William Szekspir, Akt pierwszy, scena I, [w:] tenże, Sen nocy letniej, przeł. Władysław Tarnawski, oprac. Przemysław Mroczkowski, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1987, s. 5-22.

<title type="main">Sen nocy letniej Sen nocy letniej William Shakespeare Autor przekładu Tarnawski, Władysław (1885-1951) Zakład Narodowy im. Ossolińskich Wrocław
AKT PIERWSZY
SCENA I Ateny. Komnata w pałacu Tezeusza. Wchodzą Tezeusz, Hipolita, Filostrat i orszak TEZEUSZ Tak, Hipolito, zbliża się godzina Zaślubin naszych. Cztery dni szczęśliwe Przyniosą nowy księżyc — lecz och, myślę, Jak wolno znika stary! On odwleka Pragnienia me, jak wdowa lub macocha, Co dożywocie pobierając więdnie Na koszt młodzieńca. HIPOLITA Cztery dni z szybkością Zatoną w nocnym mroku, cztery noce Z szybkością prześnią się, a wówczas miesiąc, Do napiętego srebrzystego łuku Podobny dzisiaj na niebieskim stropie, Będzie oglądał nasz świąteczny wieczór. TEZEUSZ Idź, Filostracie, pobudź do zabawy Ateńską młodzież, obudź ochoczego I zuchwałego ducha wesołości, A melancholię wypędź na pogrzeby — Ten blady gość nie dla naszego święta. Wychodzi Filostrat Oręż był moim swatem, Hipolito, Czyniąc ci krzywdy, miłość twą zdobyłem, Lecz w innym tonie będą zaślubiny, Pełne przepychu, biesiad i wesela. Wchodzą Egeusz, Hermia, Lizander, Demetriusz EGEUSZ Wszelakiej pomyślności, Tezeuszu, Przesławny książę nasz! TEZEUSZ Dziękuję, zacny Mój Egeuszu. Cóż to cię sprowadza? EGEUSZ Goryczy pełen, staję tu ze skargą Na własne dziecko, na mą córkę Hermię. — Pójdź bliżej, Demetriuszu. — Ten, dostojny Panie, ma moją zgodę na małżeństwo. — Wystąp, Lizandrze. — Ten, zaś mości książę, Czarami serce córki mej opętał. Tyś, tyś, Lizandrze, pisał do niej wiersze, Miłosne tyś wymieniał z nią pamiątki, Tyś przy księżycu śpiewał pod jej oknem Zdradzieckim głosem pieśń zdradzieckich uczuć, Tyś po złodziejsku wkradł się w wyobraźnię, Ażeby wybić na niej swoje piętno Z pomocą w pierścień uplecionych włosów, Obrączek, cacek, figlów, bawidełek, Fraszek, wiązanek kwiatów i słodyczy — Posłańców, silny wpływ wywierających Na młodość jeszcze nie obytą z życiem. Podstępnie serce córki mej wykradłeś, Zmieniając posłuch, jaki mnie jest winna, W zaciętą krnąbrność. Stąd, łaskawy książę, Jeżeli ona tu, przed twym obliczem Poślubić Demetriusza nie przyrzecze, Zechciej mi przyznać stary nasz przywilej: Jest moją i ja mogę nią rozrządzać, Rozrządzę zaś, wydając ją za tego Wskazując Demetriusza Oto szlachcica, albo posyłając na śmierć Natychmiastową, jaką w tym wypadku Prastarych ustaw przewiduje księga. TEZEUSZ I cóż ty na to, Hermio? Urodziwa Dziewico, pozwól mi na siebie wpłynąć. Ojciec dla ciebie winien być jak bóstwo, On twórcą jest twych wdzięków: powiem więcej, Dla niego tyś figurką z wosku, którą Ulepił, w jego mocy kształt zostawić Lub zatrzeć. Godnym mężem jest Demetriusz. HERMIA Takim jest i Lizander. TEZEUSZ Tak, sam przez się, Lecz w tym wypadku, gdy go nie chce ojciec, Tamtego trzeba mieć za godniejszego. HERMIA Ach, gdybyż ojciec moim patrzył okiem! TEZEUSZ Ty raczej ucz się patrzeć, jak on każe. HERMIA Wasza książęca mość zechce wybaczyć. Nie wiem, skąd bierze mi się ta odwaga I jak skromności mojej to przystoi Przed twym obliczem sprawę mą wyłuszczać, Lecz błagam, panie, o powiadomienie, Jaka najgorsza rzecz mnie może czekać. Jeśli nie zechcę wyjść za Demetriusza. TEZEUSZ Zginiesz lub wyprzysięgniesz się na zawsze Wszelkiego istot ludzkich towarzystwa. Więc radź się, piękna Hermio, swoich pragnień, Pytaj młodości swej, krew swoją badaj, Czy gdy odrzucisz wybór rodzicielski, Potrafisz nosić szaty zakonnicy, Na zawsze zamknąć się w klasztoru ścianach I być bezpłodną siostrą aż do zgonu, Mdłym głosem nucąc hymny na cześć chłodnej, Jałowej Diany? O, po trzykroć szczęsne Te, co nad krwią swą taką mają władzę, Że tę dziewiczą drogę przedsiębiorą! Ziemskiego szczęścia jednak więcej znajdzie Róża, co sok swój odda na