William Shakespeare, Akt I. Scena I, [w:] tenże, Wiele hałasu o nic, przeł. Maciej Słomczyński, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1985, s. 8-23.

<title type="main">Wiele hałasu o nic Wiele hałasu o nic William Shakespeare Autor przekładu Słomczyński, Maciej (1920-1998) Wydawnictwo Literackie Kraków
AKT I
Scena pierwsza Ogród LEONATA. Wchodzą LEONATO, HERO i BEATRICE oraz Goniec. LEONATO Dowiaduję się z tego listu, że Don Pedro, władca Aragonii, przybędzie dziś wieczór do Messyny. GONIEC Jest już blisko. Był nie dalej niż trzy mile stąd, gdy rozstałem się z nim. LEONATO Wielu szlachciców utraciliście w tej wojnie? GONIEC Niewielu o jakimkolwiek znaczeniu i żadnego wysokiego rodu. LEONATO Zwycięstwo staje się podwójne, gdy zwycięzca przyprowadza nietkniętą armię do domu. Czytam tu, że Don Pedro obdarzył wieloma honorami młodego Florentyńczyka imieniem Claudio. GONIEC Wielce na to zasłużył, a Don Pedro stosownie mu odpłacił pamięcią. Postawą swą przeszedł oczekiwania, jakie wróżył jego młody wiek. Mając postać jagnięcia, dokonał czynów lwa. Wzniósł się tak wysoko ponad oczekiwania, że nie mógłbyś oczekiwać ode mnie, abym rzekł, jak to uczynił. LEONATO Ma on tu w Messynie stryja, którego to wielce uraduje. GONIEC Oddałem mu już listy i okazał wiele radości; tak wiele, że nie umiała się ukazać skromnie bez liberii goryczy. LEONATO Czy wybuchnął łzami? GONIEC W wielkiej obfitości. LEONATO Miły potop miłości; nie ma oblicza poczciwszego niż to, które obmyto w ten sposób. O ile lepiej płakać z radości, niż radować się płaczem! BEATRICE Powiedz mi, proszę, czy signor Sztych powrócił, czy nie powrócił z wojny? GONIEC Nie znam nikogo noszącego to imię, pani. Nie było nikogo takiego w naszej armii. LEONATO Kim jest ten, o którego pytasz, bratanico? HEROHERO Moja kuzynka ma na myśli signora Benedicka z Padwy. GONIEC O, powrócił i jest tak wesoły jak dawniej. BEATRICE Przybił tu w Messynie kartę z wyzwaniem dla Kupida, chcąc zmierzyć się z nim na długie strzały, a błazen mego stryja, odczytawszy wyzwanie, podpisał się w imieniu Kupida i wyzwał go na ptasie strzałki. Powiedz mi, proszę, jak wielu zabił i pożarł na tej wojnie? Powiedz tylko, jak wielu zabił, gdyż przyrzekłam, że zjem wszystko, co zabije. LEONATO Szczerze mówiąc, zanadto ganisz signora Benedicka, bratanico, ale nie wątpię, że odpłaci ci równą miarą. GONIEC Dobrze zasłużył się na tej wojnie, pani. BEATRICE Mieliście stęchłe zapasy jadła, a on pomógł wam w zjedzeniu ich. Jest to waleczny żarłok, ma wielkie serce w żołądku. GONIEC I jest dzielnym żołnierzem, pani. BEATRICE Dzielnym wobec pani, lecz wobec pana? GONIEC Jest panem wobec pana, mężczyzną wobec mężczyzny; wypchany dosłownie wszelkimi czcigodnymi cnotami. BEATRICE To prawda; jest wypchanym człowiekiem. Lecz gdy mowa o tym, czym jest wypchany — cóż, wszyscy jesteśmy śmiertelni. LEONATO Nie wolno ci opacznie pojmować słów mojej bratanicy, panie; pomiędzy signorem Benedickiem a nią istnieje coś w rodzaju wesołej wojny. Ile razy spotykają się, wybucha między nimi potyczka na dowcipy. BEATRICE Niestety, niczego mu to nie przynosi. Podczas naszego ostatniego sporu cztery z jego pięciu klepek przestały mu służyć i teraz jedna musi rządzić całym człowiekiem. Więc jeśli będzie miał dość rozumu, żeby nie zmarznąć, niechaj weźmie to za różnicę pomiędzy sobą a własnym koniem, gdyż jest to całe bogactwo, jakie mu pozostało, dające uznać go za myślące stworzenie. Któż jest teraz jego towarzyszem? Go miesiąc zawiera z kim innym braterstwo na śmierć i życie. GONIEC Czy to możliwe? BEATRICE Jak najbardziej: słowo swe zmienia jak kapelusze — w ślad za modą — i wiesza na każdym nowym wieszaku. GONIEC Widzę, pani, że