William Shakespeare, Akt pierwszy. Scena pierwsza, [w:] tenże, Poskromienie złośnicy, Dwaj panowie z Werony, przeł. Stanisław Barańczak, „W drodze”, Poznań 1992, s. 161-168.

<title type="main">Dwaj panowie z Werony Dwaj panowie z Werony William Shakespeare Autor przekładu Barańczak, Stanisław (1946-2014) "W Drodze" Poznań
AKT I
Scena pierwsza Rynek w Weronie. Wchodzą Walentyn i Proteusz. WALENTYN Przestań odradzać, dragi Proteuszu: Ten, kto za młodu w czterech ścianach siedzi, Będzie mieć umysł jak te ściany ciasny. Gdybyś nie musiał tkwić jak na łańcuchu W zasięgu wzroku pani twego serca, Wolałbym raczej, byś pojechał ze mną Oglądać cuda szerokiego świata Zamiast tu gnuśnieć i w drętwym lenistwie Marnować młodość. Ale ty się kochasz! No to się kochaj — i niech ci się wiedzie Jak mnie, gdy znajdę się w podobnej biedzie. PROTEUSZ Więc jednak jedziesz? Zegnaj, Walentynie! Wspomnij mnie zawsze, ilekroć przypadkiem Ujrzysz w podróżach rzecz godną uwagi; Podziel się ze mną choć w myślach radością, Gdy los ci będzie sprzyjać — a jeżeli Popadniesz w drodze w jakie tarapaty, Mojej modlitwie oddaj się w opiekę, Bo będę co dzień polecał cię Bogu. WALENTYN Pewnie modłami z jakiegoś sztambucha Zamiast brewiarza? PROTEUSZ Liczy się intencja. WALENTYN Albo słowami z płytkich opowiastek O głębiach uczuć — o tym, jak Leander Co noc z miłości przepływał Hellespont? PROTEUSZ O, ta opowieść wcale nie jest płytka: Leander przecież wpadł po same uszy. WALENTYN Ty także wpadłeś, aż po czubek głowy, Chociaż nie toniesz, jak Leander, w morzu. PROTEUSZ Przestań, pogrążasz mnie tymi drwinami. WALENTYN Przeciwnie, chcę cię wyratować. PROTEUSZ Z czego? WALENTYN Z głębin miłości, gdzie za jęków tuzin Dostaniesz wzgardę, gdzie za tysiąc westchnień Kupisz oziębłość, gdzie za chwilkę szczęścia Zapłacisz cenę stu bezsennych nocy. Jeśli wygrywasz — zysk wielce niepewny, Jeśli przegrywasz — cały twój trud na nic. Taka jest miłość: jedno z dwojga, albo Sam oddasz rozum na służbę szaleństwu, Albo szaleństwo zniewoli twój rozum. PROTEUSZ Więc chcesz mi dowieść, że jestem szalony. WALENTYN Po cóż dowodzić? Sam jesteś dowodem. PROTEUSZ Nie mnie docinasz, lecz samej Miłości. WALENTYN Czyli władczyni, której ślepo słuchasz; A kto się godzi na jarzmo szaleństwa, Do grona mędrców chyba nie należy. PROTEUSZ A jednak mówią nam uczeni w piśmie, Że jak żarłoczny robak w pięknym pąku, Tak miłość mieszka w najtęższych umysłach. WALENTYN I mówią dalej, że jak robak zżera Młodziutkie pąki, nim jeszcze rozkwitną, Tak miłość umie niedojrzały rozum Zmienić w szaleństwo, niszcząc go w zawiązku, Aż pąk umysłu więdnie i usycha, A wraz z nim — przyszłe kwiaty i owoce. Lecz na cóż rady? I tak pozostaniesz Zapamiętałym wyznawcą miłości. Bądź zdrów, raz jeszcze. Ojciec czeka w porcie: Chce się pożegnać ze mną, nim odpłynę. PROTEUSZ Pozwól, że jeszcze cię tam odprowadzę. WALENTYN Nie, Proteuszu; tutaj się rozstańmy. Wyślij mi czasem list do Mediolanu O swej miłosnej doli i o wszystkim, Co tu się zdarzy po moim odjeździe, A ja cię również zasypię listami. PROTEUSZ Niechaj ci szczęście sprzyja w Mediolanie! WALENTYN Tak samo tobie tu w Weronie! Żegnaj! Odchodzi. PROTEUSZ On ściga sławę, ja — miłość. On rzuca Przyjaciół, aby przysporzyć im chluby, Ja zapominam o sobie, o świecie, O przyjaciołach — wszystko dla miłości. Tyś mnie zmieniła, Julio; to przez ciebie Książki w kąt poszły, trwonię czas, nie słucham Rad — udręczony przez sny i nadzieje, Od których słabnie mózg i serce mdleje. Wchodzi Chybcik CHYBCIK Uszanowanie... czy był tu mój pan? PROTEUSZ Tak, ale właśnie odszedł w stronę portu. CHYBCIK Idę o zakład, że już jest na statku! Tak się rozminąć... co za baran ze mnie! PROTEUSZ Tak, baran nieraz błąka się i beczy, Jeśli go pasterz nie ma w ciągłej pieczy. CHYBCIK Mam więc rozumieć, że mój pan to pasterz, a ja — to baran? PROTEUSZ Właśnie. CHYBCIK