wonności, Niż ta, co więdnąc na ciernistym krzaku Dziewictwa, rośnie, żyje i umiera W odosobnieniu ubłogosławionym. HERMIA Tak róść, żyć, umrzeć chcę, mój książę, zanim Oddam dziewicze przywileje temu, Którego jarzmem brzydzi się ma dusza. TEZEUSZ Masz do namysłu czas. Gdy nowy księżyc Zabłyśnie — pora, która ma wycisnąć Wieczystą pieczęć na umowie między Mną a kochanką — na ten dzień gotowa Bądź albo umrzeć za nieposłuszeństwo Ojcowskiej woli, albo oddać rękę Demetriuszowi, jak ci ojciec każe, Lub przed ołtarzem Diany ślub wieczysty Złożyć umartwień i odosobnienia. DEMETRIUSZ Namyśl się, miła Hermio. — Ty, Lizandrze, Odstąp od nieuzasadnionych roszczeń, Szanując moje niewątpliwe prawo. LIZANDER Tyś, Demetriuszu, zdobył miłość ojca, Więc jego poślub, a ja wezmę Hermię. EGEUSZ Tak, tak, szyderco, on ma moją miłość, A moja miłość da mu to, co moje. Wskazując Hermię Ona jest moja; ja na Demetriusza Przelewam wszelkie moje prawa do niej. LIZANDER Równie szlachetny jest mój ród jak jego, O książę, równie wielkie posiadłości, A miłość większa. Równie są pomyślne Widoki moje, z każdej wzięte strony, Jeśli nie lepsze niż Demetriuszowe, Co zaś jest większe nad te wszelkie chluby, Mnie to miłuje urodziwa Hermia. I czemuż nie miałbym swych praw dochodzić? Demetriusz — niechaj mu to powiem w oczy — W zaloty chadzał do Heleny, córy Nedara, aż pozyskał jej uczucia, I słodka pani bez opamiętania Szaleje bałwochwalczo za splamionym Niestałym człekiem. TEZEUSZ Godzi się, bym przyznał, Żem coś zasłyszał o tym i miał zamiar Pogadać o tym nieco z Demetriuszem, Lecz uleciało mi to z myśli pośród Nawału własnych spraw. — Więc, Demetriuszu I Egeuszu, chodźcie razem ze mną, Pewne uwagi pragnę wam poczynić Na osobności. - Ty zaś, piękna Hermio, Gotuj się nagiąć swe upodobania Do życzeń ojca lub ateńskie prawo, którego ostrza stępić nam nie wolno, Na śmierć cię wyda lub samotne życie. — Demetriusz i Egeusz pójdą za mną. Muszę was użyć w pewnych sprawach w związku Z weselem moim i pogadać z wami O czymś, co blisko samych was dotyczy. EGEUSZ Idziemy z całą winną skwapliwością. Wychodzą Tezeusz, Hipolita, Egeusz, Demetriusz i orszak LIZANDER I cóż, kochanie? Blade masz jagody; Czemu tak szybko zwiędły na nich róże? HERMIA Zapewne z braku dżdżu, lecz oczy moje Zalać je mogą oberwaniem chmury. LIZANDER Ach, wedle tego, com wyczytał w księgach Lub poznał z ludzkich opowiadań, nigdy Prawdziwa miłość nie stąpała jeszcze Po gładkiej drodze. Raz nierówność rodu... HERMIA O biada, jeśli to, co zbyt jest szczytne, W niewolę pójdzie zbyt poniżającą! LIZANDER To znów różnica lat popsuła wszystko... HERMIA O krzywdo, stare sprzęgać z młodocianym! LIZANDER Lub bliscy własny narzucili wybór... HERMIA O piekło — cudzym wzrokiem się kierować! LIZANDER Lub jeśli związek urósł ze skłonności, Wnet go obiegły wojna, śmierć, choroba I uczyniły jako dźwięk chwilowym, Jak cień przelotnym, jako sen nietrwałym I krótkim jako błyskawica, która Wśród mrocznej nocy z nagłą gwałtownością Rozświetli ziemię i niebiosa, aby, Nim człowiek zdąży rzucić wyraz „Patrzcie!", Ciemności paszcza znowu ją pożarła. HERMIA Jeżeli zawsze więc prawdziwa miłość Cierpiała, widać tak jest napisane W przeznaczeń księdze. Przeto my w tej próbie Wytrzymałości uczmy się, bo jest to Zwyczajem starym uświęcona bieda, Z miłością tak związana, jak są myśli, Marzenia i westchnienia, jak pragnienia I łzy — miłości wierne towarzyszki. LIZANDER Dobra to wiara. Słuchaj mnie więc, Hermio: Mam ciotkę, wdowę, hojnie opatrzoną Przez męża nieboszczyka, a bezdzietną, O siedem mil od Aten dom jej leży, A ja jak syn jedynak jestem dla niej. Tam, droga Hermio, mogę cię poślubić, Tam nie dosięgnie nas surowe prawo Ateńskie. Jeśli więc mnie kochasz, opuść Ukradkiem jutro wieczór dom ojcowski; W lesie o milę za murami miasta, Gdzie raz spotkałem was z Heleną, aby Majowy ranek uczcić, jak należy, Będę czekał. HERMIA Dobry mój Lizandrze! Oto