William Shakespeare, Akt pierwszy, scena pierwsza, [w:] tenże, Otello, Maur wenecki, przeł. Stanisław Barańczak, „W drodze”, Poznań 1993, s. 9-16.

<title type="main">Otello, Maur wenecki Otello William Shakespeare Autor przekładu Barańczak, Stanisław (1946-2014) "W Drodze" Poznań
AKT PIERWSZY
Scena pierwsza Wenecja. Ulica. Wchodzą Iago i Rodrigo. RODRIGO Milcz lepiej, dość już, nie pogarszaj sprawy. Z mojej sakiewki to czerpiesz jak z własnej — A o tym wszystkim wiesz i nic nie powiesz! IAGO Czy ty w ogóle mnie słuchasz, człowieku? Jeśli choć śniło mi się coś takiego, Masz prawo mną pogardzać. RODRIGO Sam mówiłeś, Że go nie znosisz. IAGO Nazwij mnie kanalią, Jeśli skłamałem. Trzech możnych Wenecjan, Czapkując przed nim, zabiegało o to, Aby mianował mnie swoim zastępcą: Wiem przecież sam, że w pełni zasługuję Na taką godność. A on? Jemu pycha Pozwala cenić tylko własny plan: Zbył ich nadętym frazesem, strojącym Ogólnikowość w wojskowe terminy, I w końcu spławił zdankiem: „Zresztą, sam już Wybrałem kogoś na to stanowisko". I któż jest tym wybrańcem? O, wyborny Strateg, choć wojnę zna tylko z teorii: Niejaki Michał Cassio, florentyńczyk, Łowca serc taki, że wkrótce nań spadnie Kara ze strony losu: piękna żona; Wódz za to żaden, bo nigdy nie powiódł Oddziału w bój, a o bitewnej sztuce Wie mniej niż baba przy kądzieli: tyle, Ile wyczytał z książek — wiedza, którą Umie nas olśnić byle radny miejski. Zamiast praktyki — pusta paplanina: Taki to żołnierz. A jednak — na niego Padł wybór; mnie zaś, który dałem dowód Swojej wartości na Rodos, na Cyprze, Na chrześcijańskich i pogańskich lądach — Mnie z żagli kradnie wiatr ten... ten księgowy, Ten skryba, to liczydło! On zostaje Zastępcą jego czarnej dostojności, A ja kim? — ledwie marnym adiutantem. RODRIGO Ja bym się zgodził być najwyżej katem, Co go powiesi. IAGO Ba, gdybym miał wybór!... Przeklęta służba. Protekcje, sympatie: Im się zawdzięcza awans, a nie prawu Starszeństwa albo zasłudze. Sam powiedz: Jakiż mam powód, by sprzyjać Maurowi? RODRIGO No to dlaczego mu służysz? IAGO Spokojnie; Ta służba służy mojej przyszłej zemście; Nie każdy może być panem — lecz również Nie każdy, kto nim jest, może polegać Na wiernym słudze. Znajdziesz, owszem, wielu Zgiętych w pokornym pokłonie fagasów, Którzy bez więzów nie potrafią żyć: Tyrają takie osły dla swych panów Za garść obroku, a gdy przyjdzie starość — Fora ze dwora! Poczciwe niedojdy! Lecz są też inni, pod płaszczem wierności Kryjący serce wierne własnym celom: Taki z pozoru słucha pańskich zleceń, Naprawdę — własnych; a porósłszy w pierze, Już tylko sobie samemu się kłania. Tak, w takich ludziach tkwi człowiecza dusza, I ja się do nich liczę... bo, Rodrigo, Bardziej niż swego imienia bądź pewny: Siebie samego wyrzekłbym się tylko, Gdybym mógł zostać kimś takim jak Maur. Służąc mu, służę sobie, tylko sobie. Niech mnie Bóg sądzi — ja wiem, że nie dla mnie Przyjaźń, lojalność: będę je udawał, Lecz po to, aby osiągnąć swój cel. Bo gdybym swoją zewnętrzną postacią Zdradził coś z tego, co kłębi się w sercu — To równie dobrze mógłbym serce rzucić Na żer gołębiom. Nie jestem, kim jestem. RODRIGO

Ten łotr o grubych wargach to naprawdę Szczęściarz, że tak mu się wszystko udaje.

