William Shakespeare, Akt pierwszy, scena pierwsza, [w:] tenże, Wszystko dobre, co się dobrze kończy, przeł. Stanisław Barańczak, Wydawnictwo Znak, Kraków 2001, s. 9-19.
Lafeu, wszyscy w żałobie.
Wydałam go na świat - teraz wysyłam go w świat. Dla mego
syna to jakby nowe narodziny, ale dla mnie - nowa strata: le-
dwieśmy przecież jego ojca pochowali.
A ja, matko, przy rozstaniu znów opłakuję jego śmierć; muszę
jednak słuchać rozkazu króla - mojego nie tylko władcy, ale te-
raz także oficjalnego opiekuna.
W postaci króla odnajdziesz małżonka, pani, a ty, hrabio, odnaj-
dziesz ojca; ktoś tak zawsze dobry dla wszystkich jak on nie
może nie ogarnąć dobrocią i ciebie. Masz w sobie tyle zalet, że
potraktowałby cię zacnie nawet ktoś, komu dobroci nie dostaje,
a cóż dopiero monarcha, który ma jej w nadmiarze.
Oddalił od siebie lekarzy, pani; liczył niegdyś, że pod ich opieką
poskromi Czas Nadzieją, ale przyniosło mu to tylko tyle, że
z czasem stracił nawet nadzieję.
Ta oto młoda szlachcianka miała ojca - „miała": jakie to smutne,
że można o nim mówić już tylko w czasie przeszłym! - którego
umiejętności były niemal tak wielkie jak jego prawość; gdyby
jej dorównywały, natura stałaby się nieśmiertelna, a śmierć z bra-
ku pracy miałaby wieczne wakacje. Oby żył i mógł leczyć króla!
Pewna jestem, że uśmierciłby jego chorobę.
Cieszył się w swoim zawodzie wielką renomą i miał do tego
pełne prawo: Gerard z Narbony.
Tak, był istotnie znakomitością; król całkiem niedawno mówił
o nim z podziwem - zarazem opłakując jego zgon; bo też był
tak uczony, że mógłby żyć do dziś, gdyby samą nauką dawało
się zwalczyć śmiertelność.
Obyś nie musiał słyszeć o niej nigdy więcej! A więc ta młoda
dama to córka Gerarda z Narbony?
Tak, jego jedyne dziecko, oddane mnie pod opiekę. Mam wobec
niej wielkie nadzieje, odziedziczyła bowiem skłonności, którym
wychowanie nadało właściwy kierunek - jak gdyby upiększając
dar już sam w sobie piękny. Gdy umysłowi brak ładu - nabytych
umiejętności można mu i gratulować, i współczuć: potrafią słu-
żyć i dobremu, i złemu. W jej duszy natomiast nie ma tego po-
mieszania: wypełniają ją same zalety, czy to wrodzone, czy na-
byte.
W soli dziewczęcych łez treść pochwał najlepiej się przechowa.
Ale skoro tylko wspomnienie o ojcu nawiedzi jej serce, tyrania
smutków przepędza z jej twarzy wszelki rumieniec życia. Dosyć
tego, Heleno, dosyć! Jeszcze ludzie, nie daj Boże, pomyślą, że
okazujesz więcej żalu, niż go w istocie czujesz.
Zmarłym należy się opłakanie - w granicach rozsądku; lecz żal
nadmierny jest wrogiem żywych.
I tym samym, żywi są wrogami żalu; nic dziwnego, że żal rychło
ginie od własnego nadmiaru.
Niechaj się spełni po twojej woli wszystko, co dla mnie wyma-
rzyłaś!
Żegnam cię, piękna pani; okaż się godną następczynią swego
ojca!
Zgadłeś. Masz w sobie coś z żołnierza - niedużo, ale zawsze -
zadam ci więc pytanie. Mężczyzna to nieprzyjaciel dziewictwa:
jaką barykadą je chronić?
Ale on ciągle szturmuje; a nasze dziewictwo, choć waleczne,
w obronie łatwo słabnie. Naucz nas jakiejś żołnierskiej sztuki
oporu.
Nic takiego nie istnieje. Mężczyzna oblega waszą twierdzę, aż
wreszcie podkopie się i dokona eksplozji.
Boże, chroń dziewictwo przed ludźmi tak podstępnymi i tak wy-
buchowymi! A czy nie ma żadnej wojskowej metody, którą by
dziewice mogły wysadzać w powietrze mężczyzn?
Jeśli dziewictwo już w gruzach, to przed eksplozją nie ma ob-
rony; pierwszy wyłom w murach to utrata całego miasta. A zre-
sztą w republice natury zachowywanie dziewictwa jest rzeczą
bardzo niepolityczną. W tym wypadku ubytek jest przybytkiem;
nie było dotąd na świecie dziewictwa, którego by nie poprzedza-
ło jakieś rozdziewiczenie. To moneta, którą się inwestuje, aby
zyskać kilkakroć więcej. Dziewictwo traci się raz, ale dzięki tej
jednej utracie światu może przybyć i z dziesięć nowych dziewic;
zachowywanie dziewictwa natomiast to tylko strata. Nazbyt nie-
czuły to kompan. Precz z nim!