Czyli, że moje rogi należą do niego! Przyprawiasz, panie, rogi mojemu panu!

PROTEUSZ Głupia odpowiedź, doprawdy godna barana. CHYBCIK Jeszcze jeden dowód, że jestem baranem. PROTEUSZ Owszem, a twój pan pasterzem. CHYBCIK O nie, ten wniosek mogę obalić pewnym argumentem. PROTEUSZ Spocisz się tylko, a ja i tak znajdę lepszy argument. CHYBCIK

Pasterz szuka barana, a nie baran pasterza; tymczasem ja szukam mego pana, a nie odwrotnie. Wniosek: nie jestem baranem.

PROTEUSZ

Baran dostaje paszę od pasterza, a nie pasterz strawę od barana; ty dostajesz zapłatę od swego pana, a nie pan od ciebie. Wniosek: jesteś baranem.

CHYBCIK Jeszcze jeden taki dowód, a będę beczał. PROTEUSZ No, dość już tego! Powiedz mi, czy oddałeś mój list Julii? CHYBCIK

A jakże. Ja, bezpański baranek, oddałem list jej, beztros- kiej owieczce, a ona, beztroska owieczka, mnie, bezpań- skiemu barankowi, nic nie dała za moje trudy.

PROTEUSZ Coś za dużo tej trzody na nasze małe pastwisko. CHYBCIK

Jeśli trawa na pastwisku wyjedzona, owieczkę najlepiej po- słać na ubój.

PROTEUSZ

No, tu dopiero zbłądziłeś! To raczej ciebie trzeba by po- słać do kata.

CHYBCIK

Posłać mi dukata? Och, za doręczenie listu wystarczy mi nawet mniej.

PROTEUSZ

Przesłyszałeś się: powiedziałem „posłać do kata" — obe- drzeć cię ze skóry.

CHYBCIK „Obedrzeć mnie ze skóry"? Więc ja miałbym płacić? Za to, że listy noszę, mam dukata stracić? PROTEUSZ Mówże wreszcie — czy nic nie powiedziała? CHYBCIKpotakując głową Tak. PROTEUSZ Co znaczy „tak"? Powiedziała czy nie powiedziała? CHYBCIK Nic nie powiedziała. PROTEUSZ To czemu kiwasz głową i mówisz „tak"? CHYBCIK Tym razem pan nic nie rozumie. Nic nie powiedziała, ale skinęła głową — pokazałem właśnie, jak: tak. Kiwa znowu głową PROTEUSZ Za dużo tego kiwania. Nie chcesz ty mnie aby wykiwać? CHYBCIK Krzywdzi mnie pan tym podejrzeniem. PROTEUSZ

Nie skrzywdzę cię więc, jeśli odwołam podejrzenie, ale nic ci nie zapłacę.