IAGO

Obudź jej ojca, rozwściecz go, Maurowi Nie daj spokoju, sącz jad w jego szczęście, Krzycz po ulicach, podburzaj jej krewnych: Skoro mu klimat sprzyja, niech go chociaż Muchy tną; skoro tyle w nim radości, Dolej w nią strapień, aż radość przyblednie.

RODRIGO Ten dom należy do jej ojca. Krzyczeć? IAGO Krzycz, a krzycz głośno i przerażająco, Jak ktoś, kto w nocy widzi ludne miasto Stające w ogniu przez czyjeś niedbalstwo. RODRIGO Signor Brabantio! Hej, signor Brabantio! IAGO Zbudź się, Brabantio! Złodzieje, złodzieje! Strzeż domu, córki i worków ze złotem! Łapaj złodzieja! BRABANTIO pokazując się w oknie Kto wrzeszczy tak strasznie? Co tam się stało? O co chodzi? RODRIGO Panie, Czy cała twoja rodzina jest w domu? IAGO Czy drzwi zamknięte? BRABANTIO Kto pyta i po co? IAGO Obrabowano cię, panie; na Boga, Ubierz się; serce ci pęknie: straciłeś Pół duszy; my tu gadamy, a twoją Białą owieczkę tryka czarny baran! Wstań, wstań i dzwoń na alarm, zbudź chrapiących Mieszczan, bo diabeł zrobi z ciebie dziadka! Wstań, mówię! BRABANTIO Czyś ty oszalał, człowieku? RODRIGO Czcigodny panie, poznajesz mój głos? BRABANTIO Nie. Ktoś ty taki? RODRIGO Rodrigo. BRABANTIO Z tym większą Niechęcią słucham. Czyż nie rozkazałem, Abyś nie pętał się pod moim domem? Czy nie mówiłem jasno, bez ogródek, Że córka nie dla ciebie? A ty — co? Tak cię obżarstwo i opilstwo dzisiaj Rozzuchwaliło, żeś przyszedł tu szaleć, Złośliwie mącić spokój? RODRIGO Ależ ja — BRABANTIO Możesz być pewny, że mam dość energii I wpływów, aby ci godnie odpłacić. RODRIGO Panie, nie unoś się. BRABANTIO I co za bajdy: Rabunek? Mieszkam w Wenecji, nie na wsi! Mój dom to nie zagroda na odludziu! RODRIGO

Najczcigodniejszy Brabantio, przychodzę Z czystym i prostym zamiarem pomocy.

IAGO

Na rany Boskie, panie, ty naprawdę jesteś jednym z tych, co to nie posłuchają diabła, nawet gdy każe zmówić pacio- rek. Chcemy ci oddać przysługę, a ty nas bierzesz za ja- kichś łobuzów! Dobrze, jeśli chcesz, twoją córkę pokryje arabski ogier; twoje wnuczęta będą rżeć zamiast gaworzyć; będziesz miał pociotków z kompletem podków i kuzynków w postaci kucyków.

BRABANTIO Cóż to za łotr z niewyparzoną gębą? IAGO

Łotr, mój panie, który przynosi ci wieść, że córka twoja i Maur majstrują właśnie wspólnymi siłami zwierzę o pod- wójnym grzbiecie.

