William Shakespeare, Akt pierwszy, scena pierwsza, [w:] tenże, Juliusz Cezar, przeł. Stanisław Barańczak, „W drodze”, Poznań 1993, s. 9–12.

<title type="main">Juliusz Cezar Juliusz Cezar William Shakespeare Autor przekładu Barańczak, Stanisław (1946-2014) "W Drodze" Poznań
AKT PIERWSZY
Scena pierwsza Ulica w Rzymie. Zbiegowisko plebejskie. Wchodzą trybunowie Flawiusz i Marullus. FLAWIUSZ Rozejść się! Wracać do domów, nieroby! A cóż to, święto? Nie wiecie, że w dzień Powszedni takim jak wy rzemieślnikom Wypada nosić robocze odzienie Stosowne do ich fachu? Ty, kim jesteś Z zawodu? STOLARZ Ja? Stolarzem. MARULLUS To gdzieś podział Skórzany fartuch i liniał? Dlaczegoś Tak się odświętnie wystroił? A ty — Jakie jest twoje rzemiosło? SZEWC

Moje rzemiosło? Żeby uczciwie powiedzieć, panie, w porów- naniu z prawdziwym rzemieślnikiem to ja jestem mało wart — taki sobie, jak to mówią, zapchajdziura.

MARULLUS Ale twój zawód, zawód! Mów i nie kręć! SZEWC

A, zawód! Zawód to ja mam taki, że nikomu nie sprawiam zawodu — przynajmniej nikomu na tym świecie, bo wszy- stkich przybliżam do nieba.

MARULLUS Powiesz mi wreszcie, czym się trudnisz, durniu?! SZEWC

Toć przecież mówię: jestem zapchajdziura, któremu klienci zawdzięczają, że są bliżej nieba. Nie złość się tak, panie, chyba że chcesz, żebym i ciebie w tę stronę wysłał.

MARULLUS Pogróżki? Jeszcze ich będziesz żałował! SZEWC

Nie żałował, tylko żelował, i nie chcę cię wysłać po żadne gruszki, tylko chcę cię przybliżyć do nieba metodą podze- lowania ci zdartych podeszew. Wielkie przybliżenie to nie jest, ale robię, co mogę: jeśli dziura załatana, następuje może nie od razu wniebowstąpienie klienta, ale przynaj- mniej oderwanie się od ziemi.

FLAWIUSZ Jesteś po prostu łataczem obuwia? SZEWC

A jakże, przykładnym szewcem, co to pilnuje kopyta i z szy- dła tylko żyje. Na nic mi ten instrument, kiedy nawa pań- stwowa przecieka albo kiedy kobiecie trzeba dogodzić, toteż w te sprawy się z nim nie pcham — wtykam swo- je szydło wyłącznie w dziurawe podeszwy. Ale też w tej dziedzinie prawdziwy ze mnie chirurg starych butów: gdy stają już na progu śmierci — ja ciach, parę szwów i po krzyku. Dzieło moich rąk deptała już niejedna wybitna noga.

FLAWIUSZ Dlaczego zatem nie tkwisz przy kopycie? Po co zwołujesz uliczne pochody? SZEWC

Szczerze mówiąc, właśnie po to, żeby ludzie w tych pocho- dach zdzierali sobie buty, a mnie tym sposobem przyspa- rzali zarobku. Ale poważnie mówiąc, panie, zrobiliśmy so- bie wszyscy święto, żeby obejrzeć wjazd Cezara i nacie- szyć się jego triumfem.

MARULLUS Nacieszyć się? A czym? Jakie zdobycze Przywozi Cezar? Jakich jeńców przykuł Do kół rydwanu, jaki za nich okup Dostanie się Rzymowi? Tępi głupcy, Nieczułe gbury o sercach z kamienia, Nie pamiętacie Pompejusza? Ileż Razy właziliście na mury, blanki Wież, parapety okien, ba, kominy! Taszcząc ze sobą nawet niemowlęta — Aby przez cały Boży dzień cierpliwie Siedzieć i czekać, aż wielki Pompejusz Raczy przejechać ulicami Rzymu! A ledwie rydwan zamajaczył w dali, Czyż nie ryczeliście tak gromkim chórem, Że wody Tybru drżały, kiedy echo Biegło nad nimi, odbite od rzecznych Urwisk? A dzisiaj — najlepsze odzienie! A dzisiaj — proszę: święto w dzień powszedni! A dzisiaj — kwiaty sypie się pod stopy Tego, kto pobił synów Pompejusza? Biegiem do domów — tam paść na kolana I błagać bogów, aby nie zesłali Plagi, należnej wam za tę niewdzięczność! FLAWIUSZ Idźcie stąd, idźcie już, zacni Rzymianie, Błąd swój naprawcie, zwołując biedaków Waszego stanu na wybrzeże Tybru I tam łzy lejąc, aż wezbrana rzeka Wystąpi z brzegów nawet i w najgłębszych Górskich wąwozach. Plebejusze wychodzą. Widzisz? Choć lud ciemny, Da się go wzruszyć. Spójrz, jak szybko znikli: Głos odebrało im poczucie winy. Idź tą ulicą w stronę Kapitolu, Ja pójdę tędy. Jeśli gdzieś zobaczysz Posąg Cezara, a na nim symbole Królewskiej władzy, zerwij je. MARULLUS Uważasz, Że można? Przecież święta Luperkaliów... FLAWIUSZ Cóż z tego? Ważne, aby żaden posąg Nie był wyrazem hołdu dla Cezara. Pokręcę się po mieście i rozpędzę Motłoch do domów. Ty też, jeśli ujrzysz, Że się gromadzą, rozkaż im się rozejść. Skrzydła Cezara porastają w pióra I trzeba nam je skubać: bo inaczej Uleci wyżej niż inni, w regiony, Gdzie nie doścignie go ludzkie spojrzenie — I wisząc w górze jak sokół, z nas wszystkich Uczyni wiecznie drżących niewolników. Wychodzą.

William Shakespeare, Juliusz Cezar, przeł. Stanisław Barańczak, „W drodze”, Poznań 1993.

Plik zabezpieczony

Typ: application/pdf

Rozmiar: 66.41 MB

William Shakespeare, Akt pierwszy, scena pierwsza, [w:] tenże, Juliusz Cezar, przeł. Stanisław Barańczak, „W drodze”, Poznań 1993, s. 9–12.

TEI XML

Typ: text/html

Rozmiar: 0.01 MB

Autor

Shakespeare, William (1564-1616)

Tytuł ujednolicony pol.

Juliusz Cezar

Tytuł ujednolicony oryg.

Julius Caesar

Tytuł kolekcji

Juliusz Cezar

Tytuł przekładu

Juliusz Cezar

Rok wydania

1993

Rok powstania

1990-2000

Miejsce wydania

Poznań

Miejsce powstania

Cambridge, MA

Wydawca

"W Drodze"

Źródło skanu

Zbiory prywatne

Lokalizacja oryginału

Open Source Shakespeare (OSS)

Juliusz Cezar

Tytuł ujednolicony pol.

Juliusz Cezar

Tytuł ujednolicony oryg.

Julius Caesar

Źródło skanu

Zbiory prywatne

Tłumacz

Barańczak, Stanisław (1946-2014)

Stanisław Barańczak (1946–2014) był poetą, tłumaczem i krytykiem literackim. Przełożył w latach 1990–2001 dwadzieścia pięć dramatów Shakespeare’a, jak również znaczną...