nie wpisałaś tego pana do swej księgi. BEATRICE Nie; gdybym tak uczyniła, musiałabym spalić mój gabinet. Lecz powiedz, proszę, kto jest jego towarzyszem? Czy nie znalazł się żaden młody zawadiaka, który pragnie z nim odbyć podróż do diabła? GONIEC Najczęściej przebywa w towarzystwie szlachetnego, czcigodnego Claudia. BEATRICE O Boże, uczepi się go jak choroba. Łatwiej nań zapaść niż na zarazę, a ten, który się nim zakazi, natychmiast wpada w szaleństwo. Niechaj Bóg strzeże szlachetnego Claudia! Jeśli zaraził się Benedickiem, straci tysiąc funtów, nim wyzdrowieje. GONIEC Będę twym przyjacielem, pani. BEATRICE Bądź, miły przyjacielu. LEONATO Nigdy nie wpadniesz w szaleństwo, bratanico. BEATRICE Nie, póki nie nastąpi gorący styczeń. GONIEC Zbliża się Don Pedro. Wchodzą DON PEDRO, DON JOHN, CLAUDIO, BENEDICK i BALTHASAR. DON PEDRO Miły signor Leonato, czy przybyłeś tu powitać swój kłopot? Obyczaje tego świata każą unikać kosztów, a ty wychodzisz im naprzeciw. LEONATO Nigdy do mego domu nie wszedł kłopot w postaci waszej łaskawości; gdy kłopot zniknie, ulga winna pozostać; lecz gdy odjedziesz stąd, smutek pozostanie, a szczęście pożegna mnie. DON PEDRO Zbyt ochoczo witasz swe trudy. To córka twoja, jak sądzę. LEONATO Jej matka wiele razy upewniała mnie o tym. BENEDICK Czy wątpliwości kazały ci pytać o to? LEONATO Nie, signor Benedicku; gdyż byłeś wówczas jeszcze dzieckiem. DON PEDRO Otrzymałeś trafienie, Benedicku. Możemy z tego odgadnąć, kim jesteś teraz, gdy dorosłeś. Szczerze mówiąc, ta dama to wizerunek ojca. Bądź szczęśliwa, pani, gdyż podobna jesteś do czcigodnego ojca. BENEDICK Choć signor Leonato jest jej ojcem, nie chciałaby za całą Messynę mieć jego głowy na ramionach, choć jest tak podobna do niego. BEATRICE Zadziwia mnie, że nadal mówisz, signor Benedicku; nikt cię nie słucha. BENEDICK Cóż to, moja droga Pani Wzgarda! Więc jeszcze żyjesz ? BEATRICE Czy możliwe, aby wzgarda umarła mając tak doskonały pokarm, jakim jest signor Benedick ? Uprzejmość sama musi przemienić się w pogardę, gdy stajesz przed nią. BENEDICK A więc uprzejmość jest zdrajcą. Lecz to pewne, że kochają mnie wszystkie damy z wyjątkiem ciebie. I pragnąłbym odkryć w mym sercu, że nie mam twardego serca, gdyż szczerze mówiąc nie kocham żadnej z nich. BEATRICE A cóż to za szczęście dla kobiet! Miałyby inaczej kłopot z nędznym zalotnikiem. Dziękuję Bogu i mej zimnej krwi, że mam pod tym względem podobne do ciebie usposobienie. Wolałabym raczej słyszeć mego psa szczekającego na wrony niż mężczyznę zaklinającego się, że mnie kocha. BENEDICK Niech Bóg zachowa cię, pani, w tym przekonaniu, wówczas jakiś szlachcic uniknie przeznaczonego mu rozdrapania twarzy. BEATRICE Drapanie nie pogorszyłoby takiej twarzy jak twoja. BENEDICK Doskonale mogłabyś uczyć papugi. BEATRICE Ptak mego języka jest lepszy niż zwierzę twojego. BENEDICK Chciałbym, żeby mój koń cwałował tak jak twój język, i tak niezmordowanie. Lecz idź swą drogą w imię Boże. Skończyłem. BEATRICE Zawsze kończysz wierzgając jak nie ujeżdżona szkapa. Znam cię od dawna. DON PEDRO Tak się cała rzecz przedstawia, Leonato. Signor Claudio i ty, signor Benedicku, mój drogi przyjaciel Leonato zaprasza was wszystkich. Powiedziałem mu, że pozostaniemy tu co najmniej przez miesiąc, a on serdecznie prosi, aby jakaś przyczyna zatrzymała nas dłużej. Ośmielam się przysiąc, że zaprasza nie obłudnie, lecz z serca. LEONATO Jeśli przysiągłeś, panie mój, nie przysiągłeś krzywo. |Do Don Johna.