BRABANTIO Jesteś nędznikiem. IAGO A ty — dostojnikiem. BRABANTIO Rodrigo, ciebie znam — odpowiesz za to. RODRIGO Odpowiem chętnie. Ale pozwól, panie: Jeśli świadomie dałeś przyzwolenie (Co wiele oznak potwierdza), by twoją Nadobną córkę w głuchą, martwą noc Wiózł jakiś prostak, najemny gondolier W sprośne objęcia lubieżnego Maura: Jeśli wiesz o tym i godzisz się na to — Znaczy to, że cię bezczelnie krzywdzimy. Lecz jeśli nie wiesz — mój podręcznik manier Mówi, że twoja nagana nas krzywdzi. Chyba nie sądzisz, że mógłbym, wbrew prawom Grzeczności, stroić żarty z twej powagi. Jeśli, powtarzam, sam nie pozwoliłeś Córce na taką eskapadę — ona Sama wyrwała się spod twojej władzy I jej urodą, rozumem, fortuną Cieszy się teraz ten obcy przybłęda, Ten obieżyświat, żyjący zarazem Tutaj i wszędzie. Sprawdź, a zyskasz pewność. Jeśli ją znajdziesz w sypialni czy w innej Komnacie twego domu — niech mnie sąd Ukarze za oszustwo. BRABANTIO Skrzesać ognia! Dać mi tu świecę! Budzić wszystkich w domu! Ta zła przygoda jest jak koszmar, który Dręczył mnie w nocy. Czyżby sen się sprawdził? Na samą myśl drętwieję. — Światła, prędzej! Znika z okna. IAGO Bądź zdrów, ja muszę stąd odejść. Przy mojej Pozycji — byłoby głupim ryzykiem, Gdybym pozostał tu i był zmuszony Świadczyć przeciwko Maurowi. Wenecja Może mu nawet udzielić nagany, Lecz go nie wygna, bo jest jej niezbędny: Ma właśnie płynąć na Cypr, gdzie się toczy Wojna z Turkami; a wszystkim wiadomo, Że nie ma wodza równego kalibru, Kogoś, kto umiałby zastąpić Maura W skutecznej walce o ich interesy. Choć nienawidzę go jak mąk piekielnych, Życie mnie zmusza, bym wciągnął na maszt Flagę będącą znakiem — tylko znakiem! — Przyjaźni. Pościg prowadź do zajazdu „Pod Strzelcem" — tam go z pewnością znajdziecie; Ja też tam będę z nim. Do zobaczenia. Wychodzi. Wchodzi Brabantio w stroju nocnym i Służba z pochodniami.. BRABANTIO Ten koszmar jest aż nazbyt rzeczywisty: Zniknęła! Przyszłość nie może mi przynieść Nic prócz goryczy; umrę w pohańbieniu. — Rodrigo, gdzie ją widziałeś? — Nieszczęsna! — Z Maurem, powiadasz? — Bądź, człowieku, ojcem! — Jak ją poznałeś? — Och, tak mnie oszukać! — Czy coś mówiła? — Dajcie więcej świec, Obudźcie wszystkich moich krewnych! — Myślisz, Że ślub już wzięli? RODRIGO Tak, pewnie już wzięli. BRABANTIO Boże mój, jakże ona się wymknęła? Tak zdradzić własną krew! Przyszli ojcowie, Nie wierzcie w czystość myśli waszych córek: Czyż ich postępki nie mogą być skutkiem Czarodziejstw, zdolnych znieprawić naturę Dziewczęcej niewinności? Nie czytałeś O czymś podobnym, Rodrigo? RODRIGO Czytałem. BRABANTIO Wezwijcie mego brata. — Gdybyś ty ją Był wziął za żonę!... — Wy tędy, a reszta Za mną! — Gdzie teraz znaleźć ją i Maura? RODRIGO Myślę, że łatwo wpadnę na ich trop; Weź tylko silną straż i chodźmy razem. BRABANTIO Prowadź, a ja pod każdym domem będę Wołał: Do broni! Nikt mi nie odmówi. — Zbudźcie strażników! — Rodrigo, za twoje Trudy odwdzięczę się, możesz być pewien. Wychodzą.

William Shakespeare, Otello, Maur wenecki, przeł. Stanisław Barańczak, „W drodze”, Poznań 1993.

Plik zabezpieczony

Typ: application/pdf

Rozmiar: 68.71 MB

William Shakespeare, Akt pierwszy, scena pierwsza, [w:] tenże, Otello, Maur wenecki, przeł. Stanisław Barańczak, „W drodze”, Poznań 1993, s. 9-16.

TEI XML

Typ: text/html

Rozmiar: 0.02 MB

Autor

Shakespeare, William (1564-1616)

Tytuł ujednolicony pol.

Otello

Tytuł ujednolicony oryg.

Othello

Tytuł kolekcji

Otello

Tytuł przekładu

Otello, Maur wenecki

Rok wydania

1993

Rok powstania

1990-2000

Miejsce wydania

Poznań

Miejsce powstania

Cambridge, MA

Wydawca

"W Drodze"

Źródło skanu

Zbiory prywatne

Lokalizacja oryginału

Open Source Shakespeare (OSS)

Otello, Maur wenecki

Tytuł ujednolicony pol.

Otello

Tytuł ujednolicony oryg.

Othello

Źródło skanu

Zbiory prywatne

Tłumacz

Barańczak, Stanisław (1946-2014)

Stanisław Barańczak (1946–2014) był poetą, tłumaczem i krytykiem literackim. Przełożył w latach 1990–2001 dwadzieścia pięć dramatów Shakespeare’a, jak również znaczną...