CHYBCIK

Trzeba wiele samozaparcia, żeby służyć tak logicznemu rozkazodawcy.

PROTEUSZ Skoro służysz, sam sobie jesteś winien. CHYBCIK

Nie, panie, skoro ci służę, ty mi jesteś winien: i to jakąś lepszą zapłatę niż podejrzenia.

PROTEUSZ Do licha! bystry masz dowcip. CHYBCIK I tak nie mogę nim dogonić pańskiej opieszałej sakiewki. PROTEUSZ

Dość już, dość! Rozwiąż wreszcie tę zagadkę: co powie- działa?

CHYBCIK

Najpierw ty, panie, rozwiąż sakiewkę, aby twoje pienią- dze i moja odpowiedź mogły się jednocześnie wymienić właścicielami.

PROTEUSZ Dobrze już, masz tu za fatygę. Co powiedziała? CHYBCIK

Prawdę mówiąc, panie, jestem zdania, że chyba jej nie zdobędziesz.

PROTEUSZ Czyżbyś wydobył z niej takie wyznanie? CHYBCIK

Ale skąd, nic z niej nie wydobyłem — ani wyznania, ani złamanego grosza za doręczenie listu. A skoro okazała się tak nieczuła dla mnie, doręczyciela twych uczuć, będzie chyba niestety równie nieczuła dla ciebie, gdy jej się z tymi uczuciami oświadczysz, Nie posyłaj jej żadnych podarun- ków, chyba kamienie, bo twarda jest jak stal.

PROTEUSZ Ale co powiedziała? Nic? CHYBCIK

Nic, nawet nie szepnęła: „Masz tu za fatygę". Natomiast po- zwól, panie, że niniejszym zaświadczę twoją hojność, która znalazła wyraz w tym oto miedziaku; w zamian za co obda- rzam cię, począwszy z dniem dzisiejszym, przywilejem wła- snoręcznego noszenia twych własnych listów. Możesz też być pewny, że odpowiednio wysławię cię przed moim panem.

PROTEUSZ Idźże, idź, uchroń statek przed rozbiciem — Bo nie zatonie, mając na pokładzie Ciebie, któremu suchsza śmierć pisana. Chybcik wychodzi. Muszę gdzieś znaleźć lepszego posłańca; Julia zapewne wzgardziła słowami Otrzymanymi z tak niegodnej ręki. Wychodzi.

William Shakespeare, Dwaj panowie z Werony, [w:] tenże, Poskromienie złośnicy, Dwaj panowie z Werony, przeł. Stanisław Barańczak, „W drodze”, Poznań 1992, s. 155-286.

Plik zabezpieczony

Typ: application/pdf

Rozmiar: 55.95 MB

William Shakespeare, Akt pierwszy. Scena pierwsza, [w:] tenże, Poskromienie złośnicy, Dwaj panowie z Werony, przeł. Stanisław Barańczak, „W drodze”, Poznań 1992, s. 161-168.

TEI XML

Typ: text/html

Rozmiar: 0.02 MB

Autor

Shakespeare, William (1564-1616)

Tytuł ujednolicony pol.

Dwaj panowie z Werony

Tytuł ujednolicony oryg.

Two Gentlemen of Verona

Tytuł kolekcji

Dwaj panowie z Werony

Tytuł przekładu

Dwaj panowie z Werony

Rok wydania

1992

Rok powstania

1980-1990

Miejsce wydania

Poznań

Miejsce powstania

Cambridge, MA

Wydawca

"W Drodze"

Źródło skanu

Zbiory prywatne

Lokalizacja oryginału

Open Source Shakespeare (OSS)

Dwaj panowie z Werony

Tytuł ujednolicony pol.

Dwaj panowie z Werony

Tytuł ujednolicony oryg.

Two Gentlemen of Verona

Źródło skanu

Zbiory prywatne

Tłumacz

Barańczak, Stanisław (1946-2014)

Stanisław Barańczak (1946–2014) był poetą, tłumaczem i krytykiem literackim. Przełożył w latach 1990–2001 dwadzieścia pięć dramatów Shakespeare’a, jak również znaczną...