Będę go bronić... trochę, choćbym przez to miała umrzeć dzie-
wicą.
Niewiele można powiedzieć na jego pochwałę; dziewictwo jest
sprzeczne z porządkiem natury. Stawać w obronie dziewictwa
to tyle, co oskarżać własną matkę - a to już grzech niewątpliwie
ciężki. Z dziewictwem jest jak z kimś, kto się wiesza - odmawia
ono przedłużenia własnego istnienia, a więc zabija samo siebie;
toteż powinno się je grzebać na rozstajnych drogach, z dala od
wszelkiej poświęconej ziemi, jak desperatów grzeszących prze-
ciw naturze. Dziewictwo to ser, rodzący robaczki, które pożerają
go do ostatniego plasterka, aż można powiedzieć, że zmarł ob-
żarłszy się samym sobą. A poza tym dziewictwo jest kłótliwe,
leniwe, pełne pychy i miłości własnej - tego najbardziej wyklę-
tego z grzechów. Nie zachowuj go - stracisz na tym, czy chcesz,
czy nie chcesz. Precz z nim! W ciągu zaledwie roku z jednej
byłej dziewicy można mieć dwie nowe - niezły procent, a i sam
kapitał będzie się miał całkiem nieźle! Precz z dziewictwem!
Ale jak je stracić, abym na pytanie „dlaczego" mogła odpowie-
dzieć „bo tak mi się podoba"?
Pomyślmy. W tym właśnie sęk: aby tak ci się podobało, potrzeb-
ny jest ktoś, kto ci się spodoba, a komu zarazem tak bardzo się
nie będzie podobało, że jesteś dziewicą, iż dołoży wszelkich sił,
aby ten stan rzeczy zmienić. Dziewictwo to towar, który traci
połysk, kiedy zalega sklepowe półki; im dłużej go na nich trzy-
mać, tym mniej jest wart. Pozbądź się go, póki są nabywcy; ko-
rzystaj z tego, że popyt wciąż jeszcze trwa. Dziewictwo jest jak
niemodny kapelusz podstarzałej damy dworu, suto przybrany
falbanami, ale nie do włożenia, podobnie jak te brosze czy złote
wykałaczki, których nikt już dziś w kapelusz nie wpina. Marsz-
czyć się mogą rodzynki w cieście, ale nie twoje policzki; a dzie-
wictwo, jeśli się postarzeje, przypomina zwiędłą francuską gru-
szkę, która i wygląda nieapetycznie, i smakuje jak garść trocin.
„Ależ to zwiędła gruszka!" „Gdy była świeża, smakowała le-
piej". „No tak, ale teraz jest zwiędła". Co chcesz z nią zrobić?
Żegnaj, Helenko. Będę o tobie myślał na królewskim dworze,
jeśli tylko nie wylecisz mi z pamięci.
Nie mówię o ukrywaniu się, ale o dorastaniu. Dorastałem w za-
sięgu wpływów Marsa.
Mars musiał się obracać w przeciwną niż zwykle stronę, bo i ty
robisz wszystko na odwrót: gdzie trzeba, na przykład, atakować,
tam się cofasz.
Czy to te same względy, które każą uciekać, kiedy robi się nie-
bezpiecznie? Ale twój charakter, to szczególne skrzyżowanie
bitności i bojaźliwości, tworzy kraciasty deseń, w którym jest ci
nawet do twarzy.
Jestem teraz tak zajęty różnymi sprawami, że nie stać mnie na
ciętą ripostę. Wrócę tu jako dworzanin doskonały, i jako taki po-
staram się wpoić ci trochę nabytej ogłady - tak, abyś stała się
godna rady dworaka i potrafiła ją zrozumieć. Jeśli tego nie do-
cenisz, umrzesz w niewdzięczności, a przyczyną twego zgonu
będzie niewiedza. Bądź zdrowa. W wolnych chwilach odmawiaj
pacierze, a jeśli nie znajdziesz wolnej chwili, wspominaj chociaż
przyjaciół. Znajdź sobie dobrego męża i miej z niego taki poży-
tek, jak on z ciebie. To tyle, bądź zdrowa.
William Shakespeare, Wszystko dobre, co się dobrze kończy, przeł. Stanisław Barańczak, Wydawnictwo Znak, Kraków 2001.
Plik zabezpieczony
Typ: application/pdf
Rozmiar: 70.65 MB
William Shakespeare, Akt pierwszy, scena pierwsza, [w:] tenże, Wszystko dobre, co się dobrze kończy, przeł. Stanisław Barańczak, Wydawnictwo Znak, Kraków 2001, s. 9-19.
Wszystko dobre, co się dobrze kończy
Tytuł ujednolicony pol.
Tytuł ujednolicony oryg.
All's Well That Ends Well
Źródło skanu
Biblioteka Instytutu Anglistyki UW