przysięgam ci na najsilniejszy Kupidynowy łuk, najlepszą strzałę I na jej ostrza połyskliwe złoto, Wenery ptaki z całą ich prostotą, Na moc, co duszę z duszy w pętlę chwyta I wiedzie, gdzie świetlana przyszłość świta, Na żar, co palił Kartaginy panią, Gdy trojańskiego zdrajcy nad przystanią Zniknęły żagle, na te wszystkie śluby Męskie, co czasu nie przeżyły próby — Z ust niewiast nawet ich nie padło tyle — Na miejscu będę na wskazaną chwilę. LIZANDER Bądź, o najdroższa. Patrz, Helena. Wchodzi Helena HERMIA Witaj, Piękna Heleno. Gdzież to zwracasz kroki? HELENA Piękna? Odwołaj piękność tę bez zwłoki, Szczęsna piękności. Wszakże Demetriusza Twa własna piękność do miłości wzrusza, Twoje to oko sieje blask jutrzenki I twoja mowa ma tak słodkie dźwięki, Jak śpiew skowronka dla pasterza w porze, Gdy jeszcze runią jest zielone zboże I ciernie białych pączków płaszcz okrywa. Choroba zwykle bywa zaraźliwa, Ja bym się, piękna Hermio, twym urokiem Zarazić chciała, oko me twym okiem, Twym głosem ucho, język zarażony Mieć tego głosu pieściwymi tony. O, gdyby moja była ziemia cała Bez Demetriusza, całą bym oddała, By zostać tobą. Ty mi bądź mistrzynią I ucz wyglądu, ucz sztuk, co cię czynią Najmniejszych jego serca drżeń władczynią! HERMIA Kocha mnie, choć wzgardliwie marszczę czoło. HELENA O, zrób swą wzgardę mych uśmiechów szkołą! HERMIA Ja klnę, a za to on miłością pała. HELENA Niech me błaganie jak twa klątwa działa! HERMIA Nienawiść moja miłość jego zwiększa. HELENA A miłość ma nienawiść jego zwiększa. HERMIA Szaleństwo jego nie jest moją winą. HELENA Lecz piękność. Gdybyż była moją winą! HERMIA Zniknę mu z oczu, pociesz się, niewiasto. Z Lizandrem społem opuszczamy miasto, To miasto, które zdało mi się rajem, Zanim spojrzeliśmy na siebie wzajem. Jakiej kochanek mój być musi ceny, Gdy z nieba w piekło zmienił mi Ateny. LIZANDER Heleno, oto nasza tajemnica! Jutro wieczorem, kiedy srebrnolica Przejrzy się Febe w wód zwierciadle, lśniącym I płynnych pereł błyśnie nam tysiącem Na traw kobiercu, a więc o godzinie, Która z wykradzeń i ucieczek słynie, Ujdziemy razem poza miejskie bramy. HERMIA A zejść z Lizandrem w gaju tym się mamy, Gdzieśmy zrzucały, leżąc wśród kobierca Białych pierwiosnków, z wezbranego serca Słodyczy pełne nasze tajemnice. Tam to od Aten odwróciwszy lice I stamtąd szybkie nas poniosą kroki, Gdzie nowi ludzie, druhy i widoki. Bądź zdrowa, zabaw towarzyszko miła, Proszę cię, abyś za nas się modliła, A Demetriusza niech ci dadzą nieba. Lizandrze, słownym bądź. Zaczekać trzeba. Do jutra, do północy. Bez miłości Strawy niech do tej pory wzrok nasz pości. LIZANDER Wypełnię, Hermio, co ci obiecałem. Wychodzi Hermia Heleno, bywaj zdrowa. Takim szałem Miłosnym dla cię niech Demetriusz płonie, Jak ten, co dzisiaj gore dlań w twym łonie. Wychodzi Lizander HELENA Jedna nad drugą wznosi się niewiasta Szczęściem. Za piękną mają mnie wśród miasta, Cóż stąd? Demetriusz uznać to się wzbrania, Nie myśląc dzielić ogólnego zdania, A jak on błądzi, w Hermii widząc bóstwo, Tak ja, w nim zalet spostrzegając mnóstwo. Straciwszy umiar, marność i nędzotę Przystraja miłość w blask, w promienie złote, Z duszy, nie z oczu jej promienie idą, Stąd na obrazach ślepy jest Kupido. Dziwacznie wszystko w głowie mu się kręci, Skrzydła bez oczu ma, więc bez pamięci Spieszy się wiecznie — ot, zwyczajnie dziecko, Ułudom chwytać daje się zdradziecko. Jak urwisz chłopak przy zabawie tysiąc Wypowie zaklęć, zwykł też krzywoprzysiąc: Wszak nim Demetriusz spojrzał, jak w zwierciadło, W oczęta Hermii, tyle z ust mu padło Wierności przysiąg dla mnie — grad zaiste! Zionęły żarem oczy promieniste — Demetriusz stopniał w mig i z gradu deszcze. Pójdę, ucieczkę Hermii mu obwieszczę, Niech jutro nocą ściga ją po lesie. Jeżeli ta wskazówka mi przyniesie Jedno „dziękuję", to już będzie wiele, A przecie nędzę swą uweselę Choć tym, że w obie strony on widoku Swojego memu nie poskąpi oku. Wychodzi.

