w świecie!
Kto wznowił starą waśń? Czyś był, bratanku,
Przy kłótni tej początku?
Gdzie jest Romeo? O, jak jestem rada,
Że nie był tu, gdy wszczęła się ta zwada.
A znane ci to źródło, cny mój stryju?
Nieznane mi, i badam go napróżno.
Czyś go wszystkiemi nękał sposobami?
To on. Odstąpcie. My tych trosk dojdziemy,
Lub jak głaz chyba głuchy jest i niemy.
Pójdź, żono! — Ty zaś nam swej sztuki dowiedź
I z jego piersi wyrwij szczerą spowiedź.
Dzień dobry, bracie.
Jakto? o tym czasie?
Dziewiąta.
Smutnym —chwila wiekiem zda się.
Czy to mój ojciec odszedł stąd tak śpiesznie?
Tak jest. — Lecz za co smutek dłuży chwile
Romea?
Tego brak, co chwile skraca.
Czy miłość?
Brak...
Miłości?
Brak wzajemności tam, gdzie zwracam miłość.
Ach, czemuż Miłość, tak z pozoru słodka,
Naprawdę jest tak srogą i tyrańską!
Nie, łzy mi się kręcą.
Cóż je wyciska? moje serce?
Twego
Zacnego serca smutek tak głęboki.
Czekaj, cóż cię drażni?
Odchodząc, krzywdę zrządzisz mej przyjaźni.
Jam zgubił siebie, niema mnie tu wcale:
Romeo w mgliste gdzieś uleciał dale.
Jeżeliś smutny, smutnie mi odpowiedz
I wyjaw, kogo kochasz.
Wzdychać — nie, lecz imię
Swej lubej powiedz nie bez melancholji.
Testament pisać!
W coś też podobnego
Mierzyłem, kiedy pomyślałem sobie,
Że kochasz.
Otóż to nad strzelce strzelec!...
I piękną. —
W piękny cel najłatwiej trafić.
Więc ślubowała czystość?
Posłuchaj mnie i przestań o niej myśleć.
A więc mnie naucz, jak mam przestać myśleć.
Wracając wolność oczom. Badaj inne
Piękności.
Powoli!
Nauczę, jeśli dożyć Bóg pozwoli.
William Szekspir, Romeo i Julja: tragedia w 5 aktach, przeł. i oprac. Władysław Tarnawski, Krakowska Spółka Wydawnicza, seria „Biblioteka Narodowa”, Kraków 1924.
William Szekspir, Romeo i Julja: tragedia w 5 aktach, przeł. i oprac. Władysław Tarnawski, Krakowska Spółka Wydawnicza, seria „Biblioteka Narodowa”, Kraków 1924.
Plik zabezpieczony
Typ: application/pdf
Rozmiar: 80.82 MB
William Szekspir, Akt I. Scena pierwsza, [w:] tenże, Romeo i Julja: tragedia w 5 aktach, przeł. i oprac. Władysław Tarnawski, Krakowska Spółka Wydawnicza, seria „Biblioteka Narodowa”, Kraków 1924, s. 4-13.
Romeo i Julja : tragedja w pięciu aktach
Tytuł ujednolicony pol.
Tytuł ujednolicony oryg.
Romeo and Juliet
Źródło skanu
Biblioteka Instytutu Anglistyki UW