| Pozwól, bym cię powitał, panie mój; skoro pogodziłeś się z księciem, twym bratem, winien ci jestem całą mą powinność. DON JOHNDON JOHN Dzięki ci. Nie jestem wielomówny, lecz dzięki ci. LEONATO Czy wasza łaskawość zechce ruszyć przodem? DON PEDRO Daj mi rękę, Leonato. Pójdziemy razem. Wychodzą wszyscy prócz BENEDICKA i CLAUDIA. CLAUDIO Benedicku, czy dostrzegłeś córkę signora Leonato? BENEDICK Nie dostrzegłem jej, lecz patrzyłem na nią. CLAUDIO Czy nie jest skromną młodą damą? BENEDICK Czy pytasz mnie, jak winien pytać człowiek honoru, chcąc usłyszeć mój prosty, prawdziwy sąd? Czy też pragniesz, żebym przemówił tak, jak mam w zwyczaju, będąc znanym wrogiem tej płci? CLAUDIO Nie; powiedz osądzając bezstronnie. BENEDICK Cóż, mówiąc szczerze, myślę, że jest zbyt niska, żeby ją wysoko chwalić; zbyt śniada, żeby jasno ją chwalić, i za drobna, żeby wielce ją chwalić. Mogę tylko tak ją zalecić: że gdyby była inna, niż jest, byłaby brzydka, a że jest taka, jaka jest, a nie inna, nie lubię jej. CLAUDIO Myślisz, że żartuję. Proszę cię, powiedz mi szczerze, jak ci się podoba. BENEDICK Czy chcesz ją kupić, że tak wypytujesz o nią? CLAUDIO Czy świat mógłby kupić taki klejnot? BENEDICK Tak, i futerał, w który go można włożyć. Lecz czy mówisz to poważnie, czy bawisz się w drwiącego szelmę, chcąc wmówić w nas, że Kupid to dobry naganiacz zajęcy, a Wulkan to rzadki cieśla ? Powiedz, w jakim kluczu człowiek ma z tobą razem zaśpiewać tę piosenkę? CLAUDIO W moich oczach jest ona najsłodszą damą, jaką kiedykolwiek ujrzałem. BENEDICK Widzę jeszcze bez okularów i nie widzę niczego takiego. Ta jej kuzynka, gdyby nie była nawiedzoną furią, przewyższa ją urodą, jak pierwszy dzień maja przewyższa ostatni dzień grudnia. Lecz mam nadzieję, że nie masz zamiaru zostać małżonkiem? CLAUDIO Choć poprzysiągłem coś wręcz przeciwnego, z trudem zawierzyłbym sobie, gdyby Hero chciała zostać moją żoną. BENEDICK Więc do tego doszło? Na mą wiarę, czy na świecie nie ma ani jednego człowieka, który nie wkładałby z obawą kapelusza? Czy nigdy już nie ujrzę bezżennego sześćdziesięciolatka? Na mą wiarę, precz z tobą. Jeśli chcesz wrazić szyję w jarzmo, noś je odciśnięte i niech ci niedziele mijają na wzdychaniu. Spójrz, Don Pedro powrócił i rozgląda się za tobą. Powraca DON PEDRO. DON PEDRO Jaka tajemnica zatrzymała was tu, że nie poszliście za nami do Leonata? BENEDICK Niechaj wasza łaskawość rozkaże mi, bym powiedział. DON PEDRO Wzywam cię na twą wierność, abyś tak uczynił. BENEDICK Czy słyszysz, hrabio Claudio? Umiem dochować tajemnicy jak człowiek niemy. Chciałbym, abyś w to wierzył. Lecz na mą wierność, zważ to, na mą wierność, jest zakochany. W kim? Teraz niech rzecz przejmie wasza łaskawość. Zauważ, jak krótka jest jego odpowiedź: — w Hero, krótkiej córce Leonata. CLAUDIO Gdyby tak było, tak by się o tym mówiło. BENEDICK Jak w starej bajce, panie mój: „Nie jest tak, ani tak nie jest, ale niechaj Bóg uchowa, aby tak było". CLAUDIO Jeśli me uczucie nie zmieni się wkrótce, niechaj Bóg uchowa, aby miało być inaczej. DON PEDRO Amen, jeśli ją kochasz, gdyż dama ta wielce na to zasługuje. CLAUDIO Mówisz tak, żeby mnie zwodzić, panie. DON PEDRO Klnę się, że powiedziałem to, co myślę. CLAUDIO I, na mą wiarę, ja także. BENEDICK A ja, klnąc się po dwakroć na me dwie wiary, także. CLAUDIO Że kocham ją, czuję. DON PEDRO Że jest godna tego, wiem. BENEDICK Że nie czuję, jak można ją kochać, ani wiem, że jest tego godna, jest poglądem, którego nawet ogień nie wytopiłby ze mnie. Umrę z nim na stosie. DON PEDRO Zawsze byłeś upartym heretykiem i wrogiem piękności. CLAUDIO I jedynie siłą woli umiał się trzymać swej roli. BENEDICK Za to, że kobieta urodziła mnie, wdzięczny jej jestem; za to, że wychowała mnie, także składam jej me najpokorniejsze dzięki; lecz wszystkie kobiety muszą mi wybaczyć, że na głowie mej nie zabrzmi róg wzywający do łowów ani że nie zawieszą go na niewidzialnych rapciach. Gdyż nie chcę skrzywdzić