William Szekspir, Sen nocy letniej, przeł. Władysław Tarnawski, oprac. Przemysław Mroczkowski, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, seria „Biblioteka Narodowa”, Wrocław 1987.

Pobierz PDF książki

Typ: application/pdf

Rozmiar: 57.25 MB

William Szekspir, Sen nocy letniej, przeł. Władysław Tarnawski, oprac. Przemysław Mroczkowski, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, seria „Biblioteka Narodowa”, Wrocław 1987.

Plik zabezpieczony

Typ: application/pdf

Rozmiar: 101.93 MB

William Szekspir, Akt pierwszy, scena I, [w:] tenże, Sen nocy letniej, przeł. Władysław Tarnawski, oprac. Przemysław Mroczkowski, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1987, s. 5-22.

TEI XML

Typ: text/html

Rozmiar: 0.03 MB

Autor

Shakespeare, William (1564-1616)

Tytuł ujednolicony pol.

Sen nocy letniej

Tytuł ujednolicony oryg.

Midsummer Night's Dream

Tytuł kolekcji

Sen nocy letniej

Tytuł przekładu

Sen nocy letniej

Rok wydania

1987

Rok powstania

1940-1950

Miejsce wydania

Wrocław

Miejsce powstania

Lwów / Kraków

Źródło skanu

Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego

Lokalizacja oryginału

Open Source Shakespeare (OSS)

Sen nocy letniej

Tytuł ujednolicony pol.

Sen nocy letniej

Tytuł ujednolicony oryg.

Midsummer Night's Dream

Źródło skanu

Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego

Tłumacz

Tarnawski, Władysław (1885-1951)

Władysław Tarnawski (1885–1951) był jednym z pierwszych polskich profesorów anglistyki. Pozostawił w rękopisie przekłady wszystkich dramatów Shakespeare’a, trzy z nich...