którejś z nich, okazując jej niewiarę; a przysłużę się sobie, nie wierząc żadnej. Z tego doskonały wniosek, który może uczynić mnie doskonalszym: pozostanę bezżenny. DON PEDRO Nim umrę, ujrzę cię pobladłego z miłości. BENEDICK Z gniewu, z choroby, z głodu, panie mój, lecz nie z miłości. Jeśli dowiedziesz, że więcej krwi wyschło we mnie z miłości, niż przybyło dzięki trunkowi, wydłub mi oczy piórem klecącym ballady i powieś mnie nad drzwiami burdelu jako godło ślepego Kupida. DON PEDRO Cóż, jeśli kiedykolwiek załamie się w tobie ta wiara, będziesz stanowił ważki argument. BENEDICK Jeśli tak będzie, zawieś mnie w koszyku jak kota i strzelajcie do mnie, a tego, który mnie ugodzi, poklep po ramieniu i nazwij Adamem. DON PEDRO Cóż, czas pokaże: „Przychodzi czas, gdy dziki byk musi dźwigać jarzmo". BENEDICK Dziki byk może, lecz jeśli kiedykolwiek rozumny Benedick będzie je dźwigał, utnijcie bykowi rogi i przytwierdźcie je do mego czoła. I niechaj jaskrawo, literami tak wielkimi, jakimi wypisują „Dobre konie do wynajęcia", wymalują pod tym moim godłem: „Oto widzicie Benedicka, człowieka żonatego". CLAUDIO Gdyby się to kiedyś przydarzyło, wpadłbyś w rogatą wściekłość. DON PEDRO Jeśli Kupid nie opróżnił całego swego kołczanu w Wenecji, zadrżysz wkrótce. BENEDICK Więc muszę czekać na trzęsienie ziemi. DON PEDRO Cóż, utemperujesz się z czasem. Lecz na razie, miły signor Benedicku, udaj się do Leonata: poleć mnie, proszę, i powiedz, że niezawodnie przybędę na wieczerzę. Poczynił doprawdy wielkie przygotowania. BENEDICK Mam w sobie dość mocy dla wypełnienia podobnego poselstwa. A więc polecam cię — CLAUDIO Opiece Bożej. Dan w domu moim, gdybym go miał — DON PEDRO — Dnia szóstego lipca. Twój kochający przyjaciel Benedick. BENEDICK Nie; nie drwijcie, nie drwijcie. Korpus waszego przemówienia jest przyozdobiony różnymi skrawkami, byle jak przyszytymi. Zanim zaczniecie znów szydzić ze starych porzekadeł, zajrzyjcie w głąb waszego sumienia. I z tym was pozostawiam. Wychodzi. CLAUDIO Mój władco, może mi wasza wysokość Wyświadczyć wiele dobrego. DON PEDRO Więc poucz Mą miłość, która należy do ciebie, A zaraz ujrzysz, jak chcę się wyuczyć Dla twego dobra każdej trudnej lekcji. CLAUDIO Gzy Leonato nie ma syna, panie ? DON PEDRO Żadnego dziecka prócz Hero. Jest ona Jedyną jego dziedziczką. Czy jesteś W niej zakochany, Claudio? CLAUDIO Ach, mój panie, Gdy wyruszałeś na minioną wojnę, Patrzyłem na nią, lecz okiem żołnierza, Które lubiło, lecz miało przed sobą Surowsze sprawy niż doprowadzenie Do tego, aby „lubię" w „kocham" zmienić. Lecz powróciłem dziś; myśli o wojnie Odeszły; miejsce ich zostało puste, A do ich komnat poczęły się tłoczyć Miększe i bardziej łagodne pragnienia, Wszystkie mówiące o piękności Hero I o tym, że ją lubiłem przed wojną. DON PEDRO Teraz jest z ciebie prawdziwy kochanek I słów potokiem zamęczasz słuchacza. Gdy kochasz piękną Hero, ciesz się z tego, A ja przedstawię rzecz jej i jej ojcu, Abyś otrzymał ją. Czy nie dlatego Zacząłeś motać tę śliczną opowieść ? CLAUDIO Jak słodko umiesz dopomóc miłości I smutek z rysów kochanka wyczytać! Lecz może dłużej winienem się starać, By nie wydało się to nazbyt nagłe ? DON PEDRO Na cóż most dłuższy niż szerokość rzeki ? To, co konieczne, będzie tu najlepsze, A co usłuży, jest najstosowniejsze. Kochasz ją przecież; a ja przysposobię Najstosowniejsze lekarstwo dla ciebie. Wiem, że będziemy się bawić wieczorem. Zastąpię ciebie, przebrany stosownie, I pięknej Hero powiem: „Jestem Claudio". Serce me złożę w jej piersi, a siła I moc mych wyznań miłosnych uwięzi Jej słuch. Następnie rzecz wyjawię ojcu, Ze skutkiem takim, że zostanie twoją. Więc w czyn przemieńmy to bez żadnej zwłoki. Wychodzą.

William Shakespeare, Wiele hałasu o nic, przeł. Maciej Słomczyński, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1985.

Plik zabezpieczony

Typ: application/pdf

Rozmiar: 67.28 MB

William Shakespeare, Akt I. Scena I, [w:] tenże, Wiele hałasu o nic, przeł. Maciej Słomczyński, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1985, s. 8-23.

TEI XML

Typ: text/html

Rozmiar: 0.04 MB

Autor

Shakespeare, William (1564-1616)

Tytuł ujednolicony pol.

Wiele hałasu o nic

Tytuł ujednolicony oryg.

Much Ado about Nothing

Tytuł kolekcji

Wiele hałasu o nic

Tytuł przekładu

Wiele hałasu o nic

Rok wydania

1985

Rok powstania

1980-1990

Miejsce wydania

Kraków

Miejsce powstania

Kraków

Źródło skanu

Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego

Lokalizacja oryginału

Open Source Shakespeare (OSS)

Wiele hałasu o nic

Tytuł ujednolicony pol.

Wiele hałasu o nic

Tytuł ujednolicony oryg.

Much Ado about Nothing

Źródło skanu

Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego

Tłumacz

Słomczyński, Maciej (1920-1998)

Maciej Słomczyński (1922–1998) był tłumaczem, dramaturgiem i prozaikiem, autorem literatury sensacyjnej. Jako pierwszy na świecie przełożył całość twórczości Shakespeare’a, w...